Manifestacje we Francji. „Otwórzmy granice dla emigrantów”
To miał być gorący weekend. Niestety, nie chodziło o pogodę, cykady czy żółwie w ładnym miejskim parku.
Przeciwko „Letniemu uniwersytetowi” zorganizowanemu przez zreformowany Front narodowy, ulicami francuskiego miasta przeszła kilkusetosobowa manifestacja. Maszerowano też przeciwko dyskryminacji, rasizmowi i złemu traktowaniu imigrantów. Wziąłem czynny udział w obydwu imprezach. By skorzystać z okazji przyjrzenia się z obu stron francuskiej politycznej (nie) poprawności…
****
Były race dymne, petardy, rytmiczne skandowanie, transparenty: żaden człowiek nie jest nielegalny, otwórzmy granice dla emigrantów, NIE chcemy tutaj FN! Marsylia miastem wielokulturowym zawsze była, miastem solidarności…To idzie ta Francja wkurzona, wściekła, zwykła, szara, ale i kolorowa, pracownicy, studenci, aktywiści, anarchiści, weganie, ciekawscy. Odwraca się wiele głów przechodzących, jest zainteresowanie. Sporo policji, dziennikarzy, trochę gapiów.
Piękna inicjatywa tego marszu, słusznie, ale szukam w tym jakiegoś zgrzytu… no i niestety jest chłopak w koszulce z czerwona gwiazda i literami oznaczającymi sowiecka Rosję. Zapala mi się czerwona lampka…
Nigdy nie rozumiałem tych francuskich i hiszpańskich ekstremalnie lewicowych i prosowieckich sentymentów. Wynikają one głównie z frustracji kapitalizmem i bezrefleksyjnego idealizowaniu władzy sowieckiej, od czasów hiszpańskiej wojny domowej.
Tam były proste podziały: faszyści to zło, socjalizm jest ok. Olbrzymia większość takiej niezdrowej fascynacji socjalizmem i komunizmem dotyczyła osób, które w życiu na wschodzie Europy nie były, może naiwnie w swej ślepocie uważały, że socjalizm to mniejsze zło? Jest też historia infiltracji ruchów lewackich z zachodniej Europy przez rosyjskiego niedźwiedzia.
A ja to wygląda teraz? Maszeruję z nimi kilkaset metrów i rozmawiam. Chłopak idący w tym pochodzie ma czarno-białą wizję kapitalizmu i komunizmu, uważa iż sowieckie zbrodnie zostały wyolbrzymione…
Pamiętam, że był przecież kiedyś francuski historyk, który twierdził, iż nie było obozu w Oświęcimiu…
Francuz jest sfrustrowany, bez pracy, a kiedyś pracował za 600€, a w czasie pobytu w Hiszpanii za 300€. To fakt, wyżyć za to się tutaj nie da… Ale pewnie ma zasiłek. O Polsce wie tyle, że… odrodziły się tam ruchy ultraprawicowe. A na przykład o Woodstocku nic nie słyszał. Pytam go o przykłady rasizmu – ale wobec białych tutaj… no co ty, to dotyczy raczej tylko kolorowych! Wg niego tutejszy system jest oparty na białych, bogatych, w średnim wieku.
****
W metrze rozmawiam z Rafikiem, facet pochodzi z północnej Afryki, pracuje w hotelowej kuchni niedaleko, ma trudności ze znalezieniem jakiegokolwiek mieszkania, bo praca jest tymczasowa – Czasami gotujemy na różne spotkania, no i przychodzą też z FN, ile tam jest nienawiści… Ale to kolorowi emigranci wypchnęli do góry partie Le Pena – uważa – bo czarni robią najwięcej bałaganu w społeczeństwie, kradną… Zobacz – mówi mi z uśmiechem – ale z drugiej strony to przecież większość pracy fizycznej wykonują we Francji kolorowi, sprzątaczka jest kolorowa itd. – wymienia kolejne zawody. – Uważam że Le Pen to rasista, głosuję na lewicę. Ale politycy to marionetki. Wysiądę z metra wcześniej i pójdę zobaczyć tą manifestację – decyduje się Rafik.
****
Zarówno Jean Pierre z parkowej ławki, który czeka, aż pies się wybiega – jak i starsza pani z przystanku autobusowego nie głosują… On już od ponad 10 lat, a ona jest polityką i sprawami religii – i tez uważają, iż stary Le Pen to faszysta.
****
Decyduję się zobaczyć to z drugiej strony. Obok stadionu klubu piłkarskiego Olympique Marsylia rozciąga się wielki teren, na którym stoją budynki wykorzystywane na konferencje, targi i przeróżne eventy. Sporo policji przed wejściem. Wpuszczają jednak wszystkich. Przed salą, gdzie odbywa się kongres Frontu Narodowego, zagaduję do siedzącej na ławce francuskiej dziennikarki z dużej stacji telewizyjnej. Natalie jest ze mną bardzo szczera, niby ma niewiele czasu, ale rozmawiamy z 10 minut.
Kto we Francji głosuje na Front Narodowy? – Ano, ludzie sfrustrowani lewica, prawicą, wszystkimi partiami i wszystkim – uśmiecha się widząc moja minę – ludzie z dzielnic blokowisk, no ale nie ci emigranci, lecz tamtejsi, czyli pierwotni mieszkańcy z tych małych domków, którym nad głową pobudowano bloki, zasiedlone głównie przez Arabów – ludzie z Frontu dzielą się wyraźnie, oddzielają siebie od TAMTYCH, tych innych, to są ludzie, którzy sami się przez to wykluczają… To są ludzie którzy chyba nic nie widza, wykluczeni ze społeczeństwa, jak można głosować na kogoś takiego…! Na moje pytanie: czy znajduje pani cokolwiek pozytywnego w programie Frontu, odpowiada szybko, z przekonaniem – nic pozytywnego tam nie widzę…
Wchodzę do sali konferencyjnej na parku Chanot. Na początek skanowanie toreb, ale szybciutko kierują mnie do miejsca dla prasy – trochę konsternacji, że jestem tu tak z marszu, nie mam akredytacji, no ale to nic, uprzejme uśmiechy, uprzejma akceptacja mojej legitymacji prasowej, wpisują mnie na listę, szybciutko i już proszą na imprezę. A w środku podniosły nastrój i uśmiechy, dużo uśmiechów. I Francja inna zdecydowanie, Francja, co ważne, miny stroi, panowie i panie zaaferowani, dużo dobrych ciuchów albo chociaż stylu typu „niedbała elegancja”… i plakaty Marine, i siostrzenicy Marion, i flagi, Frontu i Francji, no i entuzjazm jest, są butle wina na stolikach, rozmówki gdzieś na boku, sala bankietowa w tle, są różne wydzielone miejsca, ale co najważniejsze przecież… że przy jednym z nich kłębi się tłum, kibice, wielbiciele, dziennikarze największych stacji bo tu podpisuje swoją książkę ona – szefowa Frontu. We własnej osobie. I dużo się uśmiecha! A jej ojciec, JM Le Pen, były dowódca, występuje na dalekich przedmieściach i z nowym swoim projektem, bo go Front wykluczył przecież.
Zagaduję do działacza w kolejce, a on mi tłumaczy, że na Front to teraz głosują praktycznie wszystkie klasy społeczne we Francji, jest przekrój z całości, tak także Arabowie głosują na Marine, jasne, mam takich w swoim oddziale FN. Aktualna sytuacja we Francji? Ależ to poprzednicy nasi, którzy rządzili od lat: działacz uprzejmie wzrusza ramionami – Nie uważam, by Francja emigrantów samych sobie zostawiła, wcale nie. A Hollande to marionetka! Nie chcemy żadnej dyskryminacji, chcemy po prostu, by tu, we Francji, był porządek, ład, bo jak jadę np do Anglii – tłumaczy mi działacz cierpliwie – to przecież tam będę przestrzegał ich prawa i przepisów, prawda? I działacz przeprasza, ale wraca do kolejki po autograf, bo niedługo Marine wraca na obrady.
Wchodzę do auli: jest pełna, wielu stoi pod ścianami a na scenie peroruje jakiś pan, że przecież media, że cała ta sytuacja, że rozproszenie i dostaje co chwilę rzęsiste brawa. Patetycznie jest, pan stoi, skąpany w świetle reflektorów. Jest bardziej podniosła atmosfera niż w kuluarach. Bo my, oni, on – tu wszyscy ensemble czyli razem: dla Francji, dla Republiki.
I pan na scenie, widać, że wierzy w to, co mówi, i ludzie pewnie mu wierzą też, no bo jak inaczej? Z przemówienia jasno wynika, że Francję ratować trzeba!
(Tajemnicą poliszynela jest zresztą to, że Front jakby nie ma programu: bezlitośnie krytykowane na przykład są posunięcia nowego mera miasteczka Frejus na Lazurowym Wybrzeżu, gdzie FN wygrał ostatnie wybory…)
****
Jakiś głos mi brzęczy w głowie: I co z tego, że to show… to nie twój kraj, o co chodzi… Wracam do kuluarów, uff…
Młodszy działacz na pytanie, czy Front Narodowy nie ma problemu z przeszłością Jean Marie Le Pena, odpowiada mi prawie bez wahania – To takie oczywiste. Ten obcokrajowiec widocznie nie wie, iż to był wtedy inny kontekst, to sprawy z przeszłości: a teraz przecież skupiamy się na tym, co jest i na tym co będzie… Uśmiecham się krzywo, jakbym nie mógł uwierzyć w to, co słyszę. Banalna gruba kreska, dobrze znana przecież. Jakie to proste.
Starszy działacz przy stoisku Francuzów zamorskich (Czytaj: z kolonii) minę ma jak wartownik. Poważny jest. Tak, można wziąć firmowy długopis Komisji Parlamentu Europejskiego. Tak, oczywiście jest członkiem Frontu: – O tu, w klapie jest przecież znaczek. Wyobrażający płomień. Na to samo pytanie o Monsieur Le Pena starszy działacz odpowiada profesjonalnie i zdecydowanie, zaciska tylko trochę usta, jeszcze bardziej sztywno: – Na to nic nie odpowiem, nie! Bez komentarza.
To dziękuję, odchodzę i uśmiecham się uprzejmie też do dziewczyn z obsługi prasy. I z ulgą, nieuprzejmie, na dwór wychodzę a tam… słońce.
unia europenska To kibel