Tajny polityczny plan: Referendum musi skompromitować Kukiza
Zbliża się ogólnokrajowe referendum. A media na ten temat milczą jak zaklęte. Nikt nie informuje społeczeństwa, jakie będą pytania, czy będzie można oddać głos poza miejscem zamieszkania, czy będzie można oddać głos korespondencyjnie.
Jest „oczywistą oczywistością”, że przeciętny Polak na te pytania umie odpowiedzieć. I jakakolwiek aktywność na przykład Państwowej Komisji Wyborczej w tej materii jest zbędna.
Przyznaję, że jest to co najmniej dziwna postawa władz państwowych. Dziwna, ale równocześnie w pełni zrozumiała. Przeprowadzenie ogólnokrajowego referendum zapowiedziane zostało przez byłego Prezydenta Rzeczpospolitej w dzień po ogłoszeniu wyników pierwszej tury wyborów, ogłoszone w akcie desperacji po niespodziewanych dla niego wynikach pierwszej tury wyborów, z pytaniami, na które odpowiedzi społeczeństwa w większości są, przynajmniej na razie, bez większego znaczenia, w dodatku sprawiające spore kłopoty specjalistom prawa konstytucyjnego. Referendum może być kolejnym, kompletnie nieuzasadnionym wydatkiem sfer rządzących. Które lekką ręką wydają pieniądze wcale nie lekko zapracowane przez Polaków. W zapale przedwyborczej gorączki posłowie obecnej kadencji przegłosowali nawet ustawę, której zapisy jednoznacznie rozstrzygają sprawę, o którą były Prezydent zamierza dopiero zapytać społeczeństwo. Powstaje wobec tego pytanie: o co właściwie chodzi z tym referendum?
Mam wrażenie, że prawdziwym zamiarem władzy jest próba pozbycia się politycznego konkurenta, który wyłonił się w trakcie ostatnich wyborów prezydenckich. Zupełnie nieznany na scenie politycznej Paweł Kukiz zaczął głosić hasła zmiany systemu politycznego. Wydaje się, że w czasie kampanii wyborczej potrafił przekonać dość szerokie rzesze wyborców, że cały obowiązujący w Polsce system polityczny stwarza tylko pozory demokracji, a tak naprawdę obywatel nie ma żadnych praw. Przyszło mu to tym łatwiej, że władza przez ostatnie lata coraz bardziej oddalała od społeczeństwa, uciekała od swego rodzaju politycznych negocjacji z tym społeczeństwem.
Takie przykłady jak rezygnacja przedstawicieli związków zawodowych z udziału w tak zwanej komisji trójstronnej, zniszczenie milionów głosów zebranych przez społeczeństwo w celu domagania się referendum w sprawie przesunięcia granicy wieku emerytalnego czy obowiązkowego rozpoczynania nauki w szkołach przez dzieci sześcioletnie czy wreszcie jasno i klarownie przeprowadzony dowód na brak biernego prawa wyborczego przez przeciętnego obywatela jest tego najlepszym dowodem. Nagle okazało się, że jeden człowiek, nie korzystający z państwowych dotacji, ryzykując cały swój dorobek, wprowadził na scenę polityczną tak wielki, ożywczy ruch, że zupełnie poważnie zagroził istniejącemu „porządkowi” politycznemu.
Odnoszę wrażenie, że zarówno koalicja jak i opozycja nie bardzo wiedzą, jak rozwiązać „problem Kukiza”. Jeśli jego idee zyskają choćby tylko „znaczące poparcie” w wyborach, cały istniejący system polityczny może runąć jak domek z kart, a piękne kariery odwiecznych działaczy politycznych mogą zostać obrócone w niwecz.
Myślę, że „układ trzymający władzę” doszedł do wniosku, nawet ponad obecnie obowiązującymi „politycznymi podziałami”, że takiej sytuacji tolerować nie można. Stąd medialna nagonka na Kukiza, stąd jego brak w mediach, stąd co i rusz publikowane wyniki sondaży dających Kukizowi coraz mniejsze poparcie. O wiarygodności tych sondaży nie ma sensu nawet wspominać.
Ale te, propagandowe działania, mogą okazać się niewystarczające. Stąd REFERENDUM. Jedno z referendalnych pytań dotyczy tak zwanych jednomandatowych okręgów wyborczych, będących sztandarowym hasłem Pawła Kukiza. O tym, że ich ewentualne wprowadzenie wymaga zmiany Konstytucji Rzeczpospolitej, nie muszę chyba przypominać. W związku z tym w moim przekonaniu przed zadaniem społeczeństwu pytania o JOW-y należało przygotować ustawę dokładnie precyzującą ich kształt, a dopiero potem zadać pytanie: Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w kształcie opisanym w ustawie z dnia …. . Wówczas rzecz miałaby sens.
Dziś zarówno odrzucenie przez społeczeństwo JOW-ów w referendum jak i doprowadzenie do sytuacji, że jego wyniki nie będą dla organów władzy wiążące (wydaje się, że władza dokładnie do tego rozwiązania dąży) pozwolą tylko na swego rodzaju „ośmieszenie” piewcy tej idei. I jeszcze wytknięcie, że stał się powodem wydania potężnych pieniędzy na referendum, które jest bez znaczenia. A ci, którzy takie idee głosili, nie powinni wcale kandydować w wyborach parlamentarnych. I to jest plan A na pozbycie się Kukiza.
Jest także plan B. Jeśli wyniki referendum będą wiążące dla organów państwa, okaże się, że było ono niekonstytucyjne. Zadecyduje o tym kształt pytań zadanych społeczeństwu. I wówczas mogą zacząć się ewentualne dyskusje obecnego układu politycznego na temat kształtu JOW-ów. Bo próba całkowitego zignorowania żądania społeczeństwa może zakończyć się niepokojami, które mogłyby zmienić układ polityczny na nowy, bardzo trudny do przewidzenia. A takiej rewolucji chyba nikt z obecnie trzymających stery raczej by nie chciał. Przynajmniej mam taką nadzieję.