Otrzymaliśmy od braci Niemców doskonałe czołgi Leopard. Ponoć za niemal miliard złotych. Mam jakieś nieodparte wrażenie, że ten zakup czołgów, które do służby w Bundeswehrze weszły pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, nie będzie tani.

Sprawa trochę przypomina mi osławiony już zakup przez Polskę świetnych samolotów F-16. (One też weszły do służby w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia). Niektórzy do tej pory nazywają je nielotami…

Miałem kiedyś przyjemność bliżej przyglądać się procesom przerobu złomu stalowego. Dla niewtajemniczonych powiem, że przerób polegał na pocięciu stalowych konstrukcji (statków, elementów mostowych, obrabiarek, wagonów, lokomotyw i tp.) na elementy o określonych, stosunkowo niewielkich wymiarach. To, czego wówczas się dowiedziałem, to między innymi informacja, że najgorszym możliwym złomem, złomem, którego wszyscy przedsiębiorcy w branży starają się unikać jest złom wojskowy. Bardzo trudny do cięcia, niemal niemożliwy do utylizacji. Za szczególnie niewdzięczny uważa się złom w postaci czołgów wycofanych z użytkowania oraz wojenne okręty (nawet te niewielkie).

A my właśnie ten złom sobie do kraju sprowadzamy. Bo nie możemy sami wyprodukować odpowiednio dobrego czołgu. Zdaję sobie sprawę, że zarówno czołgi od niemieckich braci jak i samoloty od amerykańskich przyjaciół jeszcze jakiś czas mogą być w Polsce wykorzystywane. Ale chciałbym też mieć pewność, że rachunek prowadzony od momentu zakupu, za wspomnianą wyżej, stosunkowo niewielką kwotę, poprzez zapewne konieczną modernizację (dostosowanie do warunków polskich), nie tanią eksploatację, aż po ewentualną kasację i utylizację bądź dalszą sprzedaż, będzie dla Polski korzystniejszy niż zakup nowych, polskich czołgów. Nawet, gdybyśmy musieli jakąś pulę pieniędzy przeznaczyć na odbudowę (odgruzowanie) polskich biur konstrukcyjnych, kadry inżynieryjnej, badania nowych, proponowanych rozwiązań.

Sądząc z ostatnich doniesień medialnych, takiej pewności mieć nie mogę.