Symbioza PiS-PO jest trwała
Nasi przodkowie to mieli klawe życie! Ot, choćby zajęcia jakie absorbowały ich w kluczowych momentach historii utrwalone w „pierwszej z brzegu” narodowej pieśni. Za oknem powstanie przeciwko zaborcy, a tu „Jeszcze jeden mazur dzisiaj, choć poranek świta. Czy pozwoli panna Krysia? – młody ułan pyta” – zapraszając dziewczyną do tańca.
Zaborców dawno już nie ma, choć targowica współczesna pochowała się w Brukseli, a zamiast kolejnego powstania rządząca słusznie większość urządza skorumpowanej opozycji rzeź niewiniątek. A to ze spółek skarbu państwa i agencji ich powywala, a to przed komisją śledczą przeczołga. Wszystko to słusznie i tylko panna Krysia (prof. poseł Pawłowicz Krystyna) nawyzywa tych wstrętnych lewaków od chlewu i bydła. Pewnie dlatego, że nikt jej do tańca nie zaprosił.
Rzeczywiście była późna noc i choć poranek nie świtał, sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka omawiała kolejną nowelizację ustaw ustrojowych o wymiarze sprawiedliwości. Była to już chyba piąta nowelizacja przedstawiona posłom w trybie ekspresowym. Obejmowała zmiany w kilku ustawach – o prokuraturze, sądach powszechnych, Krajowej Radzie Sądownictwa, komornikach i Sądzie Najwyższym, w którym pilnie trzeba wybrać nowego prezesa, choć nie wiadomo czy stara prezes pełni swą funkcję czy nie.
Zdania uczonych jak zwykle – są w tej materii podzielone wg prostego schematu. Ten konstytucjonalista, który zatrudniany jest przez Dobrą Zmianę twierdzi, że wszystko jest w porządku, bo ustrój sądów określa się ustawą, inny zaś co to przycupnął gdzieś na posadach opłacanych przez opozycję (choć coraz mniej takich jest) twierdzi, że zapis konstytucyjny w tej materii jest oczywisty i mówi o sześcioletniej kadencji. Prawdę mówiąc mają ci drudzy rację, bo jak w Konstytucji napisano – kadencja trwa 6 lat – to ma być dokładnie tyle właśnie.
Założę się, że gdyby rzecz się działa w jakimś kraju zachodnim, nikomu do głowy by nie przyszło tak mataczyć wiekiem emerytalnym, żeby pozbyć się nielubianych sędziów. U nas naszemu superbohaterowi ministrowi Zbigniewowi Ziobrze, żadne wątpliwości do głowy w tej materii nie przychodzą. Ma władzę, ma sejmową, zdyscyplinowaną większość, ma posłusznych wykonawców w ministerstwie, więc co się ma szczypać. A że ustawy – pisane na kolanie – po to, żeby przejąć kontrolę nad sądową administracją wprowadzają chaos, wystawiają Polskę na ciągły polityczny kryzys – to co z tego?
Poprzedni projekt zmiany ustawy o Sądzie Najwyższym w ogóle nie został przedstawiony Prezydentowi. Ot wrzucono projekt do Sejmu, a prezydent niech se wyśle swojego ministra i niech się zapozna! Jeśli superminister Zbigniew Z. tak nonszalancko traktuje Prezydenta, to co dopiero mówić o traktowaniu Sejmu i posłów.
Ustawa o zmianie ustawy o prokuraturze, którą w ostatniej sesji zajmował się Sejm została nagle w czwartek rano wrzucona posłom pod obrady, w nocy przeszła drugie czytanie na Komisji Sprawiedliwości, a w piątek w trybie nagłym, bez ponownego, skierowania do komisji przegłosowana na posiedzeniu plenarnym. A zmieniała kilka ustrojowych, poważnych ustaw.
Czy tak się powinno tworzyć prawo? Oczywiście, że nie. Nadużywany stale przez rząd nadzwyczajny tryb jest możliwy tylko w sytuacji, gdy posłowie są posłuszną masą do przegłosowywania wszystkiego co płynie z partyjnej góry. Posłowie z PiS, z którymi na ten temat rozmawiam, zaciskają zęby ale wzruszają ramionami: „Co mamy zrobić? Ministerstwo Sprawiedliwości oddano Ziobrze”.
A co na to opozycja? Opozycja robi kabaret. Demagogia, tanie bon-moty i frazesy miotane przez „posłów totalnych” odzierają debatę publiczną w ich wykonaniu z powagi i w gruncie rzeczy pomagają PiS-owi mimo ewidentnych błędów, zachować wysokie notowania. W ten sposób tworzy się dziwna symbioza i utrwala się coś co komentatorzy dawno już nazwali PO-PiS.
Wydaje się, że PiS-owi zależy, żeby opozycją zawsze była Platforma, a Platformie, żeby jej przeciwnikiem był PiS. Czy jest wyjście z tego chocholego tańca?