Polska „od kuchni” | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 5.08.2022

Polska „od kuchni”

W ramach wakacyjnych wędrówek postanowiliśmy odwiedzić w Polsce miejsca może mniej popularne, mniej reklamowane, ale na pewno bardzo urokliwe. I z wielkim zaciekawieniem obejrzeliśmy to, co na naszej drodze znaleźliśmy. Niby nic wielkiego, niby – przynajmniej dla wielu z nas – to co zobaczyliśmy, jest oczywiste. Dla mnie oczywiste nie jest.

Zwłaszcza, gdy od ładnych kilku lat słyszę niemal bez przerwy słowotok różnych „wielkich”, jak to dbamy o kulturę, o patriotyczne wychowanie, o Polskę piękną, prawą i sprawiedliwą. Na początek zahaczyliśmy o Chełmno. Niewielkie miasteczko w województwie kujawsko – pomorskim, od lat słynące między innymi z tego, że ma wiele kościołów i nazywane jest miastem zakochanych. Wrażenia z tego miasteczka, które mogłoby być prawdziwą perełką w bydgosko – toruńskiej koronie, niestety nie są budujące.

Spośród bodaj sześciu kościołów, które obejrzeliśmy, tylko jeden wydawał się czynny. Pozostałe – pozamykane (w środku dnia, w okresie wakacyjnym, gdy każdy z mieszkańców chciałby, by turystów, a więc i pieniędzy, było jak najwięcej). Jak wynika z tablic informacyjnych umieszczonych przy jednym z najważniejszych, największych kościołów w mieście – jest on rewitalizowany. Dobre piętnaście lat owej rewitalizacji odcisnęło swoje piętno wyraźne na wspomnianym kościele. Powybijane witraże wyraźnie wskazują, że Europa szczególnie dba o swoje tradycje. W tym konkretnym przypadku – zapewne rękami naszych, rodzimych urzędników. Odniosłem wrażenie (oby mylne), że gdyby nie to, że to „dobra, niemiecka (krzyżacka) robota” – już nie byłoby czego oglądać. A szkoda, bo nawet znikoma znajomość historii pozwala stwierdzić, że Chełmno było niezwykle ważnym miastem na przykład w planach zakonu krzyżackiego. Tylko kto dziś i komu taką wiedzę przekaże?

Panie ministrze Czarnek! A może informacje o próbach wpływania na polskość tych ziem, na polską tradycję – powinny znaleźć się jako przedmioty obowiązkowe, bo są pożądane i oczekiwane. Wydaje się, że to właśnie w takich miejscach można prowadzić wychowanie patriotyczne, kształtować miłość do Ojczyzny. Hity to dzieci i młodzież znajdują dzisiaj na różnych portalach. Informacje na temat Chełmna są znacznie trudniejsze do znalezienia. Zwłaszcza, gdy młodzież nawet nie wie, że ma czegoś takiego szukać! A legend związanych z Chełmnem, pozwalających zapamiętać to miasteczko, jest przecież cała fura! O klasycznych, turystycznych brakach Chełmna nawet nie warto pisać. Wspomnę tylko: pozamykane na kłódki toalety toy-toy, beton w centrum miasta atakujący spacerowiczów, jakby byli na Manhattanie, płatne parkingi, na których pan bardzo skrzętnie sprawdza, czy aby ktoś nie przedłużył o minutę czy dwie opłaconego czasu parkowania, ale za to nie mający ochoty wziąć miotły i posprzątać śmieci, które gdzieś tam się pojawiły.

No cóż. Jak powiedziała pewna „wielka” pani – najwyraźniej „taki mamy klimat”. Po linii najmniejszego oporu, aby zdobyć te trochę pieniędzy, by wystarczyło „dla swoich”. Reszta – jakoś to będzie. Gdzieś w literaturze się na to natknąłem. Po trzydziestu latach nadal jest to aktualne. A może dopiero teraz zyskuje na aktualności? Kolejnym miejscem, które odwiedziliśmy, był Toruń. Tak, tak. Miasto aspirujące do roli stolicy województwa, miasto wielkiego dzieła Tadeusza Rydzyka. Niezależnie od oceny takich czy innych cech Dyrektora Radia Maryja przyznajemy, że stworzył od podstaw dzieło wielkie, znaczące. Niewielu dzisiaj mamy ludzi, którzy tworzyć potrafią. Większość raczej burzy. W Toruniu – odwrotnie. Ale nie radio nas interesowało. Jako ludzie ciekawi świata weszliśmy na Garnizonowy. Nazwa wskazuje, że spoczywają na nim głównie wojskowi. I nie myliliśmy się.

Zasmucił nas stan tego cmentarza. Liczba zdewastowanych, zaniedbanych nagrobków – jest porażająca. W grobach, których nagrobki są zdewastowane, spoczywają ludzie niekiedy sławni, niekiedy – bardzo zasłużeni. Częste są napisy – odznaczony Krzyżem Virtuti Militari, odznaczony Krzyżem Walecznych, zginął za Polskę. Pamiętam z dzieciństwa, jak przed pierwszym listopada chodziliśmy „ze szkołą” porządkować groby. Bywaliśmy na cmentarzach żołnierzy polskich, poległych w kampanii wrześniowej i w czasie drugiej wojny światowej, w tym przy wyzwalaniu Grudziądza z rąk okupanta niemieckiego. Bywaliśmy na cmentarzu żołnierzy radzieckich (tam obowiązkowo).

Ale bywaliśmy także na cmentarzu (najbardziej wówczas zaniedbanym) poległych w czasie pierwszej wojny światowej. I tam także porządkowaliśmy groby, zapalaliśmy świeczki (o zniczach jeszcze tak często nie myślano) niezależnie od tego, kto w nich spoczywał. Tego uczyli nas „komunistyczni nauczyciele” w „komunistycznej” szkole podstawowej. To wówczas wpojono mi szacunek dla majestatu śmierci. To wówczas dowiedziałem się, że wobec Boga wszyscy jesteśmy równi, a to dopiero On będzie osądzał, ile kto zrobił w życiu dobrego, a ile – złego. W Toruniu – przynajmniej tak świadczy o tym Garnizonowy – tę rolę wzięły na siebie jego władze. Lub nadrzędne nad nimi. Aż chce się zapytać: panie premierze Gliński. A co Pan na to? Czy krew przelewana na froncie wschodnim jest mniej polska niż ta pod Monte Cassino? Czy to, że zrządzeniem losu (rzadko kiedy z własnego wyboru) ktoś zginął walcząc o Polskę u boku armii ZSRR jest zbrodnią zasługującą na potępienie nawet po śmierci? Czy w ten sposób budujemy jedność narodową w Polsce? To smutne refleksje. Jak na gorące, upalne, afrykańskie lato ze średnią temperaturą ok. 19 stopni Celsjusza – zdecydowanie zbyt smutne.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika