Wyłamując się standardom – odnieśli zwycięstwo
Gdańsk. Kolejny konwent mistrzów tatuażu w Amberexpo. Kolejne setki kilometrów autostrady, myto i korki. Jedziemy na drugi koniec Polski. Przemierzamy nasz piękny kraj wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu doznań estetycznych, odmiennych. Trochę niszowych, odrobinę nietuzinkowych, ale za to bardzo osobistych. Jednym z tych doświadczeń jest coroczne wypady na zjazdy fanów ozdabiania ciała różnokolorowym tuszem oraz zabiegów deformujących nasze ludzkie skorupy.
Na scenie gra niszowy zespół. Dobra ta ich muzyka, szarpie za wewnętrzne struny. Chłopaki dają radę. Dookoła tłum przechadzających się kolorowych indywidualności. To świat kontrastów. Z jednej strony laleczka z potworami wyłaniającymi się z jej wnętrza na ramieniu. Z drugiej strony młody niski osobnik z tunelami w uszach i dziesiątkami ćwieków w czole. Kolorowe włosy, zakochane pary jednopłciowe, misz – masz alternatywy wobec świata wielkich drapaczy chmur, takich samych szarych garniturów i target planów.
Utożsamiam się z nimi, czuje tą piękną energie, ten sprzeciw wobec rzeczywistości wyrażony w tak ekstrawagancki sposób. Ten bunt, te odwagę. Ludzie ci odrzucili korporacyjne stołki, drabiny karier i wyścigi po wszystko i nic.
Są tak bardzo inni, że aż piękni w swej inności i to właśnie jest ich największym atutem. Potrafili odnaleźć siebie w świecie, który został stworzony dla jednolitości, dla szuflad społecznych i regulaminów. To właśnie wędrowcy podniebnych szlaków własnych marzeń, stanęli naprzeciw dogmatom społecznym i odwrócili od systemu wartości swą twarz.
Odnaleźli własną drogę. Dookoła stoją kramy z biżuterią własnej produkcji, odzieżą, którą nie dostanie się nigdzie indziej, Ekstrawaganckimi dodatkami i gadżetami. Dziesiątki artystów ozdabia ciała swoich modeli, by pod koniec dnia uczestniczyć w konkursie. Są skupieni, wkładają całe serce w swoja pracę. Ciężki kawałek chleba wykonywany z pasją, a owocem jest unikalność.
Goście i odwiedzający to mieszkanka pokoleń, małe kilkumiesięczne dzieci słodko śpiące w wózkach, kompletnie nie przejmujące się decybelami zagłuszającymi wszystko ze sceny. Poważnie czterdziestolatkowie zerkający na młode wytatuowane ciała pięknych modelek. Młodzież spuszczona ze smyczy rodzicielskich zakazów i nakazów. Oraz ci najpoważniejsi u schyłku tego życia, którzy wspominają już częściej niż snuja plany na przyszłość. Tych wszystkich ludzi łączy jeden wspólny mianownik.
Poprzez swoja różnorodność, inność do świata i podejście do życia stanowią wzór do naśladowania. Gdyż wyłamując się standardom odnieśli zwycięstwo w walce o swoją godność i niezależność. Niejednokrotnie kosztem zepchnięcia w niszę, gdzie w swoich mikroświatach reprezentują sobą to, o czym marzy niejeden korporacyjny profesjonalista z Porsche Cayenne i kredytem do końca życia.
Podsumowując mój wypad na północ po wrażenia i jod – zmieniło się dużo od kiedy lata temu byłem prześladowany za chodzenie w glanach i irokezem po ulicach będąc punkiem lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Powiem bardziej te kilkadziesiąt wiosen więcej i nasz kraj zmienił się nie do poznania. Kiedyś wytatuowany koleś był kryminalistą, kimś drugiej kategorii, człowiekiem od którego się należało trzymać jak najdalej. Dziś mistrzowie tatuażu stają się wzorami do naśladowania poprzez sumienność, ciężką pracę i wytrwałość w swej drodze poprzez czas.
Dawniej tatuaże, dziury w ciele, rogi i innego rodzaju zabiegi deformujące były uznawane za wynaturzenia i piętnowane. Dziś zaś są wyrazem artystycznej wrażliwości, są podziwiane i nawet najbardziej pokładani z nas po kryjomu oglądają piękne modelki ozdobione fantastycznymi wzorami swe ciała. Wzdychamy do nich bojąc się przyznać, że kiedyś, gdy byliśmy młodzi także marzyły nam się dziary podkreślające naszą odmienność. Mówiące całemu światu, że „Ja” to nie trybik w maszynie, a samodzielna myśląca jednostka społeczna.