Auschwitz–Birkenau. To tu trzeba mówić o prawdziwych zagrożeniach
Totalna opozycja nadal nie odpuszcza. Przemówienie polskiej premier wygłoszone w owym miejscu – symbolu, miejscu pamięci niebywałych wręcz zbrodni – poddaje zmasowanej, jak na totalną opozycję przystało, totalnej krytyce. Dlaczego?
Na to pytanie chyba nikt choćby w miarę rozsądnie myślący sensownie odpowiedzieć zapewne nie potrafi. Zdaniem niektórych opozycjonistów, w mojej ocenie najbardziej zajadłych, ale wcale nie najwyższych intelektualnie lotów – w takim miejscu polska premier nie ma prawa mówić. Może tylko „pochylić głowę i milczeć”.
W tym miejscu pojawia się pytanie: to gdzie jest bardziej odpowiednie miejsce, by mówić o zagrożeniach, które premier Beata Szydło widzi? Zagrożeniach także dla polskiego narodu. Może w Brukseli, pełnej podchmielonych funkcjonariuszy coraz bardziej totalitarnej Unii Europejskiej oraz wielu Polaków, obecnie już opozycjonistów, nienawidzących, zaślepionych, którzy, gdy tylko stracili okazję do załatwiania swoich biznesów w kraju, gotowi są zrobić wszystko, dosłownie wszystko, by było jak dawniej.
A może w Berlinie, który już już podpisuje się pod budową drugiej nitki rurociągu Nord Stream, „zapewniającego bezpieczeństwo energetyczne całej Europie”. A może w Paryżu, którego przedstawiciele zawsze gotowi są wskazać nam, ile możemy zyskać, gdy „będziemy siedzieć cicho”.
Śmiem twierdzić, że na całym ziemskim globie nie ma chyba bardziej odpowiedniego miejsca, by przywódcy krajów i narodów mówili głośno o potrzebie zapewnienia bezpieczeństwa swoim obywatelom. By to, czego symbolem jest Auschwitz–Birkenau już nigdy nie mogło się powtórzyć. W żadnej formie.