Krótka historia Platformy Obywatelskiej. Od „europejskich standardów”, poprzez afery, aż do „złożenia papierów”
Stworzono partię. Trzech wielkich (Olechowski, Płażyński, Tusk) ogłosiło, że tworzy nową, wolną od korupcji, (przeciwieństwo wcześniejszych „aferałów”), etyczną, moralnie czystą jak woda źródlana partię polityczną.
Partia o „europejskich standardach”
Partię, w której europejskie standardy zachowań, uczciwości, działań dla dobra wspólnego to po prostu fundament. Partia na sztandary wyborcze wzięła poważne problemy Polaków: fachowcy wreszcie będą docenieni, korpus służby cywilnej powstanie, by zagwarantować ciągłość władzy w państwie, jednomandatowe okręgi wyborcze są celem, który może nie od razu, ale jednak zrealizujemy, senat, może nie od razu, ale jednak zlikwidujemy. Jakość stanowionego prawa będzie taka, że żadne poprawki senatu nie będą potrzebne. Zresztą, większość ustaw reformujących państwo, pozwalających Polsce rozwijać się z prędkością, którą można porównać tylko z prędkością włoskiego Pendolino, mamy już gotowych. Leżą u naszych ludzi w biurkach.
Minister Skarbu – archeolog
Minęło coś ok. siedmiu lat. W tym czasie m. in. Ministrem Obrony Narodowej był lekarz psychiatra, Ministrem Skarbu – archeolog, specjalista od stosunków międzynarodowych – ministrem transportu, budownictwa i gospodarki morskiej, Ministerstwo Sportu prowadziła doktor ekonomii. W tej sytuacji to, że Ministrem Finansów był poddany królowej brytyjskiej, a Ministrem Spraw Zagranicznych człowiek o nie do końca jasnym statusie – nikogo już nie dziwiło.
Afery, katastrofy, „Polska w budowie
I rozwijała się Polska. A to aferą hazardową, której nie było, a to katastrofą wojskowego samolotu Casa, w którym akurat leciało praktycznie całe dowództwo Wojsk Lotniczych, a to katastrofą prezydenckiego samolotu TU 154M, w którym zginęło 96 osób, w tym Prezydent RP. „Polska w budowie” rosła i rosła. A to stadionami, a to autostradami, a to kontraktami na informatyzacje tego i owego. Rozwijała się także Platforma Obywatelska.
Tusk skupia wokół siebie popleczników
Ze wzrostem poparcia rosła rola przywódcy. Odchodzili lub marginalizowani byli „nieudacznicy” (Schetyna, Olechowski, ś.p. Płażyński, Gilowska, Piskorski, Rokita). Coraz ważniejsi byli poplecznicy pokroju Kopacz, Graś, Siemoniak, Kidawa-Błońska). Już w tym czasie (ok. 2012 roku) mówiło się, że „wódz naczelny”, niekiedy zwany „kierownikiem”, szykuje sobie ciepłą posadkę gdzieś w Brukseli. Dla tego celu gotów był poświęcić własne zdanie, dla tego celu niestraszne mu było pognać katarskiego inwestora.
Partia jak prywatna firma
Pan i władca Platformy zbudował sobie „firmę”, której jedynym celem miał być awans do międzynarodowych salonów politycznych. Pisaliśmy już o tym w 2013 roku (m. in. https://gazetabaltycka.pl/promowane/obliczylismy-ile-kosztowac-bedzie-europejska-posada-dla-donalda-tuska). Mówiono o tym głośno także w kręgach samej „firmy”, zwanej PO. (Niedowiarków odsyłam do „taśm” nagranych w ekskluzywnych warszawskich restauracjach, a opublikowanych przez tygodnik Wprost, zresztą w atmosferze kolejnego skandalu, które od siedmiu lat towarzyszą nieodłącznie „firmie” Donalda Tuska).
„Kierownik” złożył papiery
Cel „kierownik” osiągnął. Nie rozumiem tylko, dlaczego wszyscy tak głośno zachwycają się tym „sukcesem”. W moim mniemaniu sukces (a dla Donalda Tuska wybór na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej niewątpliwie sukcesem jest) jest raczej wizerunkowy, i powinniśmy z tego zdawać sobie sprawę. Nawet, jeśli zarobki na tym stanowisku są bardzo wysokie. Ale ten „sukces” Donalda Tuska pokazał także jego inne oblicze.
Dla mnie porażająca była szybkość, z jaką, bądź co bądź Premier Rządu RP, pozbył się problemu kierowania krajem. Krajem pogrążonym w gigantycznym długu (ok. 1 biliona – uwaga: to nie błąd w tłumaczeniu z angielskiego – złotych), z niewyjaśnioną (bo tego wyjaśnić się nie da) aferą podsłuchową, z kompletnym rozkładem systemów egzekwowania prawa, „rozłożoną” służbą zdrowia, wiecznie reformowanym nie wiadomo w jakim kierunku systemem szkolnictwa. Znamienne było jego rzucenie przez ramię słynnego już „właśnie złożyłem papiery”. Owo „złożenie papierów” odebrałem trochę jak postępowanie kapitana Francesco Schettino z Costa Concordii. Tylko, że kapitan Schettino nie kierował Polską, moją Ojczyzną. A Donald Tusk zawsze, przynajmniej takie chciał sprawiać wrażenie, widział się w pierwszym rzędzie panteonu polskich bohaterów.
Ułatwię mu zadanie w zakresie samooceny. Niech, gdy będzie miał taką okazję, zapyta np. Angelę Merkel, co by zrobiła, gdyby jej ktokolwiek zaproponował pozyskane właśnie stanowisko Donalda Tuska. A rzetelna odpowiedź (wierzę, że takiej udzieli „naszemu” premierowi pani kanclerz) może unaoczni wielce szanownemu „kierownikowi”, jaka jest różnica pomiędzy nim a prawdziwym przywódcą, np. Niemiec.
Wzrost PKB, rozwój gospodarczy, ogromny wkład w rozwój infrastruktury, próba(z mniejszym lub większym skutkiem) naprawy durnych reform edukacyjnych poprzedniego rządu, zwiększenie niezależności energetycznej(ponad 100% rozszerzenie zbiorników gazowych), wkład w poprawę wizerunki i znaczenia Polski na arenie międzynarodowej po jadowicie plującej pseudopolityce Jarusia etc. etc.
No pewnie pomińmy to wszystko, Tusk złodziej, tchórz i „udaje patriotę”(Pewna siksa z Gorzowa). Może koronujemy Jarusia i oddamy mu pełną władzę, po czym pójdziemy w kamasze na wojnę z Rosją?
i bieda , bo Polacy wyjechali zagranice .