Obcokrajowiec po polsku, czyli kilka słów o trudnościach językowych
Odwiedził mnie ostatnio pewien znajomy z zagranicy. Prawdziwy obcokrajowiec, a nie Polak mieszkający poza krajem. Chłop całkiem nieźle włada naszym językiem. Problem tylko w tym, że jego wyobrażenie o znajomości mojej mowy ojczystej jest nieco wygórowane. Pełen wiary we własne siły poprosił mnie, bym pożyczył mu na czas pobytu w Polsce jakąś książkę, która pozwoliłaby mu skrócić nieco nocne oczekiwania na kolejne, pełne wrażeń dni.
Sięgnąłem po pierwszą z brzegu. Trafiłem na „Popioły” Stefana Żeromskiego. Przeżyłem spory szok, gdy wieczorem zadzwonił wspomniany znajomy z pretensjami, że podarowałem mu (nie miałem sumienia pożyczać, w dodatku nie wiedziałem, czy taka pożyczka nie wymaga zgłoszenia do urzędu skarbowego lub jakiegoś innego zusu), wybrakowany egzemplarz. Natychmiast wsiadłem w samochód. W bardzo interesującej rozmowie, która się wywiązała, dowiedziałem się, że korektor był „głąb”, bo zaraz w pierwszym zdaniu nie poprawił „Ogary poszły w las” na poprawne, zdaniem mojego znajomego, „Ogary poszli w las”. Długo musiałem mu tłumaczyć, że ogary to zwierzęta, a nie osoby płci męskiej, zatem mają inne formy w liczbie mnogiej. Jako ciekawostkę podałem inny przykład: „ci piłkarze poszli grać” (to o piłkarzach), a „te barany poszły grać” – to o kopaczach, nawet jeśli czasami w koszulce z orłem na piersi. Mimo, że jest „ten piłkarz” i „ten baran”, formy są różne. Tym razem wyjaśniłem, że wyrazy o znaczeniu pejoratywnym, a takim określeniem w moim przykładzie nazwano miernych piłkarzy, też w liczbie mnogiej nie mają formy męskiej. Ale to był dopiero przyczynek do dalszej rozmowy.
Znajomy z najwyższym trudem zrozumiał, że „być albo nie być, oto jest pytanie” wcale nie jest tożsame z „bić albo nie bić, oto jest pytanie”. Prawdziwe męczarnie przeżyłem, gdy tłumaczyłem mu, że wyraz „poszedłby” może być napisany poprawnie zarówno wtedy, gdy jest napisany łącznie jak i wówczas, gdy napisano go oddzielnie, ale cząstkę „by” pisząc przed „poszedł”, np. on by ze mną poszedł… albo on poszedłby ze mną… Po minie poznałem, że mój kolega zaczyna powątpiewać w swoją znajomość języka polskiego.
Pocieszyłem go jednak, że nie powinien się tym tak bardzo przejmować. Bo po pierwsze: całkiem dobrze można się z nim porozumieć, a po wtóre: dzisiaj co drugi Polak nie potrafi poprawnie mówić i pisać po polsku (to, przyznacie, dość optymistyczne stwierdzenie). A mimo to „Jeszcze Polska nie zginęła”.
I nawiązując do polskiego hymnu zauważyłem, że nasza historia jest znacznie bardziej złożona niż nasz język. Na szczęście pora była już na tyle późna, że nie rozpoczęliśmy kolejnej, tym razem historycznej dyskusji. I może dobrze. Bo jak tu niektóre rzeczy tłumaczyć?
Wybory zbliżają się.