Czego oczekujemy od mediów?
Zacznę od tego, że przyczynkiem do napisania poniższego tekstu był komentarz jednego z naszych Czytelników. Jak sam twierdzi, ma on pewien kłopot z zaklasyfikowaniem Gazety Bałtyckiej do jakiejś linii programowej (może politycznej). Nigdy nie wie, czego może się spodziewać na naszych łamach. Czy będziemy atakować rządzących, czy może opozycję.
Na ten temat wywiązała się w redakcji całkiem poważna dyskusja. Okazuje się, że część Czytelników uważa, że media powinny być (muszą być) tubą propagandową. Rządzących, opozycji, w najlepszym razie – właścicieli. Ten, kto płaci, ma prawo oczekiwać, że ci, którym płaci, będą popierać jego poglądy w tworzonych tekstach (obrazach, sztukach). Być może chciałby nawet kształtować te poglądy.
Okazuje się, że dwadzieścia pięć lat wolności to zdecydowanie zbyt krótki czas, by przyswoić sobie rolę, jaką w demokratycznych społeczeństwach powinny spełniać media. W naszej ocenie to właśnie one powinny patrzeć na ręce każdemu, kto ma jakiekolwiek prerogatywy w społeczeństwie, kraju, dowolnej organizacji. I pokazywać to, co w działaniach tych ludzi jest niezgodne z prawem, nieetyczne, niemoralne, niekorzystne. I opiewać to, co dobre, twórcze, wzmacniające pozycję własnego kraju, narodu.
Pamiętam, jak wiele, wiele lat temu pewna nauczycielka języka polskiego stwierdziła (a były to czasy głębokiego PRL-u i takie stwierdzenie wymagało od Niej dużej odwagi i zaufania do nas, uczniów), że gdyby w Polsce (podkreślam: PRL) była wolna prasa, to żyłoby nam się znacznie lepiej. W dodatku niepotrzebne byłyby wszelkie NIK-i i inne instytucje kontrolne. Bo taką rolę bierze na siebie właśnie wolna, niezależna prasa.
Przyznaję, że dziś, po czterdziestu kilku latach doceniam i mądrość, i odwagę mojej Pani Profesor. Ale zdaję też sobie coraz wyraźniej sprawę z tego, co Ona wówczas określała mianem wolnej prasy, w dzisiejszych czasach już praktycznie nie istnieje. Właśnie dlatego, że ci, którzy płacą, chcą zapewnić sobie przychylność określonych grup (zawodowych, społecznych, wyznaniowych, politycznych). Stało się to także za swoistym przyzwoleniem społecznym.
Czytelnicy, którzy kiedyś mieli wpływ na media, utrzymywali je swoimi pieniędzmi, ulegli naciskom różnych wpływowych grup. Dziś chyba dla żadnej gazety wpływy ze sprzedaży nie stanowią podstawy jej finansowego bytu. Liczą się płatne reklamy, wykupowane przez wspomniane grupy interesu płatne ogłoszenia, finansowe „wspomaganie” różnych fundacji, stowarzyszeń i organizacji. Szeregowy czytelnik jest tylko niewielkim dodatkiem do wielkiego biznesu.