Referendum warszawskie. Przegrali: Kaczyński, Palikot i Guział. Wygrali: Miller i Czarzasty
A Hanna Gronkiewicz-Waltz pokazała, że jest prezydentem z bardzo niepewnym mandatem do rządzenia stolicą. Tak w skrócie można podsumować wynik niedzielnych wyborów referendalnych, które według planu jego autorów, miały spowodować odwołanie prezydent Warszawy. Zamiast tego zobaczyliśmy, kto jest naprawdę sprawnym politykiem, a kto jedynie antysystemowym wywrotowcem.
Leszek Miller – przewodniczący SLD wraz z Włodzimierzem Czarzastym – szefem mazowieckich struktur SLD pokazali, że są wytrawnymi politycznymi graczami i po raz kolejny udowodnili, że choć Sojusz ma obecnie niewielką liczbę posłów w Sejmie – w politycznych rozgrywkach wciąż się liczy i będzie się liczył. Podjęli rozsądną i wyważoną decyzję, nie uczestnicząc w szaleńczym ataku na Hannę Gronkiewicz Waltz. Gabinetowe rozgrywki Czarzastego wraz z Millerem okażą się na pewno korzystne dla lokalnych działaczy SLD, bo ważniejsze niż obłędny, ślepy, polityczny atak, są zakulisowe, gabinetowe negocjacje, czyli istota polityki.
Tego rodzaju umiejętności nie ma Jarosław Kaczyński, który od lat jest owładnięty szaleńczym dążeniem do zdobycia władzy za wszelką cenę. Dziwić może zaangażowanie w przygotowywanie i koordynowanie wyborczej strategii młodego Adama Hofmana, który nie ma politycznego doświadczenia ani takich umiejętności – jest w mojej ocenie jedynie partyjnym bojówkarzem. A to o wiele za mało, aby móc skutecznie kreować politykę, zwłaszcza, gdy po drugiej stronie działają politycy z krwi i kości.
O Palikocie i jego roli w inicjatywie odwołania Gronkiewicz-Waltz nie ma sensu wspominać, bo on, w mojej ocenie, podobnie jak Hofman, nie ma żadnych politycznych umiejętności. Jest wesołym happenerem, sprawnie operującym jedynie narzędziami marketingowymi. A marketing to nie polityka.
Piotr Guział – inicjator referendum – może i ambitny, ale politycznie to postać zupełnie nieznacząca.
Na koniec warto wspomnieć o tym, że Jarosław Kaczyński nigdy nie potrafił godnie przegrywać. Kiedyś – w ogóle nie przyjmował informacji o przegranej. Dziś, słysząc niekorzystny dla siebie wynik, podnosi argumenty natury proceduralnej – brak obwieszczeń wyborczych, zastraszanie wyborców, obecność osób nieżyjących na listach, niechęć mediów i inne rozmaite teorie spiskowe. Tego rodzaju postawa jest wyjątkowo szkodliwa, jest antysystemowa, antydemokratyczna, wywrotowa, wręcz warcholska. Ale przecież taki od zawsze był, jest i pewnie pozostanie Jarosław Kaczyński.