Listy wyborcze. „Towarzysze wciąż są przywożeni w teczkach”
Kalisz – jedynka w Sandomierzu. Sandomierski – jedynka w Kazimierzu Dolnym. Kazimierski – dwójka w Ustrzykach Górnych. Ustrzycki – jedynka w Kaliszu. Wszystko zupełnie bez związku z miejscem zamieszkania, urodzenia. Bez jakiegokolwiek powiązania z rejonem, na który „partia rzuciła”.
Mi osobiście przypomina to lata dawno minione. Gdy przywożeni w teczkach towarzysze mieli za zadanie kierować budową lepszej przyszłości socjalistycznej Polski. Jak widać, od tamtych lat nic się nie zmieniło. Przynajmniej w wewnątrzpartyjnych układach. Skutki widać codziennie. Czasem nawet można je usłyszeć.
Ot choćby takie: będę kandydował z „Bydgoszczu”. A „ciemny lud” ma to kupować. I tylko jedno. W trakcie ostatnich wyborów prezydenckich pojawił się kandydat, który całą miałkość obowiązującego, jakoby demokratycznego systemu wybierania władzy nazwał po imieniu, bez owijania w bawełnę. Życie pokazało, że to właśnie ten kandydat został przez „ciemny lud” wysłuchany i zrozumiany. „Ciemny lud” przejrzał na oczy!
Istniejący układ polityczny natychmiast rozpoczął kontratak. Pawła Kukiza, bo to o nim mowa, posłuszne „układowi” media przedstawiały raz jako politycznego wariata, raz jako szalbierza, raz jako przedstawiciela „naćpanej hołoty”. Zawsze jako człowieka bez politycznego zaplecza, bez politycznego programu, podpalającego Polskę. Jakoś nie bardzo chciały zauważyć, że ten człowiek jako jedyny, swoje polityczne przesłanie głosił za własne pieniądze, na szalę rzucając wyłącznie swoje nazwisko i swoją popularność.
Co dzieje się dzisiaj w poszczególnych partiach? Okazuje się, że praktycznie w każdej z nich, dokładnie tak jak dotychczas, najważniejsze są listy wyborcze. Kto załapie się na tak zwane „miejsca biorące”? Już są pierwsze przypadki zupełnie oficjalnych wypowiedzi o rezygnacji z kandydowania, „bo nie było dla mnie odpowiednio wysokiego miejsca na liście”. O czym to świadczy? Moim zdaniem o jednym:
Byłem gotów głosować za każdą, nawet bzdurną ustawą. Byłem lojalnym członkiem waszej (już nie naszej) partii, płaciłem składki, broniłem was, gdy sytuacja tego wymagała. A teraz nie chcecie mi zapewnić nawet miejsca w parlamencie.
Jak widać z powyższego, nieważny jest program, nieistotne są działania dla dobra Polski, dla społeczeństwa, dla Narodu. Ważne jest, by na kolejne cztery lata „załapać się” na dobrze płatną pracę, w dodatku bez żadnej odpowiedzialności.
Wydaje się, że politycy takich partii jak Platforma Obywatelska, Sojusz Lewicy Demokratycznej, Polskie Stronnictwo Ludowe, ale także różnych pomniejszych, których nazw już nawet nie pamiętam, zupełnie nie przyjmują do wiadomości, że coś w Polsce się zmienia. Że „ciemny lud” oczekuje działań bardziej ukierunkowanych na obronę jego interesów, na obronę interesów Rzeczpospolitej. A dzisiejszy układ polityczny w żaden sposób tego nie zapewnia.
Może najbliższe wybory jeszcze tego układu całkowicie nie zmienią. Może jeszcze nie teraz nastąpią radykalne zmiany w podejściu ludzi do władzy pochodzącej z wyborów. Ale czas ten się zbliża nieuchronnie. I im szybciej dzisiejsi politycy zdadzą sobie z tego sprawę, tym będzie lepiej i bezpieczniej. Dla nich, ale może także dla naszego kraju.