Petru powinien zacząć od aktywności w radzie dzielnicy
Nie zamierzam zajmować się wyjazdem pana Ryszarda Petru do Portugalii. Nie zamierzam zajmować się także tym, z kim pan Ryszard Petru do owej Portugalii podróżował. Są to prywatne sprawy dwojga ludzi. Jeśli kogoś one interesują, to odsyłam do Faktu lub innego Pudelka. Tam na pewno znajdzie wystarczającą ilość informacji, może nawet pikantnych. Zajmę się natomiast przepływem informacji wewnątrz organizacji. Tak doskonałej, jak kierowana przez pana Ryszarda Petru „.Nowoczesna”.
Okazuje się, że w drugim dziesięcioleciu dwudziestego pierwszego wieku grupa młodych, ponoć doskonale wykształconych (zapewne w gimnazjach, a więc uwaga, może jest to wskazówka, dla pani minister Anny Zalewskiej, że „jej” reforma szkolnictwa jednak jest konieczna i ma sens), fachowców w dziedzinach wszelakich, od dzieciństwa obeznanych z technologiami informatycznymi, komputerami, komórkami, smartfonami, tabletami i Bóg jeden wie, czym tam jeszcze, ma poważny problem z komunikacją.
Mając do dyspozycji wszystkie wymienione wyżej gadżety, a także prasę, radio, telewizję i internet dwoje najważniejszych ludzi z kierownictwa tak „nowoczesnej” jak .Nowoczesna partii nie może w ciągu dwudziestu czterech godzin uzgodnić wspólnej wersji opowiadania, jakie w związku z wyjazdem pana Petru zostanie przekazane „ciemnemu ludowi”. Jednego dnia po południu z ust pani Lubnauer pada informacja, że wyjazd jest wyjazdem partyjnym i przewodniczący Petru będzie realizował zadania partyjne na terenie Portugalii, a już następnego dnia rano przewodniczący Petru informuje gawiedź, że jego wyjazd był wyjazdem prywatnym, opłacanym z pieniędzy prywatnych samego przewodniczącego i w związku z tym nie ma żadnych powodów, by o tym wyjeździe cokolwiek mówić.
Petru premierem
To wszystko robią przedstawiciele partii, której przewodniczący mówi, że jest szefem największej siły opozycyjnej w Rzeczpospolitej, że konieczne są przyspieszone wybory, do których on się walnie przyczyni. Jak rozumiem, w ich wyniku obejmie w najbliższym czasie zaszczytną funkcję Premiera Rządu Rzeczpospolitej. A jego pomocnicy z „.Nowoczesna” zapewne zajmą liczne stanowiska ministerialne.
I to już zaczyna być niebezpieczne. Bo nie chciałbym, żeby Polską kierowała grupa ludzi, którzy nie mają pojęcia o tym, jak się komunikować we współczesnym świecie. Zapewne nie mają pojęcia o wielu innych rzeczach, a już o kierowaniu czymś takim jak blisko 40-milionowe państwo – w szczególności.
W związku z tym informuję pana Ryszarda Petru i wszystkich jego partyjnych kolegów. Życie uczy, że aby wspiąć się na szczyt drabiny, trzeba stanąć na jej pierwszym stopniu. Potem na drugim, trzecim, kolejnych. Równocześnie trzeba uważać, jak przekłada się ręce na poszczególne szczeble. (Zasada jest prosta: prawa noga do góry – lewa ręka do góry. I tak na przemian). Czasem jakiś szczebel można opuścić. Ale uwaga: może się to wiązać z niebezpieczeństwem utraty równowagi, zawrotów głowy z powodu wysokości i tak dalej i tak dalej).
Podobnie jest w każdej pracy. Jeśli ktoś chce być dobrym fachowcem, powinien zacząć od noszenia młotka i wkrętaka za brygadzistą. Potem będzie mógł już sam wbijać gwoździe. (Pewnie parę razy palce przy tym sobie potłucze – ale to są normalne koszty uzyskania niezbędnego doświadczenia). Po latach można zostać brygadzistą, a później nawet mistrzem. Jeśli taką pracę połączyć z nauką – można być nawet niezłym inżynierem.
Komitet blokowy
W polityce jest podobnie. Jeśli ktoś chce koniecznie w polityce być „kimś”, niech zacznie od „komitetu blokowego”. Można w nim zrobić karierę na przykład po wykazaniu się aktywnością w gronie mieszkańców klatki schodowej. Następnie już tylko rada dzielnicy i droga do samorządu miejskiego stoi otworem. Nie ze względu na układy i znajomości, nie ze względu na pozycje rodziców. Ze względu na własne zasługi. Potem samorząd wojewódzki i już, już można zostać posłem. Nie malowanym, nie wykorzystującym socjotechniczne sztuczki, zaprzyjaźnione, często sprzedajne media i aparat propagandowy opłacany przez nie wiadomo kogo.
Jestem dziwnie spokojny, że ani pan Petru, ani nikt z jego „ferajny” (kamandy, komanda, grupy, kliki, kolektywu, drużyny, teamu, bandy, gangu) takiej politycznej drogi nie przeszedł. Zawodowej zresztą także. I dlatego szanse „.Nowoczesnej” na zaistnienie na dłużej na politycznej scenie oceniam mniej więcej tak, jak w swoim czasie słynnej (albo raczej osławionej) Akcji Wyborczej Solidarność. (Swoją drogą ciekawe, czy w gronie znajomych i przyjaciół pana Ryszarda Petru jest ktokolwiek, kto może wymienić nazwiska trzech najważniejszych ludzi AWS?).
Na pocieszenie dla pana Ryszarda Petru mogę powiedzieć, że wg mnie owej drogi po szczeblach drabiny (politycznej, zawodowej ani jakiejkolwiek innej) nie przeszedł prawie nikt z dzisiejszych polityków. Ani wszelkich specjalistów powoływanych przez wszystkie, podkreślam: wszystkie polityczne partie do kierowania spółkami ważnymi ze względu na bezpieczeństwo kraju, resortami, agencjami, instytucjami i instytutami.
I to jest bodaj największe niebezpieczeństwo, jakie zawisło nad Polską po ustrojowych przemianach. Poszczególne partie traktują Polskę jako ten „postaw czerwonego sukna, za które ciągną”. A owi fachowcy to raczej hunwejbini. Z wszelkimi tego konsekwencjami.
No chyba jako woźny