Rząd kupuje głosy wyborców. „Brakuje spójnej polityki społecznej”
Ech, jak miło było oglądać i samego Prezydenta Andrzeja, i Premiera Mateusza i minister Rafalską jak się gimnastykują przed matkami dzieci niepełnosprawnych protestującymi w Sejmie! Nasi Umiłowani Przywódcy (cytat z Michalkiewicza) wili się jak piskorze nie wiedząc jak wytłumaczyć matkom, dlaczego one nie dostały od rządu Dobrej Zmiany jeszcze pieniędzy na utrzymanie dzieci niepełnosprawnych, które ukończyły 18 lat?
Postulat ten jest zgłaszany przez rodziców dzieci chorych od lat i jakby nie krytykować różnych form socjalu, to trzeba przyznać że akurat jest to postulat słuszny. Gdyby bowiem to dziecko dać do jakiegoś zakładu opiekuńczego, to koszty jego utrzymania byłyby z dziesięć razy wyższe. A tu nie dość, że opiekują się nim bliscy, to jeszcze państwo, które wspiera wszystkich dookoła, o nich akurat zapomniało.
Po aferze z nagrodami dla ministrów PiS w panice rzucił różnym grupom społecznym pieniądze. A to przedsiębiorcy (ale ci najmniejsi) maja mieć obniżkę składek ZUS, a to „babcia pani Ani” ma mieć windę na czwarte piętro, a wszystkie dzieci mają dostać po trzy stówy na tornistry. Te podarki miały wyraźny związek z paniką i lecącymi w dół sondażami PiS, ale żeby zatrzeć ślady (tylko Indianie chodzą bez śladów) Premier opowiadał o tym, że budżet jest w znakomitej formie, że uszczelniliśmy dziurę watowską, że gospodarka kwitnie. Do tego minister Brudziński daje podwyżki policjantom, a minister Zalewska nauczycielom. Członkom rad nadzorczych spółek skarbu państwa wydelegowanych na te stanowiska przez partię podwyżek nie trzeba dawać bo oni się z tych ubożuchnych setek tysięcy na miesiąc jakoś wyżywią. Podobnie jak rząd, który – choć odda nagrody na Caritas – też jakoś tę dziurę wypełni, niewykluczone że z milionowych funduszy jakie partia dostaje z budżetu.
W tej optymistycznej atmosferze trudno się dziwić matkom niepełnosprawnych dzieci, że wdarły się do Sejmu i zrobiły rządzącym siurpryzę. I – jak obserwowałem transmisje w TVP Info – rozmowa matek z Umiłowanymi Przywódcami wcale nie przebiegała w atmosferze wzajemnego zrozumienia. Prawdę powiedziawszy ani premier, ani minister Rafalska, ani pan Adrian niewiele mieli do powiedzenia. Zacukali się, coś tam mamrotali, coś wymyślali na poczekaniu ale matki były nieugięte. I – wyznam to z pewnym wstydem – wcale nie było mi żal naszych Umiłowanych Przywódców.
Od dwu lat walą w Polaków propagandą sukcesu – jak to budżet dobrze stoi, jak VAT wpływa itd. itp. A z drugiej strony – niestety trzeba to powiedzieć – po prostu kupują głosy wyborców za kolejne ochłapy rzucane tym grupom społecznym, które uznają za istotne z punktu widzenia strategii wyborczej. Jest to oczywiście polityka zgubna, bo po pierwsze stanowi antytezę normalnego rozwoju i normalnego społeczeństwa.
Państwo nie jest od tego, żeby utrzymywać obywateli. Bo państwo niczego nie wytwarza. Musi zabrać jednym obywatelom, żeby dać innym. Jest jasne, że pewne osoby czy grupy muszą być objęte opieką publiczną, ale zgodnie z zasadą pomocniczości opieka ta powinna być ulokowana jak najniżej w strukturze publicznej. Najpierw powinna radzić sobie rodzina, potem – jeśli jest taka potrzeba – powinna pomagać gmina, powiat w rzadkich tylko wypadkach samorząd wojewódzki. A państwo dopiero w jakiejś ostatecznej ostateczności. PiS we własnym politycznym interesie odwrócił tę kolejność i rzuca pieniądze jednocześnie trąbiąc: „Widzicie! To my wam dajemy lizaki!”
I wszystko szło w najlepsze, a tu w Sejmie pojawiły się matki niepełnosprawnych dzieci i sprawa się rypła. Okazało się, że żadnej spójnej polityki społecznej nie ma. Ba i „piniendzy” nie ma jak za Jacka Vincenta.
Jak zwykle bywa, liderzy PiS rzucili na prędce, w panice kilka propozycji. Premier zapowiedział wprowadzenie specjalnego podatku, który płacić mieliby najbogatsi, a także wpisanie praw tej grupy niepełnosprawnych do nowej konstytucji.
Kiedy słucham tego rodzaju propozycji zastanawiam się – po co ja z tą komuną walczyłem? Po co?