Rządowy „audyt” przypomniał nieprawidłowości koalicji PO-PSL
Ministrowie rządu premier Szydło zaprezentowali w Sejmie tzw. „audyt” rządów koalicji PO-PSL. Choć z faktycznym i rzetelnym audytem niewiele miało to wspólnego, to wizerunkowe uderzenie PiS-u w przeciwników okazało się potężne i skuteczne.
Czym był tzw. „audyt”? W dużej mierze przeglądem doniesień prasowych z okresu 2007-2015. Mogliśmy zatem przypomnieć sobie o tych wszystkich patologicznych zjawiskach na styku polityki i biznesu, które szeroko opisywali dziennikarze i które doprowadziły rząd PO-PSL do utraty władzy.
Choć w debacie sejmowej z udziałem posłów tego rodzaju prezentacje wydają się do przyjęcia, to już w przypadku ministrów powinniśmy wymagać znacznie więcej. Tymczasem brakowało konkretów, nazwisk, dokładnych liczb. A przede wszystkim brakowało informacji o tym, w jaki sposób organy ścigania zamierzają ów „audyt” wykorzystać, tzn. ile i kogo będą dotyczyły ewentualne wnioski o areszt oraz w jakim czasie trafią one do sądu.
Najrozsądniejszym głosem przemówiło ugrupowanie Kukiz’15, które konsekwentnie buduje swój wizerunek środowiska konstruktywnego, chcącego m. in. stworzyć nową konstytucję i faktycznie rozbić niezwykle obciążającą wszystkich obywateli, trwającą już ćwierć wieku patologię określaną mianem „partiokracji”.
W imieniu Kukuz’15 głos zabrał poseł Tomasz Jaskóła, który zwrócił uwagę m. in. na konieczną aktywność prokuratury – w związku z ujawnieniem w audycie ogromnych nieprawidłowości. – W przeciwnym wypadku audyt będzie tylko kolejnym narzędziem propagandy – sugerował. Poseł zwrócił także uwagę na to, że audyt powinien mieć formę pisemnego raportu dostępnego publicznie.
Niezależnie jednak o mankamentów tzw. „audytu”, PO, PSL i Nowoczesna znalazły się w głębokiej opozycji. Obecnie te partie jawią się jako kompletnie bezradne i niewiele wskazuje na to, aby w najbliższym czasie miały szansę na wyjście z defensywy.