Wykorzystanie klauzuli sumienia deklaracją jego braku?
O deklaracji wiary mówiono już w każdym możliwym medium, a jej ocena w każdym wypadku była zależna od poglądów na religię, ergo od popieranej opcji politycznej. Po wielu interwencjach w odpowiednich organach wydawało się, że idea jakichkolwiek deklaracji wiary w środowisku lekarskim stoi w szachu. Wtedy został wytoczony argument tzw. „klauzuli sumienia”.
Jest to zapis pozwalający lekarzowi na odmowę świadczenia zdrowotnego, które jest niezgodne z jego sumieniem. W praktyce najcześciej używa się tej klauzuli w momencie, kiedy chce się odmówić komuś eutanazji, aborcji czy pomocy przy zapłodnieniu in vitro. Wiadomo, że podejście do tak grząskich tematów jak wyżej wymienione zależy od osobistych poglądów człowieka i każdy ma prawo odmówić rzekomego „zabójstwa”. Z tego powodu w klauzuli jest dodatkowy zapis, który nakazuje lekarzowi wskazanie osoby, która podejmie się zabiegu. Prawicowe media określiły tę procedurę jako „wskazanie mordercy” i zasugerowały odstąpienie od niej, ponieważ nie pozostawia owego słynnego już sumienia czystym.
Właśnie pojawił się pierwszy przypadek wykorzystania klauzuli sumienia, a dokładniej pierwszy nagłośniony przypadek. Aborcji miał odmówić prof. Bogdan Chazan. Odmówił kobiecie, której dziecko nie ma najmniejszych szans na przeżycie. Ciągle ich nie ma, bo aborcji nie dokonano, ponieważ prof. Chazan nie wskazał osoby, która zabiegu by się podjęła.
Według polskiego prawa ciążę można przerwać w przypadku, gdy zagraża zdrowiu lub życiu matki albo w momencie, gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie upośledzony. Drugi przypadek ma małe „ale”, bo aborcji można dokonać do czasu, gdy płód nie jest jeszcze zdolny żyć poza organizmem matki. Kobieta, która pozostała anonimowa, dowiedziała się w 22 tyg. ciąży, że jej dziecko nie ma znacznej ilości kości czaszkowych, a mózg przestał się rozwijać. Prosiła prof. Chazana o przeprowadzenie aborcji – odmówił. Teoretycznie powinien był postępować zgodnie z procedurą, jednakże odwlekał w czasie wskazanie innego specjalisty, skutkiem czego celowo uniemożliwił pacjentce usunięcie ciąży. Profesor argumentował to mówiąc, że być może ktoś zaadoptuje dziecko. Prawdopodobieństwo zaadoptowania martwego dziecka są równe zeru, choć podobno „wiara góry przenosi”.
Najwidoczniej zaślepienie przez przebrzmiałe idee czy deklaracje (szczególnie wiary) nie służą lekarzom i ich prawdomówności. Kiedy „Wprost” próbował się skontaktować z profesorem po przeprowadzeniu rozmowy z pokrzywdzoną kobietą, stwierdził, że po 15 wyłącza telefon i nie można się z nim skontaktować. W Znanylekarz.pl krąży wiele opinii o jego kompetencjach i dosyć często w komentarzach pojawiają się sformułowania rodzaju: „doskonały kontakt telefoniczny o każdej porze”. Swoich sił próbował również „Newsweek” ze swoją prowokacją dziennikarską dotyczącą prośby o przepisanie tabletki 72 godziny po stosunku. Prof. Chazan odmówił i stwierdził, że nie zna nazwiska osoby, która może spełnić prośbę pacjentki. Wydaje się to dziwne, a zarazem ciekawe, że człowiek, który od 1998 do 2001 był krajowym specjalistą w dziedzinie położnictwa i ginekologii, nie znał żadnego innego lekarza, który może pomóc.
Widocznie lepiej być zdeklarowanym wierzącym lekarzem niż dobrym człowiekiem, a przy tym lekarzem. Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości co do słuszności aborcji w przypadku kobiety, której odmówił prof. Chazan, niech spojrzy na zdjęcie w linku na samym dole i odpowie sobie na pytanie. Czy urojony syndrom poaborcyjny może być gorszy od urodzenia dziecka cierpiącego chociażby na wrodzoną łuskę arlekinową?
Zdjęcie jest tylko dla osób o mocnych nerwach i w żadnym razie nie przedstawia przypadku choroby, na którą cierpi dziecko pacjentki prof. Chazana
Po co ta obłuda? Nikt nikogo nie może zmuszać do postępowania wbrew sumieniu ale też „sumienie” nie może usprawiedliwiać okrucieństwa.Po prostu za pracę szpitala odpowiada zarząd lub dyrekcja.Jeżeli placówka służby zdrowia nie wykonuje zabiegów zgodnie z obowiązującym prawem i WIEDZĄ MEDYCZNĄ z automatu powinna tracić kontrakt z NFZ.”Sumieniowi” niech sobie praktykują prywatnie a nie za publiczne pieniądze.
Prof. Chazan działa tak od wielu lat. Zresztą sam stwierdził, że deklaracja nic nie zmieni w jego podejściu i jest no cóż właśnie deklaracją i niczym więcej. Zgadzam się z tym, że lekarze faktycznie powinni informować pacjentów o swojej wojowniczej, religijnej stronie, wszak byłoby to etyczne. Co z etyką ma wspólnego prof. Chazan już wiadomo. Być może rozwiązanie z Wlk. Brytanii poskutkowałoby w tym przypadku, tam radykałów odsunięto od specjalizacji takich jak właśnie ginekologia i położnictwo.