„Wodny skandal”. Gdańsk jest regularnie zatapiany od lat. Kto za to odpowiada?
Wystarczył kwadrans intensywnego deszczu i niektóre dzielnice Gdańska zostały skutecznie zalane. Mocno utrudniony ruch pojazdów, ludzie brodzący w wodzie po kolana. Chciałoby się rzec, że już do tego widoku przywykliśmy.
Otóż nie! Nie przywykliśmy i nie przywykniemy. Odprowadzanie wód deszczowych w dwudziestym pierwszym wieku nie jest niczym nadzwyczajnym. W związku z tym nie będziemy przyjmować tłumaczeń miejskich urzędników, którzy wodny skandal w Gdańsku próbują wyjaśniać a to brakiem pieniędzy na utrzymanie czystości w mieście (bo tak trzeba określić sformułowanie o kratkach ściekowych zakrywanych wszechobecną folią i zapychanych piaskiem pozostałym po intensywnym zwalczaniu śniegu w trakcie długotrwałej zimy), a to „oberwaniem chmury”, a to tym, a to tamtym.
Poziom tych tłumaczeń porównywalny jest z poziomem tłumaczenia jednego z ministrów mówiącego o tym, że bardzo chętnie wymienia się z kolegami zegarkami. Ale kochani rządzący Gdańskiem. Powiedzmy sobie jasno. Jeśli w mieście realizuje się poważne inwestycje, jeśli pokrywa się betonem (asfaltem) setki hektarów powierzchni, to trzeba być może pomyśleć o zwiększeniu przepustowości kanalizacji deszczowej w niżej położonych rejonach miasta. To jest elementarz.
Każdy „inżynier miasta” to wie i nie sądzę, aby akurat w Gdańsku o tym zapomniał. Tylko, że rzeczywiste przygotowanie miasta do takich inwestycji kosztuje, i to wcale niemało. Ale drogi na skróty nie ma. Instalacje „burzowe” projektowane dla miasta stutysięcznego nie sprawdzą się w dzisiejszym Gdańsku. „Na chybcika” i jak najtaniej realizowane inwestycje prędzej czy później „zemszczą się” na swoich twórcach. Dobrze jest przecinać wstęgę, miło jest meldować „wykonanie zadań” zwłaszcza, gdy taka czy inna kampania się zbliża. Ale skutki tej niefrasobliwości, a może zwykłego konformizmu, odczuwalne będą w Gdańsku przez wiele następnych lat. Głównie przez jego przeciętnych mieszkańców.
P.s.
Jak widać, problem nie dotyczy tylko Gdańska. Ale na przykładzie Gdańska, jak w soczewce, obejrzeć można współczesną Polskę. Zarządzaną przez niekompetentnych, pozbawionych własnego zdania, w praktyce ubezwłasnowolnionych przez swych partyjnych bossów (patronów, wodzów), urzędasów.
Wybory zbliżają się.