Kto na prezydenta Gdańska? Kandydaci są, ale czy któryś poza Adamowiczem ma szanse? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 14.09.2014

Kto na prezydenta Gdańska? Kandydaci są, ale czy któryś poza Adamowiczem ma szanse?

Czy prezydentem Gdańska zostanie raz piąty z rzędu budzący kontrowersje Paweł Adamowicz? Wszystko zależy od tego, czy w mieście nad Motławą w trakcie kampanii wyborczej wyłoni się się jakikolwiek poważny kontrkandydat. Jeśli tak się stanie, Adamowicz nie będzie miał żadnych szans. W przeciwnym wypadku z łatwością wygra wybory. Dziś wszystko wskazuje na to, że stanie się to pierwsze.

pawel_adamowicz

Gdyby wygrał najbliższe wybory samorządowe, miałby zapewnione sprawowanie władzy w Gdańsku nieprzerwanie przez 20 lat. To dużo. Mieszkańcy miasta  mieliby z kolei prezydenta, którego znają. Ale znają także od tej nie najlepszej strony. I nie chodzi wcale o aferę Amber Gold, która wybuchła w Gdańsku, nie chodzi nawet o nieujęcie w oświadczeniu majątkowym m.in. mieszkania, czy inne kontrowersyjne sytuacje, z którymi jest kojarzony, jak chociażby nietrafione inwestycje, które firmuje – wśród nich budowa Europejskiego Centrum Solidarności za ogromne pieniądze.

Mieszkańcy Gdańska kojarzą Adamowicza przede wszystkim z represyjną polityką dotyczącą spraw najbardziej prozaicznych, a wyjątkowo uciążliwych dla gdańszczan, zatem zaniedbanych przez lata podwórek, coraz bardziej dziurawych ulic, na które nigdy „nie ma pieniędzy”, (jeśli są – to jedynie na potężne i często niepotrzebne inwestycje o charakterze symbolicznym). Mają uzasadnione pretensje o potworny smród z wysypiska śmieci na Szadółkach, który jest dla nich tak uciążliwy, że wśród ludzi od dawna tworzą się już obywatelskie komitety protestacyjne; o uniemożliwianie wykupu mieszkań komunalnych w atrakcyjnych z perspektywy potencjalnych dużych inwestorów lokalizacjach, a z tym związane podnoszenie wysokości czynszów; o wspieranie niepotrzebnej mieszkańcom Straży Miejskiej, kosztującej każdego roku około 20 mln zł i masę innych utrudnień, które zamiast z każdym rokiem rządzenia Adamowicza być eliminowane – są mnożone.

przez lata rządzenia zbudował wokół siebie wąskie, ale wpływowe środowisko ludzi mu przychylnych, którzy korzystają na jego prezydenturze, nie dając mieszkańcom nic w zamian. Gdańszczanie zaczynają to coraz bardziej dostrzegać, bo codzienne życie w mieście staje się utrudnione. Gdyby Adamowicz pomyślał o nich tak, jak myśli o wspieraniu ludzi przychylnych mu politycznie – cieszyłby się znacznie większym poparciem i na pewno byłby bardziej lubiany. A jest odwrotnie.

Opozycyjne do PO mają z kolei poważny problem w walce z Adamowiczem. Sprawiają wrażenie nieco uśpionych, pozbawionych energii i realnej wiary w sens jakichkolwiek poważnych działań politycznych. Pytanie, czy to przypadek, czy efekt celowo wywołany przez sprawnie poruszającego się w obszarze lokalnej polityki prezydenta Gdańska, który lubi uzależniać od siebie miejscowych polityków opozycji, proponując im np. intratne stanowiska, jednocześnie hamując ich polityczne aspiracje. Gdyby gdańska opozycja znalazła odpowiedniego, rozpoznawalnego kandydata, który byłby w stanie przedstawić jakikolwiek realny program wyborczy, Adamowicz byłby w poważnym kłopocie.

Niestety, raz kolejny takiego kandydata nie widać, choć lista potencjalnych chętnych do objęcia rządów w Gdańsku istnieje. Ale czy są to poważni kandydaci, w dodatku mający jakiekolwiek polityczne zaplecze? Czy potrafią przekonać gdańszczan do swojego programu wyborczego?

Wśród potencjalnych kontrkandydatów są m.in. osoby mało rozpoznawalne, bezpartyjne, które bez zaplecza politycznego nie mają żadnych szans na zwycięstwo: Waldemar Bartelik czy Ewa Lieder.

Ze strony SLD w kontekście wyborów samorządowych dużo mówiło się o byłym pomorskim wojewodzie Ryszardzie Kurylczyku, ale ten jednak nie podjął wyzwania. Wśród pozostałych, potencjalnych kandydatów lewicy była także Jolanta Banach, ale nie udało jej się zbudować partyjnego zaplecza – działacze SLD pamiętali, że swego czasu współtworzyła SDPL – formację konkurencyjną wobec SLD. Jeszcze jakiś czas temu wśród działaczy SLD mówiło się o Marku Formeli – ale tym, jak usłyszał wyrok w związku z aferą Stella Maris – ten kandydat przestał być brany pod uwagę. Dziś oficjalnym kandydatem SLD na prezydenta Gdańska jest Jarosław Szczukowski.

W pomorskim PiS działa dość rozpoznawalny Andrzej Jaworski, który w poprzednich wyborach bez większego powodzenia próbował swoich sił w prezydenckim wyścigu.

O kandydowaniu myśleli także ludzie niezwiązani ściśle z partiami politycznymi – m.in. Tadeusz Huciński, były rektor AWFiS i jeszcze kilku innych, ale pomysł startu bez mocnego politycznego zaplecza wydaje się skazany na porażkę.

Bardzo prawdopodobne jest, że obecny prezydent – Paweł Adamowicz – także nie będzie miał za sobą szyldu partyjnego i wystartuje ze stworzonego przez siebie komitetu wyborczego, choć, przynajmniej oficjalnie, ma rekomendację Platformy Obywatelskiej. W tym przypadku pomysł stworzenia własnego komitetu wydaje się dobry, bo Adamowicz przez lata zbudował wokół siebie grupę ludzi – urzędników, prezesów miejskich spółek, miejskich agencji, miejskich fundacji i innych miejskich instytucji, którzy zrobią wszystko, aby utrzymać status quo i w dalszym ciągu móc realizować własne interesy.  A Adamowicz jako prezydent będzie tego gwarantem.

Autor

- dr n. hum., publicysta i komentator. Twórca niezależnych mediów. Autor analiz dotyczących PR, języka polityki i marketingu politycznego.Twitter: @MichalLange

Wyświetlono 1 Komentarz
Napisano
  1. Kompan pisze:

    Raczej nikt inny nie wygra. Nic na to nie wskazuje.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika