Stronniczość dziennikarzy, nierzetelność sondaży, kompromitacja celebrytów…
Bezsilność mediów, stronniczość dziennikarzy, ale także nierzetelność sondaży oraz kompromitacja celebrytów, naukowców i ekspertów – to wszystko zobaczyliśmy podczas zakończonych wczoraj wyborów prezydenckich. Co z tym zrobić?
O specyficzności mediów tzw. „prawicowych”, „niezależnych”, „niepokornych” itp., które od lat w niewybredny sposób atakują obecną władzę, stosując metody, których nie powstydziłby się Joseph Goebbels ze swoich najlepszych lat, pisaliśmy wielokrotnie i wydaje się to już być wiedzą powszechną.
Tym razem jednak maska obiektywizmu i rzetelności spadła również z mediów do tej pory uważanych za poważne i niezależne. Duże tygodniki, liczące się dzienniki, największe stacje telewizyjne – okazały się ośrodkami propagandy tym gorszej jakościowo i bardziej siermiężnej, im poparcie dla jednego z kandydatów spadało.
Uważani za najważniejszych w kraju dziennikarze, gotowi byli posunąć się do największej nierzetelności, według wielu wręcz do podłości, aby ratować popieranego przez siebie kandydata. Zupełnie jakby byli działaczami partyjnymi, tyle tylko, że przebranymi za dziennikarzy. Być może tak właśnie jest? A być może to po prostu ukryte ambicje polityczne, które z jakichś względów nie mogą zostać oficjalnie ujawnione? Nie warto tego analizować, ale dziennikarz, który publicznie ujawnia swoje poglądy polityczne jest podręcznikowym zaprzeczenie etosu dziennikarza. Wie o tym każdy.
Media nie zdały wyborczego egzaminu i to należy zaznaczyć z ogromnym smutkiem, bo dziś jest już jasne, że obywatele nie mają (poza kilkoma portalami internetowymi) rzetelnych źródeł informacji. Co do tego nie można mieć najmniejszych wątpliwości.
Jeśli zaś chodzi o celebrytów – oni w zakresie polityki nigdy nie byli autorytetami dla społeczeństwa. W tej kampanii niektórzy się ośmieszyli, niektórzy skompromitowali, co na wynik wyborów nie miało żadnego wpływu, za to na wyniki ich popularności z pewnością wpływ będzie miało.
Profesorowie, eksperci? Tylko którzy? Ci, którzy przygotowują komercyjne opracowania dla jednej partii politycznej? Czy dla drugiej? Ujawnienie jakiś czas temu nazwisk opłacanych przez partie polityczne naukowców bezspornie dowodzi, że z obiektywnym komentarzem politologicznym mogą być spore kłopoty, wszak lista ta jest długa…
Sondażownie to z kolei, poza jednym wyjątkiem, prywatne spółki, których celem jest działalność komercyjna. Tym wyjątkiem jest Centrum Badania Opinii Społecznej – instytucja państwowa, podlegająca… premierowi. Co ciekawe, jeszcze do niedawna w jej organach zasiadała rzeczniczka rządu… Pozostałe sondażownie robią wszystko, aby zarobić jak najwięcej pieniędzy i bardzo dobrze, bo na zarządy spółek prawa handlowego obowiązek dbania o ich finanse nakładają przepisy prawa. Ale kolizję pomiędzy rzetelnością i komercją najlepiej widać było w przypadku sondażowych wyników Pawła Kukiza, który w żadnym z licznych sondaży nie przekroczył granicy 10-12 proc. poparcia. Tymczasem jego faktyczne poparcie przekroczyło 20 proc.
Jak to zatem jest z sondażami? Otóż są one rzetelne i bardzo dokładne, bo w socjologii istnieją bardzo skuteczne narzędzia badawcze, ale ich wyniki nie są jawne i przekazywane są sztabom wyborczym. Opinii publicznej prezentowane są z kolei takie wyniki, jakie są korzystne dla opłacającego badania. Pamiętajmy również, że sondaże, poza źródłem informacji, są także jednym z narzędzi marketingu politycznego, a narzędzia wykorzystuje się w rozmaity sposób, także w celu dezinformacji wyborców.
Podsumowując, warto zadać klasyczne już pytanie, jak żyć? Odpowiedź jest banalnie prosta. Mądrze. Nawet jeśli nie mamy eksperckiej wiedzy, analizujmy zjawiska polityczne w sposób zdroworozsądkowy, a mając w pamięci wszystkie powyższe sugestie i konkluzje, możemy być znacznie bliżej prawny, niż chcieliby tego wszyscy zaangażowani politycznie funkcjonariusze, niezależnie od tego, w jakim przebraniu aktualnie występują.