„Negocjują w tajemnicy”. Wolny handel z USA może być sporym zagrożeniem także dla Polski
Jeszcze nie przebrzmiały echa gromkiego NIE jakie w referendum powiedzieli Holendrzy stowarzyszeniowym planom Unii i Ukrainy, a już w Kraju Tulipanów szykuje się kolejne święto demokracji.
Tym razem obywatele Królestwa Niderlandów będą wypowiadać swoje zdanie „za” lub „przeciw” ratyfikacji umowy o wolnym handlu pomiędzy Unią a Stanami Zjednoczonymi – TTIP (Transatlantic Trade and Investment Partnership).
Tajne rokowania
Negocjacje w tej sprawie pomiędzy stronami prowadzone są już od 2013 roku, ale praktycznie żadne informacje o zaawansowaniu rozmów czy też pozycjach negocjacyjnych stron nie przedostają się do wiadomości publicznej, gdyż… owe rokowania są tajne!
Owa „dyskrecja” posunięta jest tak daleko, że nawet europarlamentarzyści (!!) nie otrzymują owych informacji, zaś te z którymi mogą się zapoznać, zobowiązani są utrzymać w tajemnicy!
Już tylko te fakty w pełni wystarczą, by odnosić się do owej umowy z dużą rezerwą. Tak też się dzieje w większości unijnych społeczeństw. Poza holenderskim referendum pod protestem przeciwko TTIP zebrano już 3,5 miliona podpisów Europejczyków, zaś w Berlinie przeciwko temu aktowi prawnemu protestowało ostatnio 250 tysięcy osób! Tylko w naszym kraju cisza. Jak ulał pasują tu słowa z „Wesela” S. Wyspiańskiego : „… niech na całym świecie wojna, byle polska wieś wesoła, byle polska wieś spokojna…”
Sabotaż lub groźba
Sęk w tym, że w przypadku przyjęcia owej umowy o spokoju a tym bardziej radości możemy zapomnieć – w tym kontekście zapowiedzi naszego rządu jak najszybszego jej podpisania należy zakwalifikować albo jako sabotaż albo – jak kto woli – jako groźbę karalną przeciwko społeczeństwu.
Cóż zatem niesie nam ów „interes życia” z Jankesami? Na papierze wszystko wygląda wspaniale. Oto na mocy umowy powstanie największa na naszym globie strefa wolnego handlu, której beneficjentami będą obie strony porozumienia. Znikną cła, spodziewany jest wzrost gospodarczy po obu stronach Atlantyku, zaś Europejczycy ( ponoć ! ) odczują to wcale wymiernie w zasobności swego portfele. Prognozy mówią, że średnio każda czteroosobowa rodzina zyska rocznie około 545 euro. BINGO!
Tyle propagandy, teraz pora na przyjrzenie się realiom. Owe znikające cła wynoszą na dzisiaj od 2 do 5 %, są więc całkowicie symboliczne a wymienione beneficja wystąpić mają (zgodnie z najbardziej optymistycznymi prognozami !) NAJWCZEŚNIEJ od 2027 roku. Także ich wymiar nie poraża: wzrost gospodarczy po obu stronach Atlantyku ma (podobno !) osiągnąć „aż” 0,5 % PKB i to przy założeniu realizacji najbardziej ambitnych założeń.
Wiemy z doświadczenia, że idąc rano z psem na spacer mamy z naszym pupilem ŚREDNIO po trzy nogi… Podobnie rzecz ma się zapewne z owym wzrostem PKB: jeżeli w UE wyniesie on (w optymistycznym wariancie naturalnie !) 0 % zaś u Wuja Sama 1 % to mamy pełne spełnienie prognozy.
Tymczasem droga do owej „ziemi obiecanej” może okazać się dla nas nad wyraz wyboista… Oto zgodnie z badaniami naukowymi Tufts University poświęconymi prognozowanym skutkom TTIP pierwszym efektem jej podpisania będzie… likwidacja w Europie minimum 600 tysięcy miejsc pracy! Zabawmy się teraz w zgaduj – zgadulę: czy Państwa zdaniem owe miejsca pracy znikną – powiedzmy – w Niemczech, czy też – dajmy na to – w Polsce? Zgadli Państwo! Ja też tak myślę!
Wątpliwe normy
W umowie ma obowiązywać zasada „wzajemnego uznawania norm” przez obie strony. Brzmi wyśmienicie, a co oznaczać będzie w praktyce ? Nie od dziś wiadomo, że za oceanem generalnie mają w… no sami Państwo wiecie w którym miejscu, normy ochrony środowiska, zdrowia konsumentów i takie tam różne przeżytki kultywowane jeszcze na Starym Kontynencie. Aby nie być gołosłownym podam kilka przykładów. Oto 82 pestycydy, których używanie jest absolutnie zakazanie w UE są jak najbardziej dopuszczalne w USA, zaś lista zakazanych w produkcji kosmetyków związków chemicznych liczy w Unii 1000 (TYSIĄC !) pozycji zaś za Atlantykiem… 11 (jedenaście !!) ! Wzajemne uznawanie norm oznacza ni mniej ni więcej pojawienie się na półkach naszych sklepów amerykańskich towarów zawierających substancje, których stosowanie jest absolutnie wykluczone w Europie !
To samo dotyczy zmodyfikowanej genetycznie amerykańskiej żywności, która pojawi się na naszym rynku bez informacji o tym fakcie na opakowaniu, gdyż amerykańskie przepisy tego nie wymagają ! Przyjęcie TTIP będzie także podzwonnym dla naszego rolnictwa, resztek przemysłu oraz rodzimych małych i średnich przedsiębiorstw. Dlaczego?
Otóż nasze gospodarstwa są stosunkowo niewielkie i produkując żywność muszą spełniać bardzo wyśrubowane unijne normy. Jak zatem mogą konkurować z wielkopowierzchniowymi molochami nie stosującymi się do żadnych europejskich norm i masowo korzystającymi na przykład w produkcji rolnej z pestycydów, hormonów wzrostu, mleczności czy antybiotyków? Jak by i tego było mało, dodać jeszcze należy, że owa produkcja jest przez amerykański rząd subsydiowana (!), co dodatkowo pozwalać będzie utrzymywanie latami dumpingowych cen celem wycięcia „w pień” wszelkiej konkurencji. Dla zobrazowania skali problemu dodam, że w przypadku wejścia w życie umowy zakładany jest wzrost eksportu do Europy tak produkowanego drobiu o … 36 tysięcy % !! Smacznego. Oczywiście poza branżą mięsną padną także kolejne: nabiałowa i zbożowa.
USA zyskują, inni tracą
Pewnie mając już dosyć mojego „dyżurnego czarnowidztwa” powiecie Państwo: A niby skąd to wszystko wiadomo ? To pewnie czysto teoretyczne zagrożenia nie poparte żadnymi realnymi dowodami ? Otóż niekoniecznie. Wszystko co napisałem, przerobili już na swojej skórze sygnatariusze Północnoamerykańskiego Układu Wolnego Handlu (NAFTA), którymi byli USA, Kanada i Meksyk. Ów akt prawny podpisany w 1992 roku, wszedł w życie 01.01.1994 upłynęło zatem wystarczająco wiele czasu, by móc ocenić jego skutki. Najbardziej ucierpiał rzecz jasna Meksyk gdzie miliony rolników straciło środki do życia po zezwoleniu na wwóz do ich kraju amerykańskich subsydiowanych produktów. Zarówno w Meksyku jak i w Kanadzie dramatycznie zmniejszyła się liczba miejsc pracy, zaś te które pozostały są gorzej płatne, zdecydowanie pogorszyły się także warunki pracy. Nikogo nie powinno to dziwić, wszak Stany Zjednoczone nigdy nie ratyfikowały kluczowych konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy…
Warto także zauważyć, że udział bazy produkcyjnej w gospodarce Kanady zmniejszył się z przeszło 25 do… 11 %! Kraj ten „zakonserwowany został” w roli dostarczyciela surowców, a pamiętajmy, że jest on członkiem elitarnej grupy „G – 7”. Co zatem może czekać Polskę ?! Mówiła o tym kanadyjska ekspertka ds. porozumień handlowych i doradca ONZ – Maude Borlow – w czasie swojej wizyty w Warszawie, gdzie przebywała na zaproszenie Instytutu Globalnej Odpowiedzialności. Oczywiście nasze „wolne media” nie uznały za stosowne zapoznanie z omawianymi przez nią (opisanymi powyżej) faktami polskiej opinii publicznej …
Wszechmoc korporacji
A teraz dla wszystkich, których być może przeraziły nieco opisywane przeze mnie wizje mam prawdziwą wisienkę na torcie! Jest nią zapisany w Umowie mechanizm ISDS, co w przełożeniu na język powszechnie zrozumiały oznacza arbitraż, do którego będą wnosić skargi na rządy krajów w których działają, międzynarodowe korporacje. Pozornie nic niezwykłego, tyle że po pierwsze w tych quasi „sądach” zasiadać będą prawnicy na co dzień zarabiający na chleb w owych korporacjach, po drugie ich orzeczenia są ostateczne i nie przewiduje się żadnej procedury odwoławczej zaś po trzecie cały mechanizm działa w jedną stronę, to znaczy rząd pozwać korporacji nie może zaś korporacja rząd – wprost przeciwnie…
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że zaskarżeniu mogą podlegać WSZYSTKIE działania, które korporacje uznają za szkodliwe dla swoich interesów – na przykład konieczność przestrzegania przepisów BHP, płatne urlopy i urlopy macierzyńskie czy też podniesienie średniej płacy… Miła perspektywa, nieprawdaż ? Co prawda (teoretycznie !) takie samo prawo ma polska firma wobec rządu Stanów Zjednoczonych, ale ów kraj jeszcze NIGDY w historii nikomu nie wypłacił ŻADNEGO odszkodowania co (w chwili rozbrajającej szczerości ) z dumą oświadczył amerykański negocjator TTIP w Warszawie, zaś średni koszt takiego postępowania wynosi „drobne” 8 mln $!
Znając opisane szczegóły trudno zaiste się dziwić, że rozmowy prowadzone są w najściślejszej tajemnicy, zaś planowany tryb podpisania umowy jest kpiną z wszelkich demokratycznych standardów. Zgodnie z Traktatem Lizbońskim o wszystkim zadecydować mają urzędnicy : negocjacje prowadzi i umowę podpisuje Komisja Europejska, zatwierdza ją Rada Europy i – być może (!) – Parlament Europejski! NIE WIADOMO czy konieczna będzie ratyfikacja przez parlamenty wszystkich krajów członkowskich…
Należy zatem bardzo głośno protestować, gdyż nagle możemy obudzić się w całkowicie nowej rzeczywistości, w której będzie nam tak dobrze, że dobrze nam tak!
Panie Piotrze! Dziękuję, że Pan o tym pisze. Niech się dowie jak najwięcej ludzi. Ja przekazuję dalej. Oby się nigdy nie spełniły te negocjacje!!!
Pozdrawiam