Po wyborach. Co dalej z polską lewicą?
Mimo, że „odwieczny” szef lewicy, były „kanclerz” Leszek Miller stara się robić dobrą minę do złej gry i wieścić nieznaczną i nic nieznaczącą porażkę, powiedzieć wypada jasno i prosto: wyniki wyborów samorządowych anno domini 2014 pokazują wyraźnie, że polska lewica nie potrafi odnaleźć swojego miejsca na politycznej scenie.
Jest to swego rodzaju zagadka w kraju, z którego w ostatnich latach wyemigrowało za chlebem ponad dwa miliony ludzi. W kraju, gdzie z pogardą dla opinii społecznej przesunięto granicę wieku uprawniającego do przejścia na emeryturę o siedem lat (w przypadku kobiet). W kraju, gdzie na wizytę u lekarza specjalisty wyznacza się terminy nie w dniach, nie w tygodniach, nie w miesiącach, a w latach. W kraju, gdzie szeregowego obywatela ukarać można praktycznie za wszystko, nawet nie udowadniając mu winy. W kraju … .
Nie, dalej wyliczać nie będę, bo nie jest moim celem wskazywanie, co się nam w nowej, wolnej Polsce nie udało. Zastanowię się raczej nad przyczynami wspomnianej wyborczej porażki formacji lewicowej i ewentualnymi posunięciami, które formacja ta jeszcze może wykonać przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi, aby wynik nie był tak kiepski jak to ma miejsce obecnie.
Rzecz pierwsza – przyczyny porażki.
Nie da się ich łatwo określić, zwłaszcza w jednym, dwóch zdaniach. Bo są one złożone. Zacznę od wewnętrznych podziałów, swarów, kłótni i podgryzania się nawzajem. Na dobre zaczęło się chyba od słynnej wojny Napieralskiego z Olejniczakiem, że o „szorstkiej przyjaźni” już nie wspomnę. Panowie. A gdzie są obecnie takie twarze lewicy jak Siwiec czy Kalisz? Panowie. Czas najwyższy siąść przy jednym stole, wspólnie wypracować podział ról, określić, kto kieruje, kto doradza, kto będzie twarzą firmującą to wszystko. Ale podstawą jest otwarta, szczera rozmowa, pochowanie własnych ambicji i poświęcenie ich dla organizacji, którą kiedyś tworzyliście, a w niedalekiej przyszłości chcielibyście nadal rozwijać. Nie dla siebie, nie dla indywidualnych interesów. Dla kraju, dla Polaków, dla przyszłych pokoleń.
Ważne jest, aby sięgać też po ludzi młodych. Niech u boku starszych, bardziej doświadczonych kolegów nabierają partyjnej ogłady, niech próbują wykorzystać swoją teoretyczną wiedzę z zakresu marketingu i zarządzania. Ale niech pamiętają, że pierwszy skrzypek w każdej orkiestrze jest tylko jeden. A w najlepszych orkiestrach przekazywanie instrumentu następuje w atmosferze przyjaźni. To odchodzący mistrz przekazuje swój instrument następcy. Nie ma innej drogi.
Żeby była jasność R11; opisane mechanizmy nie są cechą wyłącznie władz (gremiów) centralnych, warszawskich. Od samej góry aż do najniższych szczebli partyjnych struktur obraz jest podobny. Tam też poszczególni członkowie muszą spojrzeć sobie w oczy i postawić wszystko na nogach. Jeśli komuś takie rozwiązanie nie odpowiada, niech się po prostu wycofa.
Element drugi: brak jakiejkolwiek pracy w terenie.
Przez ostatnich dwadzieścia pięć lat przedstawicieli lewicy spotkać mogłem na ulicy tylko w czasie kampanii wyborczych, w dodatku najczęściej debatujących we własnym gronie, usiłujących zjednać sobie „swoich” ludzi. Czas z ideałami lewicowymi wyjść do ludzi. Co złego byłoby, gdyby np. w każdej dzielnicy Gdańska raz w tygodniu (może dwa razy w miesiącu) w ściśle określonym miejscu przez godzinę czy dwie dyżurował przedstawiciel SLD (czy jak by się to nazywało?) i był gotów wysłuchać szeregowego „kowalskiego”? Zapoznałby się z jego problemami, pomysłami, uwagami. Może w czymś by pomógł, może nie. Ale na pewno dowiedziałby się czegoś o problemach nurtujących Polaków.
Jasne, że taka praca jest mniej przyjemna niż udział w cyklicznych, zakrapianych alkoholem konwentyklach czy innych „partajtagach”. Ale trudno. Nie zawsze przyjemne można połączyć z pożytecznym. W trakcie takich spotkań z ludźmi, którzy zdecydowali się na rozmowę z przedstawicielem lewicy, można także przedstawiać niektóre elementy programu. I tu dochodzimy do trzeciego elementu, który moim zdaniem wpływa na taki a nie inny wynik wyborów.
Element trzeci: program.
Program „Jutro bez obaw” nie ma szans przebicia się do szerokich rzesz społecznych. Ich naprawdę nie interesuje zmiana podporządkowania szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (przy okazji – na stronie 29 wers pierwszy chyba wkradł się drukarski chochlik), Agencji Wywiadu itp. A już propozycja powołania jakiejkolwiek nowej agencji (np. ds. infrastruktury IT będącej w gestii samorządów) wśród prostych ludzi wywołuje po prostu odruch protestu.
Nie potępiam tez „Jutra bez obaw”. Ale uważam, że zawarte w tym programie idee należy przełożyć na konkretne działania zrozumiałe dla przeciętnego Polaka i takie właśnie ich prezentowanie. Ba. I takie ich realizowanie (po wejściu do Sejmu RP lub, co jeszcze lepsze, po przejęciu władzy). Powoli, beznamiętnie, krok po kroku.
Dobrym przykładem może być uproszczenie prawa i przywrócenie mu właściwej roli. Sławne zdjęcia z fotoradarów wykonane „z tyłu”. Ponieważ z założenia zdjęcie takie nie umożliwia ustalenia sprawcy wykroczenia, więc nie naginajmy prawa i nie zmuszajmy ludzi do donoszenia na samych siebie. Trudno. Jeśli Państwo z całą potęgą (jak widać, w naszym przypadku nie jest ona wielka) swego aparatu nie potrafi udowodnić komuś winy, to niech nie ucieka się do prawnych kruczków i wybiegów. To nie buduje autorytetu tego państwa.
Może więc czas wziąć na sztandary hasło uporządkowania prawa, powołać zespół dobrych (doskonałych) prawników, którzy przygotują w tej sprawie konkretne propozycje zmian ustawowych. I starajcie się te mądre propozycje przedstawić prostemu ludowi, aby stały się jego propozycjami.
Podobnie z podatkami. Niby Konstytucja mówi, że przestępstwo należy przestępcy udowodnić, to jednak urzędy skarbowe są spod tego zapisu najwyraźniej wyłączone. I znów. Zespół dobrych prawników niech w spokoju, w ciszy gabinetów przygotuje sensowne propozycje zmian w odpowiednich ustawach i niech przedstawiciele lewicy głoszą, że będą je forsować w sejmie. Lud weźmie te propozycje za swoje. I tak dalej, i tak dalej.
Praca do wykonania potężna. Ale niech nikt nie mówi, że niemożliwa do wykonania. Przestańmy słuchać bajek o braku pieniędzy. Do takich prac wielkie pieniądze potrzebne nie są.
Szanowni Państwo. Do wyborów jeszcze ok. rok. Jeszcze jest czas. Chyba, że wolicie tkwić w dotychczasowym marazmie. Zwracam jednak uwagę, że rzadko która mucha potrafi wyrwać się z miodu, jeśli już weń wpadnie. Czy nie czujecie, że jest wam trochę zbyt słodko?
W polskiej polityce partii brak – jest tylko jedna sitwa korzystająca z publicznych pieniędzy,która zwie się parlament RP.Tworzą ją ugrupowania poszczególnych wodzusiów i ich hunwejbinów.Z demokracją nie ma to nic wspólnego.