IPN nie do likwidacji. Przed prokuratorami coraz więcej pracy
Któraś z partii jako punkt programu podawała konieczność likwidacji IPN. Nie jest ważne, która to partia. Nie jest nawet ważne, czy „zamiar” jest takim samym zamiarem jak zgłaszany w swoim czasie projekt likwidacji senatu i ograniczenia liczby posłów, że o stworzeniu jednomandatowych okręgów wyborczych nie wspomnę. Moim zdaniem ważne jest to, że znacznie więcej głosów przynieść może program rozwoju, a nie likwidacji IPN.
Ten instytut, ze znacznie zwiększonym budżetem oraz, co za tym idzie, z możliwością znaczącej rozbudowy swoich struktur, mógłby w niedalekiej przyszłości zająć się badaniem historii ostatnich lat.
Sugerowałbym, aby prokuratorzy zaczęli na przykład szukać winnych zapaści służby zdrowia. Społeczne skutki tej zapaści mogą stanowić ciekawy przyczynek do stawiania bardzo różnych oskarżeń. Temat ten może być także przedmiotem głębokich badań naukowych, które zaowocują, mam taką nadzieję, przynajmniej kilkoma pracami doktorskimi, a może nawet jakąś habilitacją.
Innym tematem, którym mógłby zająć się cały np. wydział instytutu (z dyrektorem, zastępcami dyrektorów, samochodami, sekretarkami, naczelnikami – kolejność nieprzypadkowa) mogą być cztery wielkie reformy przeprowadzone przez jednego z najznakomitszych premierów w całej historii Rzeczpospolitej. Pamiętacie tego premiera? Tak, tak, to Jerzy Buzek. Przez ładnych kilka lat jedna z najważniejszych osób w całej Europie, obecnie ikona kandydatów do europarlamentu.
Myślę, że z uwagi na fakt, że ze wszystkich jego wielkich reform zaledwie cztery były nieudane, prokuratorzy mogliby mieć sporo pracy. I w tym przypadku kariera prokuratorów z IPN-u mogłaby rozbłysnąć niczym gwiazda na pogodnym, wieczornym niebie.
Chcecie znać kolejny temat, którym mogliby zająć się specjaliści z IPN w czasie, gdy naturalną rzeczy koleją zabraknie stalinowskich zbrodniarzy? Proszę bardzo. Może pamiętacie jeszcze wielki program powszechnego uwłaszczenia społeczeństwa po „przemianach” (cudzysłów nie jest przypadkowy) przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Tak, to Program Powszechnej Prywatyzacji, niektórym bardziej kojarzący się z powołaniem narodowych funduszy inwestycyjnych. Jednym z jego najznamienitszych autorów był nie kto inny, jak Janusz Lewandowski. W swoim czasie minister odpowiedzialny za przekształcenia własnościowe w Rzeczpospolitej, komisarz europejski ds. programowania finansowego i budżetu. Obecnie także kandydat do europarlamentu. (Zaraza jakaś czy co?)
Media o temacie już dawno zapomniały, a głupi lud, który „to” musiał kupić, nie bardzo ma siłę do tego wracać. Ale jeszcze pamięta. Dopóki ta pamięć nie zaginie, prokuratorzy niech biorą się do roboty. Zwłaszcza, że większość spółek włączonych do NFI została, powiem to delikatnie, skutecznie „zrestrukturyzowana” (tu cudzysłów także nie jest przypadkowy). Przypomnę tylko, że do Programu Powszechnej Prywatyzacji wytypowano najlepsze spółki (firmy) pozostałe po PRL-u, rzekłbym – perły w koronie odrodzonej Rzeczpospolitej).
Zapewniam, że temat ten to niewyczerpane źródło dochodzeń, dociekań, koniecznych ustaleń, kwalifikacji prawnych i temu podobnych działań dla prokuratorów, zwłaszcza młodych, rzutkich, zdecydowanych i z polotem.
Nie będę rozwijał innych tematów, które mogłyby być badane przez IPN. Zapewniam, że jest ich całe mnóstwo, od stadionów przez orliki po samoloty i jeszcze wiele, wiele innych.
Pozwolę sobie tylko zaapelować do tych, którzy będą tworzyć programy wyborcze w kolejnych, nadchodzących wyborach. Nie epatujcie ludzi likwidacją IPN-u. Znacznie korzystniej będzie przedstawić, jakie nowe, ważne zadania przed tą instytucją postawicie.