Ostateczna klęska gimnazjów
Brutalne pobicie gimnazjalistki w Gdańsku, choć było zdarzeniem bulwersującym, należy przede wszystkim potraktować jako symboliczny i ostateczny dowód na klęskę reformy powołującej do życia gimnazja.
A było to w 1998 roku. Wówczas niejaki Mirosław Handke – ówczesny minister edukacji wdrożył w życie zmiany w edukacji, których jednym ze skutków było powstanie gimnazjów – miejsc, w których dochodzi właśnie do zdarzeń takich jak ostatnio w Gdańsku, ale także znacznie bardziej tragicznych w sutkach. I tu znów Gdańsk, w roku 2006 doszło do samobójstwa gimnazjalistki, która wcześniej padła ofiarą molestowania w szkole.
Swoją drogą – może w końcu warto zadać publicznie pytanie o edukacyjną politykę miasta Gdańska. A dokładniej o jej realny i faktyczny wymiar, nie zaś o propagandowe oficjalne komunikaty i sztuczne uśmiechy polityków brylujących podczas rozmaitych oficjalnych uroczystości. W Gdańsku za politykę edukacyjną odpowiada Piotr Kowalczuk… – znany przede wszystkim z tego, że często się uśmiecha… Inne dokonania tego pana nam nie są znane.
W efekcie działań Handkego nastąpiło swoiste wygaszanie edukacji w klasycznym, arystotelesowskim jej rozumieniu, na rzecz edukacji pozornej, w której nauczyciele udają, że uczą, a uczniowie udają, że zdobywają kolejne szczeble wiedzy, kończąc ją poprzez napisanie testu-quizu maturalnego z wymaganym progiem zaliczenia 30 proc., co samo w sobie brzmi jak ponury żart…
Mirosław Handke do dziś nie poniósł żadnej, nawet politycznej odpowiedzialności za tzw. reformę, a oceniając to, co stało się z polską edukacją i z poziomem wiedzy młodych Polaków, nie tylko polityczna, ale i karna odpowiedzialność powinna być tu brana pod uwagę.
Ciekawostką niech będzie to, że dyrektor gdańskiego gimnazjum, w którym doszło do brutalnego pobicia gimnazjalistki, Marcin Hinz już kilka lat temu znalazł się wśród dyrektorów najsłabszych gdańskich szkół:
Które liceum wybrać? Najlepsze i najgorsze gdańskie szkoły 2014
Nikt z gdańskich polityków nie zainteresował się jednak rankingiem „Gazety Bałtyckiej” i nie próbował wyciągać z niego wniosków, bo jak od lat głoszą – „dobrzej jest, jak jest”. Jeśli chodzi o wynagrodzenia dyrektorów gdańskich szkół – sytuacja jest również patologiczna, ponieważ pensje nijak mają się do osiągnięć, o czym także swego czasu alarmowała „Gazeta Bałtycka”:
Dyrektorzy najgorszych gdańskich liceów mają się dobrze. Ile zarabiają?
W efekcie… również nikt nie wyciągnął z tych publikacji żadnych wniosków.
Oczywiście w gdańskim gimnazjum rozpocznie się teraz szereg kontroli mających przede wszystkich wymiar biurokratyczny – kontrolowane będą dokumenty, dzienniki, spisane opinie… Być może odwołana zostanie dyrekcja szkoły, co w żaden sposób nie zmieni tragicznej sytuacji naszej edukacji, ponieważ aby ją odbudować (a w zasadzie zbudować od nowa), przywrócić etos nauki, autorytet nauczyciela, obraz szkoły jako miejsca szczególnie ważnego – potrzeba co najmniej jednego pokolenia.
Zjawisko „edukacji pozornej” istniało już dużo wcześniej – od lat 60-tych ubiegłego wieku.Nie tylko gimnazja są temu winne.Przyczyn jest znacznie więcej.
Do pieca z tym dziadostwem.
Czy ten pan z dzwonkiem i serduszkiem na szyi zajął jakieś stanowisko? Czy dalej tylko sie smieje? Jak dla mnie edukacja w Gdańsku jest tragiczna zwłaszcza na poziomie gimnazjalnym. Ale inne szkoły też nie lepiej.