Neokolonializm rosyjski. Czy Władimir Putin zbuduje imperium?
W ostatnich miesiącach obserwujemy na arenie międzynarodowej „wzmożony ruch” i ciągłą oscylację wokół groźby konfliktu światowego. Punkt krytyczny na Krymie jest konsekwencją i nieuniknionym skutkiem rosyjskiej ekspansji.
Proces poszerzania wpływów polityczno-gospodarczych Rosji rozpoczął się wraz z wkroczeniem Putina na scenę. Od tego momentu zaczyna się żmudny proces tworzenia post-radzieckiego imperium, aczkolwiek na „czerwonych” fundamentach. Podobne dążenia widoczne były już od dawien dawna, chociażby marzenia wielu cesarzy czy dyktatorów europejskich o odnowie Imperium Romanum. Renesans i zasługa odnowy czasów chwały i potęgi jest kuszącym marzeniem każdego szanującego się „światowej klasy dyktatora”. Prezydent Rosji obrał właśnie taki cel.
Dotychczas w mediach hasło ”Euroazja” pojawia się sporadycznie, nie budzi większych emocji. Traktowane jest w granicach political science fiction. Jest to jednak realny plan kreacji tworu geopolitycznego, oczywiście jeśli już ma być stworzony to tylko na fundamencie rosyjskim. Jego wizualne odzwierciedlenie jest już powszechnie dostępne w internecie. Za pomocą jednego kliknięcia możemy sprawdzić jak mniej więcej wygląda lub może wyglądać wizja imperium nowego cara. Ekspansja na Ukrainie ma bardziej charakter ideologiczny i jest tak naprawdę zabiegiem marketingowym w promocji nowego władcy i scementowania jego pozycji wewnątrz kraju jako ojca narodu i opiekuna uciśnionych. Każdy tyran musi mieć poparcie ludu, inaczej skończy jak chociażby Muammar Kadafi.
To właśnie społeczeństwo rosyjskie daje Putinowi siłę do kontrolowania wielkich koncernów. Widać dobrze jak dba o swój wizerunek w kraju. Bez poparcia społecznego mógłby szybko znaleźć się w podobnej sytuacji co Michaił Chodorkowski 11 lat temu. Gra o wysoką stawkę ma też groźne konsekwencje i prezydent Rosji o tym wie.
Wracając do ekspansji rosyjskiej, jednym z najbardziej dochodowych i intratnych ze strategicznego punktu widzenia kierunków jest Arktyka. Od kilkunastu lat w konsekwencji ocieplania się klimatu, jeszcze kiedyś niedostępne zasoby złóż otworzyły swoje wrota, ponadto pojawiły się nowe trasy handlowe, które stanowczo skracają drogę transportu towarów w handlu międzykontynentalnym. Terytorium wokół bieguna północnego podlega „prawu morza”, które jednak bardzo relatywnie określa pojęcie tzw. szelfu kontynentalnego, względne jest określenie jego zewnętrznej części, dna i wreszcie przynależności.
Teoretycznie morza i terytoria w tamtym rejonie znajdujące się poza ustalonymi granicami państw są „dobrem wspólnym całej ludzkości”. W praktyce jednak niedoprecyzowane umowy otwierają furtki państwu rosyjskiemu i Gazpromowi na swobodne zajmowanie bogatych złóż surowcowych.
Moskiewski neokolonializm w przeciwieństwie do tego z ubiegłych wieków spuszcza na dno kapsułki z flagą, a nie umieszcza ich na nowo odkrytej plaży. Pod dnem wód arktycznych znajduje się ta część tablicy Mendelejewa, która rządzi dzisiejszymi rynkami, ta której brak bądź nadmiar destabilizuje światowe rynki. Z Gazpromem w tym regionie konkuruje Shell, jednak w tej przepychance wynik wydaje się być przesądzony. Rosyjski gigant naftowy wspierany jest przez Putina, czyli de facto przez naród Federacji Rosyjskiej. Z kolei Shell nie może sobie pozwolić na wysyłanie ekspedycji wraz z konwojem marynarki wojennej. Wierzchołek góry lodowej ekspansji rosyjskiej polski widz mógł zobaczyć w programach telewizyjnych dotyczących uwięzienia polskiego naukowca Tomasza Dziemianczuka przez służby Rosyjskiej Federacji.
Pod lodami Arktyki, poza złożami surowców znajdują się nieznane nam gatunki flory i fauny, musimy w końcu pamiętać, że 2/3 naszego globu to morza. Ludzkość znów zatacza krąg krwiożerczego kolonializmu, gdy tylko zwęszymy skarb lgniemy do niego jak ćmy do światła.
W „wyścigu po Arktykę” nie będzie zwycięzcy, zamiast wspólnego dziedzictwa ludzkości biegun północny może zamienić się w naszą wspólną ekologiczną tragedię. Przy dzisiejszej technologii żaden z koncernów nie jest w stanie wydobywać zasobów mineralnych bezpiecznie spod dna morskiego, a obszary dalekiej północy charakteryzują się bardzo ciężkimi warunkami pogodowymi. Przypomina to pierwsze spotkanie człowieka z ogniem – pierwszy kontakt nie należał do najprzyjemniejszych. Tyle, że tym razem może nie skończyć się tylko poparzeniem, a na refleksję nad nowym odkryciem możemy mieć za mało czasu.