To już głęboki kryzys państwa
Wstrząsy polityczne wewnątrz obozu Zjednoczonej Prawicy są niebywale zajmujące dla dziennikarzy i komentatorów polityki. We wszystkich mediach określa się je jako „kryzys wewnątrz obozu Zjednoczonej Prawicy”. Jednak mechanizmy sprawowania władzy przez lidera PiS – Jarosława Kaczyńskiego, sposób w jaki podejmowane są decyzje istotne dla kraju, wszystko to musi prowadzić do wniosku, że nie jest to tylko kryzys obozu Prawicy. To głęboki kryzys państwa.
Uderzenie w gospodarkę
„Piątka dla zwierząt” zaproponowana przez Jarosława Kaczyńskiego była bez wątpienia ciosem w branżę hodowców. I to nie tylko hodowców zwierząt futerkowych, ale hodowców i eksporterów drobiu i wołowiny z uboju rytualnego. W tej dziedzinie polscy rolnicy zajmują (zajmowali) wysokie miejsce w światowym rankingu. Teraz na skutek przyjęcia przez Sejm ustawy zaproponowanej przez lidera PiS eksport żywności koszernej i halal z Polski zostanie zakazany. Z dnia na dzień polscy eksporterzy tracą ekonomiczne podstawy egzystencji, budżet podatki, a gospodarka – i tak dotknięta kryzysem – kurczy się o kilka miliardów złotych. Ocenia się, że przyjęcie ograniczeń w zawartych w „Piątce” może kosztować polskich hodowców , branże powiązane, a także budżet państwa nawet 10 mld złotych.
Tak drastyczne uderzenie w gospodarkę jest oczywistym działaniem na szkodę Polski. Lukę powstałą po polskich futrach i żywności koszernej wypełnią hodowcy z Danii czy Stanów Zjednoczonych – nasza strata będzie oznaczała dodatkowy zysk dla nich. Czy odpowiedzialny przywódca – zwłaszcza w dobie kryzysu – podejmuje takie decyzje?
Naruszone prawo
Zacznijmy od tego, że ustawa o takich konsekwencjach dla całej branży gospodarki, dla tysięcy ludzi nie może być przyjmowana w uproszczonym trybie, jako ustawa poselska. Powinna być ustawą rządową, która wymaga zaopiniowania przez szereg instytucji, umożliwienia wypowiedzenia się zainteresowanych – wszystko po to, żeby starannie rozważyć wszystkie aspekty i konsekwencje.
PiS wielokrotnie nadużywał trybu „poselskiego”, który pozwala ominąć etap opiniodawczy i przyjmował ustawy w trybie sejmowego sprintu – trzy czytania podczas jednej sesji Sejmu, czasem w jeden dzień.
Opozycja wielokrotnie – i słusznie – krytykowała pisowską maszynkę do przyjmowania ustaw. Tym razem jednak posłowie Platformy Obywatelskiej i Lewicy nie protestowali przeciwko ekspresowemu trybowi przyjmowania tak ważnej ustawy – bo była ona zgodna z ich ideologią. Po takim pokazie hipokryzji trudno będzie poważnie traktować wypowiedzi polityków tej formacji.
Niezależnie od błędów legislacyjnych, ustawa budzi także wątpliwości konstytucyjne. Art. 22 Konstytucji stwierdza: „Ograniczenie wolności działalności gospodarczej jest dopuszczalne tylko w drodze ustawy i tylko ze względu na ważny interes publiczny.”
Jaki „interes publiczny” może wskazać wnioskodawca Jarosław Kaczyński i posłowie głosujący za ustawą? Z pewnością materia ustawy – tj. cel jakim jest ograniczenie „cierpień zwierząt” – jest natury subiektywnej i nie da się wprost powiązać tego celu z jakimkolwiek „interesem publicznym”. A jeśli wziąć pod uwagę koszty dla hodowców i gospodarki mamy do czynienia z działaniem na szkodę ludzi prowadzących legalną działalność. Hodowcy zmuszeni do nagłej likwidacji ferm poniosą znaczne straty. A ich interes bez wątpienia jest oczywistą częścią „interesu publicznego” – jego ograniczenie powinno przemawiać przeciw ustawie.
Ludzkość od lat wykorzystywała zwierzęta na mięso czy futra i przyjęcie na wskroś subiektywnych założeń, w imię których dziś zabrania się hodowli i uboju rytualnego konsekwentnie prowadzi do zakazu wszelkiej hodowli. Czym się bowiem różni „cierpienie” norki od „cierpienia” warchlaka?
Wobec tej subiektywnej materii z całą pewnością nie można mówić o „ważnym interesie publicznym” który uzasadniałby ograniczenie tak hodowli futerkowej jak uboju rytualnego. Zwłaszcza, że ubój rytualny nie został zabroniony całkowicie – zabroniono jedynie eksportu.
W tej sytuacji można mówić o naruszeniu przez „Piątkę dla zwierząt” artykułu 22 Konstytucji.
Kryzys PiS, kryzys państwa
Wątek osobistej kompromitacji Jarosława Kaczyńskiego, który będąc liderem partii określającej się jako „prawicowa” przeforsował z gruntu lewicową ustawę – pominę. Rozwijają go już publicyści, którzy do niedawna wspierali bezwarunkowo PiS.
Bardziej interesujące jest w tej sprawie coś innego. A mianowicie mechanizm, który pozwala jednemu starszemu panu, z lekka oderwanemu od rzeczywistości narzucić posłom – i to w nadzwyczajnym trybie – konieczność głosowania nad jawnie szkodliwą czy wątpliwą ustawą.
Oto bowiem posłowie PiS – wbrew własnemu przekonaniu, na rozkaz Prezesa podnieśli rękę za czymś o czym jeszcze tydzień wcześniej nie mieli pojęcia i z czym tak naprawdę wielu z nich się nie zgadza. Przed posiedzeniem Sejmu rozmawiałem z zaprzyjaźnionym posłem PiS, który opowiadał jak zostali zaskoczeni propozycją Kaczyńskiego i że naprawdę są przeciwni tej propozycji. Jednocześnie podkreślał, że jak Prezes każe to w ramach dyscypliny partyjnej – zagłosują zgodnie z poleceniem.
W rzeczywistości większość posłów Zjednoczonej Prawicy zagłosowała „za”, oparło się tylko kilkunastu posłów z PiS. Przeciw ustawie głosowali posłowie „Solidarnej Polski” Zbigniewa Ziobry, natomiast Gowinowcy przezornie wstrzymali się od głosu.
Po stronie opozycyjnej przeciwko ustawie głosowali posłowie Konfederacji i Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Pęknięcie dotychczasowego monolitu „Zjednoczonej Prawicy” wywołało kryzys wewnątrz obozu władzy. Dawno nie obserwowana walka z frakcjami, a zwłaszcza próba przywołania do porządku Zbigniewa Ziobry absorbuje opinię publiczną jednak moim zdaniem – nie ona jest najważniejsza. Ważniejsze od tego czy Ziobro ocaleje czy nie, jest pytanie o przyszłość państwa rządzonego na sposób który zaprezentował nam Jarosław Kaczyński.
Oto Prezes największej partii w Sejmie, traktuje posłów swojej partii jak inwentarz, wydaje im bezwzględne polecenia, które oni muszą ze ślepym posłuszeństwem wykonywać. Rzadko kiedy mieliśmy wcześniej tak wyraźny pokaz partii rządzonej na sposób autorytarny.
Można tu zadać pytanie: po co nam posłowie, którzy nie mogą wyrażać własnego zdanie i którzy za sprzeciwienie się jawnie szkodliwym ustawom – ponosić mają konsekwencje w postaci wyrzucenia z klubu i partii?
A wyrzucenie z partii, to koniec publicznej kariery – bo przecież to Prezes Kaczyński będzie decydować kto znajdzie się na listach kandydatów w przyszłych wyborach. Posłowie PiS wiedzą, że w tym procesie obowiązuje bezwzględna zasada: „Nieposłuszni mogą odejść!”
Los Ludwika Dorna – „trzeciego bliźniaka” – który jedną decyzją Prezesa został wtrącony w polityczny niebyt – jest ostrzeżeniem dla wszystkim, którzy chcieliby mieć własne zdanie.
Wytworzony w ten sposób autorytarny model partii – zwłaszcza partii rządzącej – to nie tylko zagadnienie teoretyczne, które należy poddać krytyce w świetle artykułu 104 Konstytucji, wyraźnie określającej zasadę wolnego mandatu. Teoretycznie poseł PiS jest reprezentantem Narodu – w praktyce okazuje się, że jest reprezentantem Prezesa Kaczyńskiego.
To wszakże – jak się rzekło – nie tylko zagadnienie teoretyczne. Doświadczenie ludzkości pokazało, że państwa rządzone autorytarnie po prostu upadają. W sytuacji, kiedy nie ma odważnych, którzy by ostrzegli autokratę przed głupimi i szkodliwymi decyzjami – katastrofa czyha u bram.
Co robić?
W parlamentarnej psychodramie pt. „Piątka dla zwierząt” honor ocaliła nieliczna grupka posłów PiS, którzy odważyli się głosować przeciwko szalonej decyzji Wodza, a także posłowie Konfederacji i Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Konfederacja jest formacją młodą, nie posiadającą jeszcze struktury w całym kraju. Możliwości sprzeciwu w jej wydaniu muszą skupiać się na sejmowej debacie i ewentualnych oświadczeniach medialnych.
Polskie Stronnictwo Ludowe zdaje się mieć znacznie większe możliwości przeciwdziałania decyzjom jawnie skierowanym przeciwko wsi, której reprezentantem zawsze było. Nasuwa się myśl o zorganizowaniu przez PSL szerokiej akcji społecznej – pozaparlamentarnej. Taką akcją mogłoby być referendum ogólnokrajowe.
Instytucja referendum – przewidziana w art. 125 Konstytucji – nie była dotąd wykorzystywana ze względu na liczne obostrzenia – jak choćby próg frekwencyjny wymagający udziału w głosowaniu co najmniej połowy uprawnionych do głosowania. Tym jednak – na miejscu PSL – bym się nie zrażał. Likwidacja ferm, zakaz eksportu zwierząt z uboju rytualnego, ale też inne zapisy ustawy – jak nadzwyczajne uprawnienia organizacji pro-zwierzęcych – dotykają tak wielu środowisk, że jest szansa na poparcie referendum przez dużą część społeczeństwa.
Zresztą już samo przystąpienie do organizowania referendum i zbierania podpisów byłoby akcją, która musiałaby wywrzeć wpływ i na Senat – do którego trafił sejmowy gniot i na prezydenta, który w końcu ma podpisać ustawę. Bez wątpienia też akcja referendalna wzmocniłaby pozycję Polskiego Stronnictwa Ludowego tak na wsi jak i w środowiskach wolnościowych, krytycznie nastawionych do rządów PiS.
Gdyby akcja referendalna okazała się rzeczywiście szeroka – a jest na to duża szansa – bez wątpienia zmieniłaby też nastawienie wielu mediów i środowisk, które w imię utopijnych postulatów „praw zwierząt” zgadzają się dzisiaj na odbieranie ludziom praw, które przysługiwały im od stworzenia świata.
Tak więc w całym kryzysie jakie wywołało uchwalenie ustawy skierowanej przeciwko hodowcom, jest szansa dla najstarszej partii reprezentującej interesy polskiej wsi. Pozostaje mieć nadzieję, że liderzy Polskiego Stronnictwa Ludowego tę szansę wykorzystają dla dobra Polski, hodowców i w imię zdrowego rozsądku, który z niewiadomych przyczyn opuścił Jarosława Kaczyńskiego.