Zlecenie zabójstwa? Nic prostszego! | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 2.12.2019

Zlecenie zabójstwa? Nic prostszego!

Grupy przestępcze o charakterze zbrojnym są liczniejsze, niż sobie wyobrażamy. Kilka lat temu telewizje całego świata pokazały zgromadzenie najważniejszych osób amerykańskiej polityki. Towarzystwo siedziało sobie w eleganckim gabinecie i „na żywo” oglądało transmisję z wypadu umundurowanej grupy ludzi, którzy na terenie Pakistanu dokonali zamachu na życie jednego z arabskich przywódców, Osamy bin (ibn) Ladena.

Spośród zapatrzonych w ekrany monitorów zapamiętałem między innymi panią Hillary i laureata Pokojowej Nagrody Nobla, ówczesnego prezydenta USA, pana Barracka Obamę. Całe towarzystwo odgrywało scenę głęboko przejętych, zatroskanych losem „amerykańskich chłopców”. Którzy uzbrojeni po zęby przelecieli kilka tysięcy kilometrów, by (z zimną krwią ?) zabić człowieka.

O ile sobie przypominam, jakiś czas po zabójstwie wspomniany wyżej „laureat Nobla” bez skrępowania ogłosił światu, że wydał rozkaz zabicia. Cały „oficjalny” świat (czytaj: sterowane przez rządzących media) zachłysnął się zdecydowaniem, sprawnością, odwagą i determinacją tak prezydenta Stanów Zjednoczonych, wydającego rozkaz zabicia człowieka, jak i bezpośrednich wykonawców zabójstwa. Ów świat zapomniał tylko zapytać, czy którykolwiek sąd wydał na zabitego jakikolwiek wyrok.

Kilka tygodni temu kolejny prezydent Stanów Zjednoczonych, Donald Trump, w co najmniej niespójnych zeznaniach przyznał, że wzorem swego poprzednika wysłał grupę uzbrojonych ludzi, którzy mieli zabić (i zabili) Abu Bakr al-Bagdadiego. Zabójstwa dokonano na terenie Syrii.

Zapewne także z rozkazu prezydenta USA zabity został syn Osamy bin Ladena, Hamza bin Laden. Również w operacji „sił specjalnych” (czytaj: umundurowanych zabójców przysłanych z terenu innego państwa w jednym celu: zabić).

O ile pamiętam, żaden z zabitych nie miał procesu sądowego. Świat zachodni w swoim czasie rozpętał (zupełnie słusznie, jeśli oskarżenia mają potwierdzenie w faktach) straszliwą burzę przeciwko władzom Rosji, które wydały wyrok i dokonały okrutnego zabójstwa Aleksandra Litwinienki. Jak pamiętamy, człowiek ten zmarł w straszliwych męczarniach, gdy poddano go działaniu radioaktywnego plutonu. Brytyjczycy postawili władzom Rosji zarzut zabójstwa (na terenie Wielkiej Brytanii) innego Rosjanina, Siergieja Skripala.

Różnica pomiędzy zabójstwami dokonywanymi na zlecenie prezydenta USA i tymi, które (ponoć) zlecał Władimir Putin, jest tylko jedna. Prezydent Rosji nigdy nie przyznał się do wydania rozkazu zabicia kogokolwiek. Czasem zadaję sobie, tak po cichutku, pytanie: to czym się różni amerykańska „demokracja” od rosyjskiego „zamordyzmu” Władimira Putina.

Tak naprawdę, zwłaszcza z punktu widzenia zamordowanych, różnic wielkich nie widać. Można zastanawiać się, czy jest jakaś różnica pomiędzy działaniami na przykład „grupy Wagnera” i operatorów amerykańskich dronów, siejących w wielu miejscach na całym świecie.

Nie komentując powyższego pozwolę sobie przypomnieć rzecz, która może wydać się interesująca. Kilka lat temu zmarli generałowie Jaruzelski i Kiszczak. Jak by nie patrzeć, twarze stanu wojennego, okrągłego stołu, oddania władzy przez „komunistów”. „Styropianowi bohaterowie” przez niemal trzydzieści lat nie potrafili postawić im jakichś konkretnych zarzutów, udowodnić przestępstw, skazać. Gdy obaj byli już bardzo schorowani, mocno zniedołężniali, zaliczono ich do „grupy przestępczej o charakterze zbrojnym”. To także nie przyniosło efektów, jakich oczekiwali ci, którzy starali się te zarzuty konstruować. Nie będę analizował, dlaczego. Pozwolę sobie tylko zauważyć, że dzięki takiej „subtelnej” konstrukcji prawnej naszych, jak ich nazywam, „styropianowych bohaterów”, obaj polscy generałowie znaleźli się w towarzystwie, którym cały politycznie poprawny świat dziś się zachwyca. Zupełnie innym zagadnieniem jest, czy słusznie.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.



Moto Replika