Wielkie oszustwa, wielkie zyski (cz. III)
Jak tysiąc naukowców, w tym światowej sławy autorytety, w imię kolejnej kretyńskiej idei, urodzonej w mózgach gwałtownie wzbogaconych miliarderowych szaleńców, może łgać, manipulować i straszyć zwykłych ludzi nadciągającą katastrofą?
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że musimy dbać o przyrodę. Musimy uporządkować własne działania w taki sposób, aby nie szkodzić planecie i wszystkiemu, co na niej jest.
Jeden krótki film umierającego, zaplątanego w plastikowe śmieci pływające w oceanach delfina wystarczy, by bez wahania zgodzić się, że musimy koniecznie coś z tym śmieceniem i niszczeniem zrobić. I tak – potrzebujemy pomocy całej nauki i całej współczesnej technologii, by tego dokonać.
Jednak gołym okiem widać, że projekt pod nazwą Zielony Ład, to nie krok we właściwym kierunku, tylko kolejna paskudna polityczna i biznesowa operacja. Jednym dać dużo, a wielu innym zabrać.
Nie dziwię się, że naukowcy kłamią. Takie mamy czasy. Na światowej scenie jest obecnie więcej kłamstwa niż jednoznacznej prawdy. Kłamią sędziowie, praktycznie cały wymiar sprawiedliwości, dążąc do wyimaginowanej władzy, którą nazwano sądokracją. Oszukują i mataczą. Fałszują wybory; nie karzą sprawiedliwe ewidentnych przestępców. Działają na zamówienie.
Kłamią notorycznie media. Potworek pod nazwą fakenews, czyli spolszczony fejk, urodził się niedawno i zajął zaszczytne miejsce w komunikacji społecznej. Kłamało prestiżowe CNN wymyślając ciężką chorobę kandydata na ponowny wybór na prezydenta, Donalda Trumpa. Nawet będący nie tak dawno wzorem dziennikarskiej rzetelności – brytyjskie BBC obecnie łże jak pies. W Polsce to właśnie lewackie i neobolszewickie media panują nad antyrządową polityką. A politycy tak zwanej opozycji są sługusami tych zakłamanych mediów.
Oszukują też przeróżne koncerny. Kiedyś prestiżowe marki dziś sprzedają ludziom kit, przymuszając nachalną i fałszywą reklamą. Największa u nas sieć handlu detalicznego Biedronka, na hiszpańskich pomidorach i marokańskich ziemniakach nakleja dumny znak – Produkt Polski.
Oszukują urzędy, oszukują banki; przeróżne instytucje i służby, ironicznie kiedyś nazwane – zaufania publicznego. Kłamią „dla naszego zdrowia” lekarze będący na pasku listy płac wytwórców i sprzedawców leków. Nawet kościoły kłamią, jak to się mówi – dla świętego spokoju.
A tak miało być dobrze i porządnie. Sędziów kształciliśmy i wybieraliśmy tylko w jednym celu – by realizowali sprawiedliwość. A naukowców, ludzi najbardziej predysponowanych do tego, tworzyliśmy tylko dlatego, by w labiryncie naszego świata poszukiwali prawdy. Nic innego.
A co mamy dzisiaj? Czy to już jest kompletny upadek?
Nurtuje mnie pytanie, dlaczego do naprawiania przyrody, usiłując przekonać wszystkich kolejnym oszustwem, że to współczesne działania stechnologizowanego człowieka odpowiadają za ocieplenie klimatu, na pierwszy ogień wzięto wyeliminowanie paliw kopalnych i zastąpienie ich takimi kiepskimi z inżynierskiego punktu widzenia rozwiązaniami, jak turbiny wiatrowe i ogniwa fotowoltaiczne.
Niech skalę przedsięwzięcia da taki przykład, iż aby wyprodukować z pomocą wiatru energię elektryczną o mocy 1,5 kilowata (kW), aby uruchomić twoją suszarkę do włosów, potrzebny jest wiatrak o 3 metrowej średnicy łopatek. Kurcze… aby zapewnić elektryczność dla swojej chałupy, to musisz postawić co najmniej 10 takich wiatraków. No i musisz postawić chałupę, na jakimś wygwizdowie, gdzie ciągle dmucha. A jak się jednak zdecydujesz, to dzisiejsze ceny na turbinę o mocy 10 kW to 28 000 USD.
Ale nie martw się – główki pracują. Jak mieszkasz nad morzem, to możesz sobie postawić turbinę Vestas V164, a ona dostarczy ci aż 8 megawatów (8 MW), czym zasilisz nie tylko swój dom, lecz jeszcze około 5 000 sąsiadów. Piękna sztuka – 220 metrów wysokości, a wiatrak ma średnicę 164 metry. To prawie półtora długości boiska do piłki nożnej (105 m). Fakt, sporo kosztuje, ale jak sąsiedzi będą zazdrościć.
Kolejne źródło prądu, które dzisiaj na gwałt się lansuje, to panele fotowoltaiczne. Mówiąc po ludzku, gdy świeci na nie słońce, to wytwarzają one prąd elektryczny. Niewielki – pojedyncza cela produkuje napięcie 0,5 – 0,6 volta. Dlatego zestawia się łącząc te cele w panele i takie się sprzedaje. Obecnie typowe rozmiary, to 100 cm szerokości i 165 – 170 cm wysokości. To to grube jest na 4 centymetry i jak ładnie świeci słońce to produkuje nawet 280 W. Więc aby uzyskać dosyć prądu dla niedużego gospodarstwa domowego, to potrzeba co najmniej 35 takich paneli. Czyli dobre 5 metrów na 12 metrów. Powiedzmy – dach dużej stodoły.
Jednakże, rozpoczynając niemalże lawinową produkcję wiatraków i paneli, głośno się nie mówi, że z technicznego, a także ekonomicznego punktu widzenia, są to raczej kiepskie źródła prądu elektrycznego. Gdy cokolwiek projektujemy, a potem budujemy, to bardzo istotnym parametrem jest efektywność. Czyli ile czegoś trzeba włożyć, aby coś innego otrzymać. Turbiny wiatrowe mają efektywność w granicach 30 -35%, a panele fotowoltaiczne jeszcze mniej – około 20%. Normalnie, bez oszustwa, taka wydajność czegoś jest nie warta zachodu. Tylko… jak potężną kasę można szybko zbić na seryjnej produkcji wielkiej ilości takich stosunkowo prostych urządzeń i sprzedawać to całym narodom. A mając polityków w kieszeni przy rozporku, po prostu zmusić jak najwięcej państw do kupowania i instalacji tego badziewia, pod szczytnym hasłem Zielonego Ładu i ratowania planety. Przecież to pomysł kretyna, albo bardzo sprytnego złodzieja.
Jeszcze jedna, chyba ważna uwaga tutaj. Turbiny wiatrowe produkują prąd tylko wtedy, gdy wieje watr. A panele fotowoltaiczne nic nie produkują w nocy, lub gdy pada deszcz, czy śnieg i bardzo mało, gdy zachmurzenie jest duże.
Tak ma wyglądać ratunek dla świata?! To jakieś kpiny dużego kalibru.
***
Dalej, w kolejnym odcinku, postaram się zadać parę pytań panom naukowcom i panom decydentom, którzy przecież, no nie daj Boże, nie siedzą w kieszeni opętanych żądzą bogactwa i swoją boskością chciwych bogaczy.
- Dlaczego nie pracuje się intensywnie nad filtrami i pułapkami zdolnymi eliminować CO2 z wprowadzanych do atmosfery gazów odpadowych?
- Dlaczego nauka nie przykłada się do taniej produkcji i magazynowania wodoru?
- Dlaczego zaprzestano prace nad podziemnym zgazyfikowaniem złóż węgla kamiennego w taki sposób, by nie produkować na zewnątrz dwutlenku węgla?
- Dlaczego korzystanie z wód geotermalnych jest tematem pomijanym w kwestii przyjaznych źródeł energii?
- Dlaczego prace w dziedzinie elektrochemii są spowalniane i obłożone jakąś tajemnicą?
- I chyba najważniejsze dla całej planety – dlaczego niemalże od 20 lat, kiedy podobno było już tak blisko, zastopowano badania i prace nad zimną fuzją. A to chyba właśnie jest przyszłością ludzkości w kwestii pozyskiwania energii?
Kto wie, ile jeszcze tajemnic skrywa się przed ludzkością? Jakie tajemnice mają naukowcy, a jeśli oni, to również ci, co im te badania, eksperymenty i laboratoria finansują.
Wszystko, co wymyślono przez ostanie pół wieku, a wymyślono bardzo dużo, miało w zasadzie cel merkantylny. Wszystko tylko by osiągnąć korzyści materialne, dając plebsowi kolejne igrzyska, a jako zysk dodatkowy – ogłupiając pospólstwo coraz bardziej, czyniąc je bezwolnym i spolegliwym.
Jeżeli ktoś, kto ma niby prawo tak mówić, deklaruje, że robi wszystko dla dobra ogółu, to niespecjalnie mu wierzę. Mamy przecież epokę kłamstwa.