Dotarliśmy do treści kontrowersyjnej ustawy. Zobacz, co proponują nam posłowie
Polacy od wielu lat przyzwyczaili się do absurdów kreowanych przez ich „mężów stanu”. Zdziwienie i szok obserwującego ich poczynania wyborcy zamieniły się w bierność, która w przypadku demokracji nie może mieć miejsca. W końcu głównym decydentem i prawodawcą w tym ustroju jest właśnie społeczeństwo. Polscy politycy albo umiejętnie wprowadzili nas na drogę aprobacji absurdów i akceptacji braku logiki, albo są ich „dziećmi”. W obu przypadkach los kraju i narodu oraz jego przyszłości jawi się w ciemnych barwach.
Polacy w wyniku radykalnej transformacji ze skrajnych biegunów politycznych w ostatnich 25 latach zostali zasypani szumem medialnym i technologicznym, do którego narody „zachodniej demokracji” były przyzwyczajane przez dziesiątki lat. W konsekwencji nasze społeczeństwo, gdyby porównać je z osobą chorą, nie wytworzyło przeciwciał. W tym przypadku każdy lekarz może się domyślać, czym to skutkuje w ciele „chorego pacjenta”. Widoczne metody socjotechniczne na polskiej scenie politycznej, mimo iż są prymitywne, niestety działają na przeciętnego Kowalskiego, natomiast w przypadku świadomych społeczeństw demokratycznych byłyby wyśmiane, bądź traktowane jako kabaret. Natomiast w całym szumie informacyjnym, oczywiście podszytym fałszywą troską o naród, dziwną tendencją polskiego rządu i partii jest nieinformowanie w ważnych sprawach dla narodu. Podnoszą zaś larum w aspektach, które realnie nie wpływają na naszą „kieszeń” bądź egzystencję, jednak często prowadzą do pogłębiania konfliktów w narodzie.
Świadomy odbiorca informacji wychodzących z loży sejmowej bądź z rządu często musi szukać informacji na własną rękę, gdyż te przekazywane doprowadzają go do emocji, które oscylują pomiędzy szałem a zrezygnowaniem. Z reguły „najciekawsze” działania naszego rządu i Sejmu, których nie jesteśmy świadomi, mają miejsce, kiedy zaczynamy słyszeć w mediach o Tupolewie, gender, kanonizacji Karola Wojtyły lub innych problemach, które nie mają wpływu na kształt kraju z punktu widzenia gospodarczego. Przeciętny Polak jednak czuje wtedy, że funkcjonuje w debacie publicznej i jako obywatel demokratycznego kraju może zabrać głos.W końcu na tego typu tematy nie trudno jest wyrobić sobie opinię, nie wymagają one wielkiego wysiłku intelektualnego.
Ostatnio korzystając z zamieszania wokół Majdanu i interwencji wojsk rosyjskich na Ukrainie, polski rząd przyjął bardzo kontrowersyjną ustawę, która mnie osobiście jako historyka sparaliżowała. Jakby mało było tych oczywistości – tradycyjnie o ustawach najbardziej nas dotyczących nie dowiadujemy się nic lub padają enigmatyczne informacje, na których trop Kowalski musiałby sam trafić.
Politycy dobrze wiedzą, że przeciętny wyborca nie będzie przeszukiwał internetu i prasy, bo najzwyklej w świecie nie ma na to czasu i siły. Poza tym „ogłupiony” szumem informacyjnym i quasi-polityką szuka w mediach odpoczynku, tam znajduje w większości przypadków także niegrzeszące inteligencją programy rozrywkowe, poprzecinane filmami, podobnymi w walorach poznawczo-intelektualnych. Jakby to powiedział kapłan egipski z powieści B. Prusa „Faraon”- „Takim społeczeństwem z chęcią porządzę!” I takich właśnie „kapłanów” na czele narodu mamy.
W dniu 7 lutego 2014 roku pojawiła się finalna wersja ustawy „ o udziale zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”. Tytuł ustawy brzmi bardzo niewinnie – w końcu chodzi o „działania ratownicze”. Przytoczę teraz znaczenie tegoż pojęcia w ujęciu ochrony ludności – w końcu zakładam, że na tym polega właśnie owa działalność.
Obejmują zarówno działania administracji publicznej, jak i działania indywidualne, zmierzające do zapewnienia bezpieczeństwa życia i zdrowia osób oraz ich mienia, a także utrzymania sprzyjających warunków środowiskowych do ich przeżycia, pomocy socjalnej i psychologicznej poszkodowanym, osłony prawnej oraz ich przygotowania edukacyjnego i sprawnościowego do radzenia sobie w czasie katastrof, klęsk żywiołowych i konfliktów zbrojnych oraz bezpośrednio po nich.
Tak rozumiałem do dnia 7 lutego bieżącego roku szerokie pojęcie ochrony i ratownictwa. Niestety dla polskiego rządu i polityków ratownictwo zmieniło znaczenie. W pierwszym punkcie czytamy:
Ustawa określa zasady udziału zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnej operacji lub wspólnym działaniu ratowniczym na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, prowadzonych przez funkcjonariuszy lub pracowników Policji, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu lub Państwowej Straży Pożarnej.
Idąc dalej i zagłębiając się w lekturę ustawy naszych „wybrańców” narodu, czytamy w artykule piątym:
liczbę i rodzaj wwożonej broni palnej, amunicji i środków przymusu bezpośredniego; w przypadku broni palnej należy dodatkowo określić jej serię, numer oraz model i kaliber każdego egzemplarza.
W artykule ósmym zaś:
Zagraniczni funkcjonariusze lub pracownicy biorący udział we wspólnej operacji lub wspólnym działaniu ratowniczym korzystają z ochrony prawnej przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych.
Ciekawy jest artykuł dziewiąty:
1. Zagraniczni funkcjonariusze biorący udział we wspólnej operacji mają prawo do:
1) noszenia munduru służbowego;
2) wwozu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i posiadania broni palnej, amunicji i środków przymusu bezpośredniego;
3) użycia lub wykorzystania broni palnej w sposób i w trybie określonych w ustawie z dnia 24 maja 2013 r. o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej (Dz. U. poz. 628 i 1165 oraz z 2014 r. poz. 24):
a) w celu odparcia bezpośredniego i bezprawnego zamachu na życie, zdrowie lub wolność zagranicznego funkcjonariusza lub pracownika albo innej osoby,
b) na rozkaz dowódcy:
– w przypadkach określonych w art. 45 pkt 1 lit. b–e, pkt 2, 3 i 4 lit. a i b ustawy z dnia 24 maja 2013 r. o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej,
– w celu przeciwdziałania czynnościom zmierzającym bezpośrednio do zamachu określonego w lit. a;
4) użycia lub wykorzystania środków przymusu bezpośredniego w sposób i w trybie określonych dla funkcjonariuszy Policji;
W tym artykule bardzo ciekawym, poza i tak już szokującą treścią jest sformułowanie „inne osoby”.
Artykuł dziesiąty zaś:
1. Zagraniczni funkcjonariusze biorący udział we wspólnym działaniu ratowniczym mają prawo do:
1) noszenia munduru służbowego;
2) posiadania i użycia sprzętu, o którym mowa w art. 5 ust. 2 pkt 16;
3) korzystania z dróg, gruntów i zbiorników wodnych państwowych, komunalnych i prywatnych oraz z komunalnych i prywatnych ujęć wodnych i środków gaśniczych – w zakresie niezbędnym do prowadzenia wspólnego działania ratowniczego.
2. Uprawnienia, o których mowa w ust. 1 pkt 2 i 3, przysługują również zagranicznym pracownikom biorącym udział we wspólnym działaniu ratowniczym.
3. Do kierującego wspólnym działaniem ratowniczym stosuje się przepis art. 21 ust. 2 ustawy z dnia 24 sierpnia 1991 r. o Państwowej Straży Pożarnej.
Tych dziwnych sformułowań w tej ustawie jest wiele. Interpretacji zaś może być jeszcze więcej. Dla zdroworozsądkowego człowieka tylko tytuł i pierwsze punkty sprawiają wrażenie „operacji lub wspólnych działań ratowniczych”. Historia już wiele razy nas nauczyła, że „misje ratunkowe” nie zawsze ratują, oswobodzenia nie zawsze dają wolność, pomoc międzynarodowa często też wolność odbierała. Zachęcam wszystkich Polaków do lektury, gdyż tych „ciekawych” punktów i sformułowań jest więcej:
http://orka.sejm.gov.pl/proc7.nsf/ustawy/1066_u.htm
Próby „ratowania” narodu widoczne są też w latach 1936-1939 w Hiszpanii – tam ratownicy byli praktycznie z każdego zakątka świata. Nie sugeruję „źródła” pomocy, po prostu jako Polak – takiej pomocy sobie nie życzę. Niestety polski rząd nie kwapił się z nadmiarem informacji na ten temat, najwidoczniej wrak Tupolewa, kanonizacja Karola Wojtyły czy zegarek ministra-biznesmena jest stanowczo ważniejszy niż nasze demokratyczne prawo do wolności tej narodowej i osobistej, bo od dnia 7 lutego otworzyły się furtki dla ich ograniczenia.