Co dalej, lewico? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 26.05.2015

Co dalej, lewico?

Zakończyły się wybory prezydenckie 2015 roku. Ich przebieg i wyniki powinny być nauką dla wszystkich praktycznie przywódców politycznych, działaczy i ich doradców. Szczególną uwagę wynikom wyborów powinni poświęcić przedstawiciele szeroko rozumianej lewicy.

Co dalej, lewico?

To ta formacja polityczna znalazła się na krawędzi kompletnego parlamentarnego zapomnienia. Przy wyczuwanym niejako intuicyjnie poparciu społecznym na poziomie dwudziestu, dwudziestu kilku procent, partie lewicowe nie są w stanie uzyskać dziesięcioprocentowego wyniku wyborczego.

Tak było w wyborach samorządowych, jeszcze gorszy wynik uzyskała „wspierana przez SLD” Magdalena Ogórek. Wewnętrzne swary i spory powodują, że nie widać w tej chwili szansy na zmianę tego stanu rzeczy. Cóż więc powinno stać się, aby te niekorzystne tendencje jednak odwrócić?

Po pierwsze lewica powinna spróbować odpowiedzieć sobie, do jakiej grupy społecznej chce dotrzeć. Kto ma być jej społeczną „dźwignią”. Szerokie spektrum społeczne zostało „zagospodarowane” przez różne formacje polityczne. Praktycznie nie ma w tej chwili grup niezagospodarowanych. Platforma Obywatelska „przyssała się” do wszelkiego rodzaju biznesu i ludzi pieniądza. Rozszerzyła tę grupę o dużą armię urzędników samorządowych, ludzi kierujących firmami będącymi ciągle pod przemożnym władaniem państwa, kierujących z politycznego nadania spółkami samorządowymi, sędziów, prokuratorów, wojskowych, policjantów itp. Apolityczność tych ostatnich można między bajki włożyć. Koalicja z PSL-em pozwoliła rozszerzyć społeczną bazę Platformy o działaczy ludowych szeroką ławą okupujących różne ellewary, agencje rozwoju, doradztwa i wszelkiej pomocy dla rolników.

Prawo i Sprawiedliwość skutecznie skierowało swoją uwagę na ludzi związanych z kościołem, nieprzychylnych lewicy (czytaj: komunizmowi w znaczeniu propagandowym lat przełomu wieków), dla których twarde wartości chrześcijańskie stanowią swego rodzaju drogowskaz. To bardzo znacząca rzesza ludzi.

Pozostałe partie polityczne są raczej marginesowe, sięgające po wszelkiego rodzaju zielonych, różowych lub inne feministki. W moim przekonaniu są to grupy nieznaczące, choć niekiedy głośne, w dodatku szeroko popularyzowane przez media. Kto więc pozostaje?

Moim zdaniem lewica powinna zwrócić się do szeroko rozumianej grupy pracowników najemnych. Tych, którzy zarabiają „najniższą krajową”, często na „umowach śmieciowych”, często pracujących po dwanaście i więcej godzin na dobę, często bez żadnych praw pracowniczych, często czujących, że są coraz bardzie spychani na margines, który w dodatku robi się coraz węższy, coraz bardziej ciasny. Czujących, że na wspomniany margines w gruncie rzeczy spycha ich działalność rzekomo „obywatelskiej” platformy. Mimo gigantycznej emigracji „za chlebem” (a może dzięki niej), mimo olbrzymiego bezrobocia – to bardzo szerokie grono.

Na idee lewicowe („wolność, równość, braterstwo…”) bardzo otwarte jest też młode, ciągle nie wyprane z ludzkiej wrażliwości pokolenie. Po części będzie to też odciągnięcie wyborców Prawa i Sprawiedliwości. Ale nie tylko.

Po drugie: lewica powinna zmienić wizerunek. Zmienić go zdecydowanie. Obecnie postrzegana jest jako organizacja wewnętrznie skłócona, z całym szeregiem generałów, a bez oficerów i podoficerów, często także bez żołnierzy. Nie mnie oceniać, jakie są tego przyczyny. Jednak uważam, że obecni „generałowie”, jeśli chcą jeszcze odbudowywać lewicę, powinni schować wszelkie ambicje, zrezygnować z wszelkich funkcji kierowniczych, zrezygnować z prób na przemian łączenia i dzielenia, jednoczenia, powoływania, w ogóle ze wszelkich zmian strukturalnych. Powinni stworzyć coś na kształt „rady starszych”, która, z poszanowaniem poglądów różnych jednostek (wymienię tylko kilka, kilkanaście nazwisk: Borowski, Cimoszewicz, Czarzasty, Ikonowicz, Janik, Jakubowska, Kalisz, Kwaśniewski, Miller, Napieralski, Olejniczak, Ostrowska, Senyszyn, Siwiec) wytypuje wspólnie i w porozumieniu grupę młodych, rzutkich, mało znanych (może: mało popularnych) a zdolnych aktywistów, gotowych pociągnąć lewicowy wózek i gotowych skorzystać z doświadczeń starszych kolegów. I im powierzyć ster rządów na lewicy, zachowując tylko swój głos doradczy.

To trudne zadanie. Wymaga dobrej znajomości ludzi we własnych szeregach. Ale z przytoczonej listy nazwisk widać wyraźnie, że SLD cierpi zdecydowanie na nadmiar ludzi o wielkich zasługach, wielkich aspiracjach, wielkich ambicjach, ale w ostatnim okresie już raczej nieskutecznych. Bo jak inaczej określić przedsięwzięcia typu LiD, Europa+, Dom Wszystkich Polska. Nie czas tu i nie miejsce, i nie taki jest mój cel, aby wyliczać to, co się nie udało. Po prostu staram się przybliżyć, unaocznić to, co ewentualni wyborcy lewicy wiedzą, widzą i o czym pamiętają.

Te nowe twarze (osób takich jak Magdalena Ogórek – choć eksperyment z nią był raczej nieudany) należy zacząć popularyzować, pokazywać w mediach. Młodych działaczy należy dopuszczać do mediów, pozwalać im się wypowiadać. Niech mówią to, co myślą. Nawet, jeśli nie będzie to w stu procentach zgodne z dotychczasową „linią partii”. Niech ci ludzie będą po prostu sobą.

Równocześnie pora najwyższa opracować solidny, trafiający do ludzi (określonych wyżej) program. Realny, rzeczywisty, a nie będący zbiorem sloganów, niekiedy jakby żywcem wyjętych z „notatnika lektora”. Pisałem już na ten temat (https://gazetabaltycka.pl/promowane/po-wyborach-co-dalej-z-polska-lewica). I podtrzymuję to wszystko. Program lewicy musi być zrozumiały dla ludzi, do których ma być skierowany. Tezy tego programu muszą znaleźć przełożenie na przykłady konkretnych działań, które podejmie lewica po najbliższych wyborach. Równie ważną rzeczą jest pokazanie ludzi lewicy na co dzień, wśród potencjalnego elektoratu. Ja w dalszym ciągu przedstawicieli lewicy widzę tylko w okresie wyborczych kampanii.

A do kogo ma się zwrócić sympatyk (wyborca) lewicy w tak zwany dzień powszedni? Czy naprawdę tak kosztowne, że aż niemożliwe do realizacji jest uruchomienie „konsultacyjnych punktów” działających np. dwie godziny w tygodniu w różnych dzielnicach większych miast, w niewielkich miejscowościach? Nie trzeba sobie odpowiadać na pytanie, dlaczego to jest niemożliwe. Proponuję spróbować odpowiedzieć na pytanie, co trzeba zrobić, jakich użyć sposobów, by to zrealizować. Myślę, że te sposoby znajdą właśnie ci młodzi, ci dopiero wchodzący w polityczną aktywność, ci nieskażeni „sukcesami”, ci nie zmanierowani tytułami, „dokonaniami”.

Ostatnie lata wykreowały pokaźną rzeszę wszelkiego rodzaju specjalistów od kreowania wizerunku. Śmiem twierdzić, że jedną z przyczyn porażki Prezydenta Bronisława Komorowskiego w wyborach był fakt, że niektórzy jego doradcy przekonali go, że medialnie wykreować można każdego, że liczy się tylko to, co przekazują media.

Społeczeństwo powoli, ale już nauczyło się, że trzeba patrzeć na rzeczywiste działania, realne zamiary poszczególnych kandydatów, polityków. Już nieskuteczni są spindoktorzy, już nie wystarczy tytułować kogoś profesorem, by został uznany za eksperta, w dodatku z autorytetem. To ważna lekcja, z której zwłaszcza przedstawiciele lewicy powinni wyciągnąć właściwe wnioski. Szkoda pieniędzy na budowanie wizerunku fałszywego. Szkoda energii na cotygodniowe zmiany „poglądów politycznych”.

Niektórzy z wyborców czytali „Awans” Redlińskiego. Na wszystkie działania czasu pozostało bardzo niewiele. W najbliższą sobotę (30.05.2015) zbiera się Rada Krajowa SLD. To jest chyba już ostatnia okazja na „dogadanie się”, na stworzenie podstaw do działań przed jesiennymi wyborami. Jeśli te działania nie zostaną rozpoczęte, polska lewica może na długie lata zniknąć z politycznego krajobrazu Rzeczpospolitej. I wcale nie będzie pocieszeniem fakt, że dzisiejsza partia rządząca ma wielkie szanse podzielić taki sam los.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika