Debata to filar demokracji. Kto się od niej uchyla, nie szanuje wyborców
Czy kandydaci na prezydenta powinni debatować, czy lepiej nie? Przed pierwszą, a może przed drugą turą wyborów? Spór o wyborcze debaty w gruncie rzeczy sprowadza się do odpowiedzi na pytanie, czy klasa polityczna chce zaprezentować się wyborcom, wypełniając jeden z istotnych wymogów demokracji, czy też o demokracji woli jedynie mówić, jednocześnie omijając jak najszerszym łukiem jeden z podstawowych jej elementów?
Obecny prezydent wyraźnie nie chce debatować z pozostałymi kandydatami do najwyższego w kraju urzędu. Twierdzi, że nigdy nie było tradycji debaty przed pierwszą turą, że prezes PiS nie uczestniczył w posiedzeniach Rady Bezpieczeństwa Narodowego, w końcu że opozycja przez lata odmawiała debaty. Czy są to argumenty racjonalne, przekonujące, poważne?
Wydaje się, że nie, ponieważ bieżąca polityka partyjna to coś zupełnie innego niż kampania wyborcza, w dodatku kampania prezydencka, która ma służyć obywatelom do jednego – do jak najlepszego poznania kandydatów ubiegających się o urząd prezydenta RP.
Zatem obowiązkiem każdego startującego w demokratycznych wyborach jest uczestniczenie w rozmaitych publicznych debatach, ze szczególnym uwzględnieniem debat z politycznymi przeciwnikami. Nie ma przecież lepszego sposobu na poznanie kandydata niż obserwacja tego, w jaki sposób zachowuje się w sytuacji konfrontacji z przeciwnikiem. Debata to jeden z filarów demokratycznych wyborów.
Ktoś, kto od debat się uchyla, niezależnie od motywacji, wykazuje przede wszystkim sporą dozę braku szacunku wobec wyborców, nie dając im szans na poznanie tego, co ma do powiedzenia w szczególnym czasie, jakim jest kampania wyborcza. A może nie ma nic