Wraca stare. Sięgamy do wzorów z PRL
Kilka razy w swych tekstach wyrażałem opinię, podzielaną przez co najmniej kilku moich znajomych, że nie wszystko, co było (istniało, funkcjonowało, miało miejsce) w PRL-u, było złe.
Ot, takie coś jak 1000 szkół na Tysiąclecie Państwa Polskiego. Komuna pobudowała coś ok. półtora tysiąca szkół i niemal każdy człowiek w moim wieku o taką szkołę się otarł. Akcja przeprowadzona we właściwym czasie, w odpowiedniej skali.
Ot, takie Ludowe Zespoły Sportowe. Młodzi ludzie na wsiach mogli, przynajmniej w jakiejś części, wyżywać się w salach gimnastycznych i na boiskach. A paru mistrzów świata w ten sposób udało się, mimo „komuny” (a może dzięki niej), wychować.
Ostatnio coraz częściej odnoszę wrażenie, że władza nie bardzo wie, co i jak ma robić. I sięga do peerelowskich przykładów. Żebym nie był gołosłowny: pamiętam jeszcze taki program telewizyjny, który mówił o wydarzeniach kulturalnych. Nazywał się „Pegaz”. Jestem dziwnie spokojny, że obecny Prezes Telewizji Polskiej także ten program pamięta. Pamiętam też program „Sonda”, prowadzony przez niezwykły duet: Kurek – Kamiński. I tu zapewne pamięć prezesa Kurskiego nie ustępuje mojej. Ale ja pamiętam jeszcze program „Eureka” z niezapomnianym redaktorem Jerzym Wunderlichem.
Wszystko wskazuje na to, że w tym zakresie moja, przećwiczona na szachach pamięć jest nieco lepsza niż pamięć prezesa. Ostatnio zaczyna się, jeszcze niezbyt głośno, wypowiadać hasło „karta rowerowa”. (I nie chodzi tu wcale o dokument upoważniający „związki nieformalne” do wspólnego zamieszkiwania). Pozwolę sobie przypomnieć, że owa pozbawiana czci i wiary „komuna” stosunkowo szybko odeszła od wymogu posiadania karty rowerowej przez każdego użytkownika roweru (jeśli nie miał prawa jazdy). Karta rowerowa wymagana była przede wszystkim od małoletnich użytkowników dróg publicznych, którzy po tych drogach poruszali się rowerami.
Moim zdaniem, był to wyjątkowo celowy, trafnie określony wymóg. Egzaminy na kartę rowerową organizowane były chyba we wszystkich szkołach, a każde dziecko było w stanie nauczyć się zagadnień, które były na egzaminie wymagane. Pamiętam, że kartę taką uzyskałem po zapoznaniu się z „teorią” na jakiejś lekcji (może to były dwie, może jedna godzina. Był nawet jakiś milicjant). A praktykę przechodzić mogliśmy w szkole i jej okolicach, pod okiem nauczyciela wychowania fizycznego.
Dziś – rzecz nie do pomyślenia! Dziś, jak wszystko na to wskazuje, władza raczej zamierza przygotować kolejną pułapkę na obywateli, by do maksimum zwiększyć wpływy do budżetu. Bez względu na to, jakie to będzie miało znaczenie dla bezpieczeństwa. W przypadku rowerów, do zwiększenia bezpieczeństwa ich użytkowników droga wiedzie nie przez mnożenie bzdurnych przepisów, które są coraz mniej zrozumiałe i coraz bardziej komplikują życie wszystkich, podkreślam to słowo, wszystkich użytkowników dróg. I pieszych, i kierujących samochodami i rowerzystów.
Czy to tak trudno wprowadzić bezwzględny nakaz zatrzymania roweru przed wjazdem na przejście dla pieszych? W końcu zatrzymanie roweru jest chyba nieco łatwiejsze niż zatrzymanie samochodu. Kto wpadł na, moim zdaniem zabójczy pomysł pozwalający jeździć rowerami drogami jednokierunkowymi „pod prąd”? Naprawdę nic złego się nie dzieje, gdy nawet na zatłoczonym chodniku pojawi się jadący rowerzysta, jeśli tylko będzie on jechał z rozsądną prędkością.
Pewnie narażę się rowerzystom (sam nim jestem), ale zapytam: czy warto tworzyć „śluzy rowerowe”? Czy nie lepiej „przesunąć rowerzystę na chodnik? Ale o zmianach w tym zakresie nic nie słychać. My wprowadzimy dla każdego rowerzysty wymóg posiadania karty rowerowej i kasku. To poprawi jego bezpieczeństwo!
Skupiłem się na programach telewizyjnych i kartach rowerowych. Ale widzę, że w wielu innych dziedzinach władza zaczyna wracać do lat głębokiego PRL-u. Zgodnie z tym, co napisałem na wstępie, nie musi to być złe z założenia. Ale należy wyjątkowo uważać, żeby nie przekroczyć owej „cienkiej czerwonej linii”, która zawróci nas z drogi budowania państwa obywateli (jak nazywa to Paweł Kukiz) na drogę państwa, z jakiego zrezygnowaliśmy pod wpływem społecznego protestu roku 1980.
Odnoszę coraz częściej wrażenie, że przy braku pomysłów na nową Polskę, coraz częściej wracamy tam, skąd przyszliśmy. Oby to było tylko wrażenie. I oby tylko moje.