Tak rozpoczęła się wojna polsko-polska. "Ilość afer była wówczas niewyobrażalna..." | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 21.08.2017

Tak rozpoczęła się wojna polsko-polska… „Ilość afer była wówczas niewyobrażalna”

Rzecz tak na dobre zaczęła się w 2006 roku, gdy dość niespodziewanie ster rządów w Polsce ujęła partia Jarosława Kaczyńskiego.

Przypomnę, że tak zwane wskazywały raczej na nieznaczne zwycięstwo Platformy Obywatelskiej, kierowanej wówczas przez Donalda Tuska. Bazując na wynikach tych sondaży zarówno tak społeczeństwo, jak i większość polityków (tak, już wówczas mówiło się głośno o tym, że politycy wyalienowali się ze społeczeństwa) spodziewali się wielkiej koalicji nazwanej powszechnie POPiS. Wyniki wyborów pokazały, że możliwa byłaby jedynie koalicja PiSPO, na której czele musiałby stanąć właśnie Jarosław Kaczyński.

Zapewne urażona ambicja nie pozwoliła Donaldowi Tuskowi na współpracę z, było nie było, człowiekiem ponoć wywodzącym się z tego samego kręgu politycznych przeciwników Polski Ludowej. W dodatku z pozycji co najwyżej wicepremiera. I rozpoczął pan kolejną wojnę polsko – polską.

Pamięć podpowiada, że bracia Kaczyńscy stanowili w Polsce wszystko to, co najgorsze. Może nawet gorsze od „postkomuny”, która przecież, zdaniem szefa PO, przez lata transformacji okazała się zdolna do „ucywilizowania”.

Po ogłoszeniu przez przyspieszonych wyborów parlamentarnych anno domini 2007, które odwróciły wynik poprzednich wyborów, konflikt pomiędzy dwiema, wówczas zdecydowanie najważniejszymi partiami, przybrał zdecydowanie na sile. Z obu stron zaczęły padać w kierunku politycznych rywali ciosy, których skutków praktycznie nie da się odwrócić czy cofnąć. Chyba, że nie ma się żadnej politycznej godności i ambicji. (Przypomnę tylko, że do kanonu języka ówczesnej polityki weszły określenia zdrada, złodziejstwo, bandytyzm itp.) Zresztą, czego nie da się wykluczyć, być może były to określenia bardzo trafne.

Ilość wszelkiego typu afer, kradzieży, niewiarygodnych kontraktów, zabójstw i samobójstw w tamtych latach była wręcz niewyobrażalna. Częstokroć zarzuty stawiali ludzie, którzy dopuścili do skandalicznych zaniedbań w zakresie bezpieczeństwa. Mam tu na myśli i katastrofę wojskowej casy, w której zginął kwiat polskiego lotnictwa wojskowego, i katastrofę smoleńską, w której zginęła znaczna część polskich elit politycznych. Dla niektórych nagrodą za te „sukcesy” były generalskie awanse (w tempie niespotykanym w historii Rzeczpospolitej od Mieszka I) i senatorskie zaszczyty.

W ten sposób przelał się dzban narodowej goryczy i społeczeństwo powiedziało: nie chcemy „ciepłej wody w kranie”. Wyborami z października w 2015 roku krzyknęło: chcemy Polski prawdziwej, nie teoretycznej. Nie chcemy, by ministrowie rządu spiskowali z szefami banku narodowego w sprawie zachowania politycznego status quo. Nie chcemy płonących budek w okolicach ambasad.

I tak oto powstał rząd Prawa i Sprawiedliwości. Wojna weszła w kolejny, jeszcze bardziej zacięty etap. Opozycja sama określiła się „opozycją totalną”. I neguje każde, podkreślam, każde posunięcie rządzących. Dla odwrócenia wyników wyborów gotowa jest posunąć się do dawno niespotykanych w Polsce działań. Wzywania pomocy („bratniej”, „przyjacielskiej”) z zewnątrz. Pod hasłem zagrożenia demokracji, swobód obywatelskich, wolności słowa. A wszystko to w sytuacji, gdy świat wokół staje się coraz bardziej niebezpieczny, nieprzyjazny.

Zapewne w wyniku amerykańskich i rosyjskich (te kraje dbają o swoje interesy bez oglądania się na innych) działań Europę od kilku lat zalewa gigantyczna fala emigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Nie ma tygodnia, by gdzieś nie doszło do krwawego zamachu. Czy w tej sytuacji stać Polskę i Polaków na wewnętrzne swary, spory i kłótnie? Uważam, że zdecydowanie – nie.

Szanowni politycy. Przez chwilę zastanówcie się nad sytuacją, w jakiej jesteśmy. Dziś, może jak nigdy od 1990 roku, Polsce potrzebna jest zgoda i jedność. Musimy szybko i sprawnie budować polską siłę. W każdym aspekcie działalności państwa. Możemy się różnić, mamy prawo mieć różne poglądy. Ale nie mamy prawa zwalczać się nawzajem. Nie mamy prawa okazywać na zewnątrz naszych słabości. Nie mamy prawa do wewnętrznych, polskich sporów angażować sił zewnętrznych. Bo „przyjaciele” bardzo chętnie wykorzystają każdą okazję, by Polskę osłabić. Bo Polska słaba jest w interesie praktycznie każdego państwa europejskiego. (Jestem realistą. Państwa spoza Europy naszym krajem praktycznie się nie interesują. Nie mają takiej potrzeby).

Zbliża się kolejna rocznica wielkiego, polskiego Sierpnia. W moim przekonaniu jest to rzadka okazja do tego, by Polacy wyciągnęli do siebie ręce. W geście pojednania i wzajemnego zrozumienia. Nie zmarnujcie tej okazji.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika