Czy akcja „jedz jabłka” uratuje polskich sadowników?
Rosja nałożyła właśnie embargo na dostawy polskich jabłek. Nasi sadownicy mogą mieć z tego powodu bardzo poważne kłopoty, bo kierunek rosyjski był dla nich kluczowym celem eksportowym.
W internecie błyskawicznie pojawiła się akcja pod hasłem „jedz jabłka”, do której bardzo szybko dołączyli działacze partii rządzących. W zamyśle twórców akcja ma ona zrobić „na złość Putinowi” i sprawić, aby polscy sadownicy nie odczuli negatywnych skutków rosyjskiego embarga.
Idea szczytna, pomysł fajny i bardzo efektowny (internauci słyną przecież z wyjątkowej kreatywności). Jednak całkowicie bez znaczenia dla przemysłu owocowego. Nie jesteśmy i nigdy nie będziemy w stanie poprzez rynek wewnętrzny wchłonąć całego eksportu jabłek. Zresztą w ogóle taki zamysł ma się nijak do podstawowych zasada ekonomii.
W 2014 roku eksport polskich jabłek łącznie wyniósł ponad 1,2 mln ton, z czego ponad 1 mln ton wysłaliśmy do Rosji. A przecież nie tylko jabłka eksportujemy na wschód. Co zrobią internauci, gdy okaże się, że Rosja nałożyła także embargo na nasze mięso i inne produkty? Każdy Polak będzie miał codziennie jeść dodatkowych kilka kilogramów wołowiny?
W sprawie embarga na polskie jabłka głos zabrał minister rolnictwa. -To jest wspólna odpowiedzialność Europy – powiedział Marek Sawicki. Wspólna odpowiedzialność, ale obecnie odpowiadają tylko polscy sadownicy, których zresztą nikt nawet nie uprzedził o tym, że mogą mieć problem z eksportem do Rosji.
Czego zabrakło?
Przede wszystkim zabrakło strategicznego planu działania, chroniącego nasze interesy, który powinien powstać, zanim Polska zaangażowała się w konflikt na Ukrainie. Otóż rozważając nasze uczestnictwo w „przewrocie ukraińskim” należało wziąć pod uwagę wszelkie możliwe tego konsekwencje (zwłaszcza negatywne). Te negatywne skutki dla gospodarki powinny zostać zidentyfikowane i opisane. Następnie skuteczne zminimalizowanie. W przypadku jabłek należało znaleźć alternatywne rynki zbytu. Podobnie w przypadku wszystkich innych produktów, które eksportujemy do Rosji. Dopiero wówczas, mając zabezpieczone własne interesy, należało podjąć decyzję o ewentualnym uczestnictwie w rewolucji na Ukrainie.
Tymczasem nasz rząd, co widać gołym okiem, o polskich interesach najwyraźniej zapomniał, albo po prostu nie wiedział, że trzeba je zabezpieczyć. Decyzja o pomocy Ukrainie podjęta została być może w oparciu o emocjonalne, wolnościowe i bardzo szczytne przesłanki, ale w XXI wieku najważniejsza jest gospodarka i narodowe interesy. Wiedzą to Niemcy, Francuzi, wiedzą Austriacy, wszyscy wiedzą, chyba tylko poza polskim rządem… a przynajmniej tak to na dziś wygląda.
I stąd spontaniczna internetowa akcja „jedz jabłka”, która jest rozpaczliwą próbą ratowania tego, do czego doprowadzili ci, którzy podjęli decyzję o zaangażowaniu się Polski w „sprawę ukraińską”. Próba pod względem gospodarczym skazana na niepowodzenie.