Tak powstaje chaos i anarchia | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 23.11.2018

Tak powstaje chaos i anarchia

Cóż za okrutny żart. Co za ironia. Przysięgi wymyślono po to, aby je przestrzegać. A dzisiaj wydaje się, że są tylko po to by je łamać. Czyż nie jest to wyraźny znak upadku cywilizacji?

Pewnie wielu z nas, przynajmniej z mego pokolenia, czasu zabaw w policjantów i złodziei, „indian’ i kowboi, podchodów, gonitw, walk ulic (nie ulicznych), choć raz złożyło przysięgę krwi. Tego nauczyli nas Niemiec, Karol May i jego bohaterowie, Winnetou i Old Shatterhand, oraz Old Shatterhandz Sokolim Okiem i Ostatnim Mohikaninem.

Robiło się to tak: – ostrym scyzorykiem, a najlepiej finką, prezentując odwagę i pogardzając bólem, nacinało się kciuk tak, aby trysnęła krew. Tak samo robił przyjaciel, z którym właśnie zawierało się umowę, przypieczętowaną własną krwią. Krwawiące kciuki przyciskało się do siebie, by krew się dobrze wymieszała. Oznaczało to, że właśnie złożyliśmy uroczystą przysięgę i od tej chwili jesteśmy braćmi krwi.

Nie trzeba dodawać, bo to oczywiste, że taka przysięga obowiązywała całe życie, aż do śmierci. Choć jako dziesięciolatkowie mgliście zdawaliśmy sobie sprawę, że po czterech latach każdy pójdzie w swoją stronę i prawdopodobnie nigdy się nie spotkamy więcej. Jednakże w momencie składania przysięgi byliśmy niesłychanie poważni i autentycznie szczerzy. Taką właśnie moc miała uroczysta przysięga. Czy ma nadal?

Potem, w życiu każdego z nas, wielokrotnie składaliśmy uroczyste przysięgi. W Polsce często w imieniu Boga, kończąc ceremonię słowami: Tak mi dopomóż Bóg! Tylko, że potem… Raczej niewiele jest małżonków, którzy w kościele, przed Bogiem, księdzem i zgromadzonymi bliskimi, z uściśniętymi dłońmi, owiniętymi stułą, podczas liturgii sakramentu małżeństwa, złożyli sobie nawzajem ślubowanie wierności i wspierania się do końca życia, a potem choćby tylko raz nie zdradzili łamiąc święte przyrzeczenie.

Przysięgamy w życiu wielokrotnie. To przecież gwarancja przestrzegania umowy. To dotrzymywanie zobowiązań. Wywiązywanie się z powinności. Gdy kraj nasz był przepełniony godnością i szlachetnością, złamanie przyrzeczenia związane było z poważnymi konsekwencjami – utratą honoru, czy utratą godności i zaufania.

A dziś szeregi wiarołomców wykrzykują co rusz swym cienkim dyszkantem zdrajcy – Bóg! Honor! Ojczyzna! Nie myślą o tym, że w taki sposób zeszmacają nasze najważniejsze narodowe zawołanie. Post-kultura… polityczna poprawność… i… upadek cywilizacji łacińskiej. Czy to ma z założenia swobodne łamanie każdej przysięgi? Pełna swoboda. Róbta, co chceta? Przysięga jest tylko dobra, jeżeli daje mi osobistą korzyść?

Jest jeszcze wyższy poziom. Przysięgi składają wszyscy ludzie zaufania publicznego.Wszyscy ci, od których zależy nasze życie. Lekarze i farmaceuci. Wiemy, że stając się medykami składają prastarą przysięgę Hipokratesa. Jest tam: …Będę stosował zabiegi lecznicze wedle mych możności i rozeznania ku pożytkowi chorych, broniąc ich od uszczerbku i krzywdy. I jest także: Nikomu, nawet na żądanie, nie dam śmiercionośnej trucizny, ani nikomu nie będę jej doradzał, podobnie też nie dam nigdy niewieście środka poronnego. W czystości i niewinności zachowam swoje i sztukę swoją.

To, co robią i jak się czują doktorzy w Holandii i Belgii, którzy też uroczyście złożyli to przyrzeczenie, a teraz świadomie pomagają w eutanazji. Przecież są po to, by ze wszech sił ratować życie. Przeprowadzają też aborcje. Dają środki poronne. Śmieją się ze swojej zawodowej przysięgi? Zachowują godność i honor?

Uroczyste śluby składają księża i zakonnicy. To, co przyrzekają jest dla nich nie takie łatwe. Oddają się w służbę Bogu. I też te śluby łamią.

Są też ludzie zaufania publicznego, w których ręce oddajemy swój los. Ludzie, którym zawsze powinniśmy ufać, bo przecież przysięgali. Policjanci, strażacy i żołnierze składają uroczyste przysięgi. Czy im wszystkim możemy w pełni ufać?

Przysięgają państwowi, a nawet uczniowie i studenci. Niestety, to są tylko puste słowa. Co parę lat, w każdym kraju, przysięgę składają ci najważniejsi, często ci, których osobiście wybraliśmy, mając nadzieję, że pozostaną nam wierni. Ludzie, którym dajemy władzę i którym chcemy ufać. To prezydent, premier, ministrowie, senatorzy i posłowie. To także sędziowie, prokuratorzy, adwokaci i radcowie. Szczyt zaufania i niezłomnego honoru.

Rota zaprzysiężenie naszych posłów na zaczyna się tak:

„Ślubuję uroczyście, jako poseł na Rzeczypospolitej Polskiej rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu, strzec suwerenności Ojczyzny i dobra obywateli, przestrzegać porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej”

Pozostawiono posłom do swojego wyboru, by zakończyć ślubowanie zdecydowanym akcentem – Tak mi dopomóż – bo jesteśmy państwem tolerancyjnym i religia jest oddzielona od państwa.

Puste słowa…

Słowa zawsze stają się puste, gdy znikają najważniejsze wartości tworzące pewną społeczność – godność, honor, uczciwość, lojalność, szacunek,czy choćby zwykła przyzwoitość. Stają się bełkotem, gdy za nimi stoi kłamstwo, cynizm i hipokryzja. Tracimy bezwarunkowo konieczny porządek rzeczy. Wszystko zamienia się w chaos, anarchię, bałagan.

W coraz większej ilości mózgów ludzkich zawala się system hierarchii wartości, obowiązków, szwankuje ośrodek decyzyjny, analiza percepcji. Więdną dobre uczucia. Stajemy się źli, a nawet wściekli. Od porannej pobudki aż do zmierzchu. Już spokojnie nie rozmawiamy, warczymy tylko na siebie.

***

W polskim niezawisłym sądzie stanęło na przeciwko siebie dwóch bardzo ważnych ludzi. Jeden w miarę rozsądny, mający ciągle przed sobą perspektywę odgrywania ważnej roli w rewolucyjnie zmieniającym się świecie. I drugi sprawiający wrażenie wariata. On już pojął, że się skończył. Grał. Wygrywał, przegrywał. I jak praktycznie większość graczy kasyna nad ranem, przegrał ostatni grosz i już nikt więcej nie chce mu pożyczać.

Każdy oglądający ten sądowy spektakl zastanawiał się, czy to jest autentyczny wariat. Mając 75 lat ma do tego prawo. Wkrada się demencja, rodzi się pieniactwo i wiele innych objawów paranoidalnych. Skomplikowane teorie spiskowe. Dwóch demonicznych braci bliźniaków, którzy postawili sobie za główny cel zniszczyć go, odebrać mu wszystko i publicznie upokorzyć. Musi się przed nimi bronić. Są bardzo niebezpieczni. Niech świadczy o tym fakt, że ten silniejszy i sprytniejszy z nich poświęcił drugiego bliźniaka. Zabił go z zimną krwią, przy okazji mordując jeszcze 95 niewinnych ludzi. To demon zła. Osobnik na wskroś nienormalny. Ciężko chory umysłowo.

A może on tylko gra wariata? Wcielał się już w tyle ról… Więc czemu strategicznie nie ta, jeszcze jedna. Czai się za pancerzem osoby psychicznej. Jest cierpliwy, zimny i wyrachowany. Ma nadzieję, że jego moment jeszcze nadejdzie. Maska wariata pozwala mu na swobodę ruchów. Zmniejsza również czujność wrogów. Obniża niebezpieczeństwo. Jego przeciwnik, jego oprawca, powiedział włoskiej dziennikarce – „Pana Wałęsy nie można traktować poważnie”. No bo jak? W rozdeptanych kapciach, gaciach do kolan i idiotycznych żółtych okularach siedzi bez przerwy przed komputerem i produkuje złośliwe, jątrzące głupoty.

Może właśnie o to chodzi – żeby go poważnie nie traktować. On poczeka. Jeżeli tak jest naprawdę, to jestem przekonany, że to nie on sam wymyślił taką rolę. Prezes Kaczyński mówił prawdę oceniając jego możliwości intelektualne. Co nie zmienia faktu, że był, kim był, zna go cały świat, a o Kaczyńskim wie nie za dużo ludzi (plus Donald Tusk oczywiście). Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że Prezes nigdy nie pragnął być przywódcą, liderem, trybunem ludowym. On woli działać cicho za kurtyną. Taki Puppet Master.

Charakterystyczna wymiana słów w sądzie:
Wałęsa – Żałuję, że zrobiłem pana ministrem.
Kaczyński – A ja pana prezydentem…

No więc – co jest i jak to jest? Współczesny, klasyczny sąd polski – dwie zagubione, zdezorientowane i lekko przerażone sędziny plus ich milczący kolega.

Wariata – nie-wariata wspierają dwie cwane papugi, ciekawe przez kogo opłacane (wcale bym się nie zdziwił, że przez Państwo Polskie, czyli nas – obywateli). Ci dwaj raczej świadczą, że to nie-wariat, a cały spektakl został starannie wyreżyserowany. Jak „Urodziny Hitlera” made by TVN.

Gdyby świat był normalny – prawy, uczciwy, etc. , sąd taki, jak sobie wyobrażamy, że być powinien, nauczeni choćby przez „12 gniewnych ludzi” Sidneya Lumeta, czy kolejne książki Johna Grishama, to proces by się nie odbył.

Sąd by nie dopuścił, by pozwany, skierowany wstępnie na badania, gdyby okazał się człowiekiem chorym psychicznie, występował jako strona w sądzie; a gdyby sobie tylko takiego udając, robił cyrk z powagi ławy i sali sadowej, to przez sam sąd zostałby natychmiast skazany za obrazę powagi wymiaru sprawiedliwości i prosto z sali wyprowadzony w kajdankach na odbycie, na przykład, dwóch tygodni aresztu.

A jak było? Wszyscy widzieli. Było bardzo niepoważnie. Było bardzo nieprofesjonalnie. Zawodowi prawnicy, zazwyczaj walczący z zaciekłością o każdy przecinek, każdą kropkę, kompletnie się pogubili.
Bo słowa już nie znaczą tego samego, a przysięgi, obietnice, ślubowania są puste. Nic nie warte.

Co za czasy! Kto gasi światło?!

Autor

- publicysta. Z zawodu inżynier elektronik pracujący od 30 lat za granicą na morzu. Konserwatysta.