Szczepionkowa ofensywa przyniosła efekty. „Dr Goebbels byłby dumny” | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 26.11.2018

Szczepionkowa ofensywa przyniosła efekty. „Dr Goebbels byłby dumny”

Zapewne większość z nas pamięta, że niedawno Sejm Rzeczpospolitej w trakcie drugiego czytania odrzucił obywatelski projekt ustawy „o zmianie o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi”.

Nie byłoby w tym nic dziwnego. Wszak już dawno przyzwyczailiśmy się, że obywatelskie projekty ustaw traktują po macoszemu. Tak było i w poprzednich kadencjach, tak jest obecnie. Jednak pozwalam sobie zwrócić uwagę na pewne dziwne (a może wcale nie dziwne) zjawisko. Obywatelski projekt skierowany został do tak zwanego pierwszego czytania w trakcie sześćdziesiątego dziewiątego posiedzenia Sejmu. W trakcie tego posiedzenia sejmowa większość postanowiła skierować projekt do dalszych prac w komisjach. I cóż stało się od praktycznie następnego dnia?

W Polsce rozpętała się prawdziwa burza medialna. Przeciętny Kowalski wreszcie dowiedział się, jak niebezpieczne są choroby zakaźne. Zwłaszcza te, które w okresie mojej młodości nazywano chorobami wieku dziecięcego. Wspomniany Kowalski mógł na własne oczy przekonać się, jakie spustoszenie w społeczeństwie może wywołać choroba zwana odrą. Tak się dziwnie złożyło, że akurat w tym czasie nastąpiła prawdziwa „epidemia” tej choroby. (Gdzieś usłyszałem, że naliczono bodaj dwadzieścia kilka zachorowań na tę wyjątkowo niebezpieczną, zdradliwą chorobę. Powikłania po której mogą być śmiertelnie niebezpieczne, są kosztowne w leczeniu i są utrapieniem rodziców dzieci, które odrę przechodziły).

Przy okazji rzeczony Kowalski dowiedział się, że jedynym skutecznym środkiem na zapobieganie zakaźnym chorobom typu odra, różyczka, świnka czy wreszcie grypa – są szczepionki. I każdy powinien się zaszczepić. Jeszcze lepiej byłoby, gdyby szczepił się regularnie. Na przykład przeciwko grypie. Zwłaszcza, że polskie państwo, nie żałując pieniędzy, zwraca co najmniej część kosztów takich ochronnych szczepień.

Wydaje się, że medialna ofensywa, większa niż operacja pod Stalingradem, przyniosła oczekiwane (przez kogo?) efekty. W trakcie głosowania w czasie siedemdziesiątego pierwszego posiedzenia Sejmu obywatelski projekt ustawy został głosami znakomitej większości posłów odrzucony. Zgodnie z rekomendacją Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.

I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jedna rzecz. Praktycznie dwa dni po głosowaniu odrzucającym obywatelski projekt cały kraj ozdrowiał. Jak ręką odjął minęła „epidemia” odry, zapomniano o telewizyjnych występach naukowych autorytetów propagujących szczepienia i szczepionki, nikt już nie tłumaczy, jak niebezpieczna może być na przykład zwykła grypa (o czarnej ospie nie wspominając). Cóż się stało, chciałoby się zapytać.

Najprostsza odpowiedź jest, jak zwykle zresztą, związana z pieniędzmi. Po co wydawać „kasę” na „reklamę”, gdy cel już osiągnięty? Po co opłacać specjalistów – naukowców, skoro ich „opinie” już swoje z(a)robiły? A jaka jest prawda? A kogóż to obchodzi! Jakoś nie spotkałem ani jednego dziennikarza, który zainteresowałby się pojawiającą się tu i ówdzie plotką, że zaprzyjaźniony kraj dysponuje nadmiernym zapasem szczepionek, których termin ważności zbliża się do końca. Po co je utylizować (to bardzo kosztowna sprawa), skoro można je sprzedać (tanio) Polakom. Niech się szczepią. Najlepiej – obowiązkowo. Najlepiej – w pierwszej dobie życia!

Przywołałem w tytule dr. Goebbelsa. Myślę, że widząc skuteczność propagandowej akcji przeprowadzonej wobec Polaków byłby dumny. Mimo, że był tylko skromnym doktorem literatury, w zakresie propagandy, która stanowiła jego wybrany „zawód”, znalazł godnych uczniów. Tylko, czy my mamy się z czego cieszyć?

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.



Moto Replika