Im więcej partyjności, tym mniej demokracji | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 30.04.2016

Im więcej partyjności, tym mniej demokracji

Czy pamiętacie, szanowni Czytelnicy, teleturniej „Najsłabsze ogniwo”? W skrócie rzecz wyglądała następująco: ośmiu graczy odpowiada na serię pytań (każdy na trzy, cztery pytania). Po zakończeniu takiej serii grupa, większością głosów, wyłania spośród siebie „najsłabszego”, który odpada z dalszej gry. Na końcu pozostaje dwóch finalistów.

sejm2

W omawianym teleturnieju „wmontowany” był jeszcze mechanizm zdobywania pieniędzy dla zwycięzcy. (Każda poprawna odpowiedź powodowała zwiększenie ich puli pod warunkiem, że ktoś zdążył daną kwotę „zablokować” wypowiadając słowo „bank”). To był ważny mechanizm, gdyż kwotę pieniędzy dla zwycięzcy można było zwiększać zachowując najlepszych graczy jak najdłużej w grze.

Ze względu na to, że najsłabszy po danej serii pytań wyłaniany był większością głosów można powiedzieć, cały system był „demokratyczny”. Praktyka bardzo szybko pokazała, że ów demokratyczny mechanizm w najmniejszym stopniu nie pozwala wyłonić tego najlepszego, dysponującego największą wiedzą.  W krótkim czasie uczestnicy teleturnieju pokazali, że dla zachowania szans na wygraną gotowi są poświęcić najlepszych (mających bogatą wiedzę, a więc przynoszących grupie duże pieniądze). Dla tego celu „zawiązywane” były wszelkie możliwe związki i koalicje.

W ten prosty sposób wyłaniani byli finaliści, którzy mieli znikomą wiedzę (przynajmniej w porównaniu z innymi uczestnikami grupy), ale znaleźli się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu (grupy odpowiadającej na pytania) i mieli dość determinacji, tupetu, bezczelności, by wskazywać lepszych od siebie jako  tytułowe „najsłabsze ogniwo”. Działał w najlepsze mechanizm selekcji negatywnej (w końcu to był teleturniej, mający wskazać zwycięzcę o najszerszej wiedzy).

Dlaczego wracam do owego teleturnieju? Bo mechanizm w nim ujawniony pokazuje jak w soczewce to, co dzieje się w naszej demokracji, tej „dużej”, tej związanej z wyborami, urnami, komisjami zliczającymi głosy.  I wskazującej, kto przez kolejny okres będzie sprawował władzę i czerpał z tego powodu profity.

Myślę, że wielu czytelników zgodzi się ze spostrzeżeniem, że oba mechanizmy są podobne, a różnią się głównie skalą (wygrana w teleturnieju nie przekraczała zwykle czterech, ośmiu tysięcy złotych. Maksymalna wysokość wygranej mogła wynieść, o ile pamiętam, nieco mniej niż trzydzieści tysięcy zł. Ale mechanizmy „demokratyczne skutecznie tę możliwość ograniczały. A jak jest w tej „dużej” demokracji?

Kiedyś w żartobliwej (ale wcale nie niepoważnej) rozmowie zauważyłem, że odkąd dwóch przedstawicieli ateńskiej starszyzny umówiło się, że mieszkają obok siebie i wobec tego będą głosować zgodnie – demokracja się skończyła. Podtrzymuję tę żartobliwą opinię. I dodaję: im więcej partyjności, tym mniej demokracji.  Im więcej korzyści ze sprawowania mandatu, tym mniej demokracji. Cóż więc robić? W równie żartobliwej jak przypomniana wyżej rozmowie (i wcale nie mniej poważnej) wyraziłem opinię, że pierwszym warunkiem przywrócenia podstaw demokracji byłaby zasada, że ktoś uzyskujący mandat (radnego, posła, senatora), z tytułu sprawowanej funkcji otrzymywał będzie wynagrodzenie takie, jakie uzyskiwał średnio przez ostatnie lata przed rozpoczęciem kadencji. W ten sposób będziemy mieli pewność, że nikt nie kandyduje do władzy, by się „obłowić”, ustawić, zapewnić dobry byt sobie i członkom swojej rodziny (najbliższej i dalszej).

Ale spokojne, drodzy Czytelnicy. Nie jest ze mną jeszcze tak źle. Zdaję sobie doskonale sprawę, że tak „dobrej zmiany” nie doczekam ani ja, ani moje dzieci, ani moje wnuki. Ale pomyśleć zawsze można. A niektórzy twierdzą nawet, że należy mieć marzenia. Jedno z nich właśnie Wam ujawniłem. Może macie podobne?

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika