Mieszkańcy chcą płatnego parkowania | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 28.01.2021

Mieszkańcy chcą płatnego parkowania

– Tam, gdzie mieszkańcy nie chcą płatnego parkowania – staramy się tego nie wprowadzać. Natomiast niektóre rady dzielnic wręcz domagają się wprowadzenia stref płatnego parkowania – mówi w rozmowie z „Gazetą Bałtycką” Mieczysław Kotłowski, Dyrektor Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni.

Mieczysław Kotłowski jest Dyrektorem Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni. (fot. M. Stosik)

W Gdańsku drastycznie podniesiono opłaty za parkingi. Teraz jest to 5,50 zł za jedną godzinę postoju, 12,10 zł za dwie i aż 20 zł za trzy godziny. Ponadto opłaty pobierane są siedem dni w tygodniu, w godzinach od 9 do 20.

Mieczysław Kotłowski: To jest tzw. Śródmiejska Strefa Płatnego Parkowania, którą stworzyliśmy w oparciu o ustawę o drogach publicznych. Jej obszar nie został wyznaczony przypadkowo, dokonaliśmy w tym zakresie badań dotyczących napełnienia strefy, rotacji, czasu postoju. Z opracowania wyłonił się ten obszar. Takie strefy powstają również w innych miastach powyżej 100 tys. mieszkańców.

Powstanie strefy było konsultowane z Radą Dzielnicy Śródmieście. Rozumiem, że zawsze jest tak, że osoby, które przyjeżdżają, wolałyby nie płacić, z resztą ja też, natomiast mieszkańcy z reguły nalegają na powstanie stref płatnego parkowania, aby mieć miejsca dla siebie.

Podsumowując, chodzi o organizację ruchu w mieście, wprowadzenie rotacji zaparkowanych pojazdów, a tym samym nie blokowanie miejsc parkingowych. Jest to element strategii komunikacyjnej rozwoju większych miast nie tylko w Polsce, ale i na świecie.

Dlaczego opłaty są aż tak wysokie?

MK: Kwestia wysokości opłat jest już uznaniowa, wynika z uchwały rady miasta – taką decyzję podjęli radni. Mieli możliwość wyboru opłaty w danych widełkach i taką opłatę wybrali.

Opłata za 3 godziny postoju wynosi aż 20 zł. Parkometr zlokalizowany jest na Dolnym Mieście. (fot. M. Stosik)

W przyjętej strategii przyjaznego miasta, powoli, czasem lepiej, czasem gorzej dąży się do tego, żeby korzystać w sposób ograniczony z komunikacji indywidualnej na rzecz komunikacji zbiorowej. Ta druga pewnie nie jest jeszcze zachętą do rezygnacji z komunikacji indywidualnej, ale powoli do tego dojdziemy, tak jak działo się w krajach bardziej rozwiniętych od naszego. Teraz jest etap przejściowy trudny, wszędzie są kontrowersje w tym zakresie.

Jak do tej sytuacji podeszli mieszkańcy miasta?

MK: Nie ma wprowadzania stref płatnego parkowania bez akceptacji mieszkańców. Tam, gdzie mieszkańcy tego nie chcą – a przykładem jest choćby Brzeźno, kontrowersje pojawiają się też wśród mieszkańców Strzyży – płatnego parkowania staramy się nie wprowadzać. Natomiast niektóre rady dzielnic wręcz domagają się wprowadzenia stref płatnego parkowania. Tu przykład rad dzielnic Wrzeszcz Górny, Wrzeszcz Dolny czy Aniołki.

Płatne parkowanie nie tylko w centrum Gdańska, ale także np. na Dolnym Mieście. (fot. M. Stosik)

Czy naprawdę rozmawiacie Państwo i konsultujecie te zagadnienia z mieszkańcami, czy tylko z ich przedstawicielami?

MK: Konsultacje prowadzone są z radami dzielnic, które traktowane są jako głos mieszkańców. Myślę, że reprezentują większość mieszkańców.

Agresywna polityka parkingowa miasta powoduje, że coraz częściej nie jest ono oceniane przez mieszkańców jako przyjazne.

MK: Każdy kto ma płacić, nie będzie tego popierał, ale liczy się stworzenie pewnych trendów. Żadne duże miasta nie chcą u siebie widzieć ulic zatłoczonych samochodami. Teraz w Gdańsku jest okres pewnego sprzeciwu, który w innych miastach już się skończył – tu przykład Amsterdamu, czy Gandawy, gdzie całe obszary są wyłączone z ruchu, a jeśli już jest miejsce do parkowania, to szalenie drogie. U nas ludzie jeszcze tego nie akceptują, bo nie widzą korzyści.

Parkometry umieszczono nawet przy poczcie, co jest dodatkowym utrudnieniem dla zmotoryzowanych, którzy muszą pamiętać o sporej opłacie parkingowej. (fot. M. Stosik)

Nadejdzie taki czas – gdy komunikacja zbiorowa, która zostanie rozwinięta i doprowadzona do poziomu konkurencyjnego – w którym ludzie chętnie zostawią samochody na rzecz tej komunikacji. Myślę o metrze, tramwaju, autobusie. Bez korków.

Ale co z mieszkańcami miejscowości odległych np. o kilkadziesiąt kilometrów od Gdańska, którzy zechcą przyjechać do miasta samochodem (dla nich to z reguły jedyny możliwy środek transportu) i pochodzić po centrum?

MK: Nie muszą wjeżdżać do centrum. Samochody osobowe w centrum tworzą problemy, korki, wpływają na ekologię. Pytanie na ile uda się stworzyć system konkurencyjny dla komunikacji indywidualnej? To jest proces i różnie się kończy.

Kilkadziesiąt złotych za samo parkowanie. Miasto dla najbogatszych, samochód – dobrem luksusowym, wjazd do centrum – tylko dla elity.

MK: Wjazd do centrum samochodem. Ale np. w Amsterdamie nie opłaca się nawet wjechać do centrum samochodem, bo jest metro, jest autobus, jest tramwaj. Za 2 euro dojeżdżam do każdego miejsca, więc nawet nie chce się wjeżdżać autem do centrum. Chcemy zmienić nawyki obywateli.

Czy myśli Pan, że radny po to został powołany, aby zmieniać nawyki obywateli? Czy to jest jego główne zadanie? Bo wydawać by się mogło, że raczej ma rolę służebną wobec mieszkańców…

MK: Radny nie jest samozwańczy, został wybrany przez mieszkańców…

Lubeka – miasto hanzeatyckie, analogiczne do Gdańska. Tam w weekendy parkowanie jest za darmo, a zlokalizowane nie dalej niż 500-600 metrów od centrum. Wszyscy są bardzo zadowoleni. Dlaczego w Gdańsku nie może tak być?

MK: Można i tak, są różne modele. Być może należało tak zrobić. Z ludźmi i z radnymi należy rozmawiać. Ogólnie rzecz ujmując, w zakresie parkingów, organem decydującym jest prezydent miasta. My możemy być wnioskodawcą, pomysłodawcą, nie jesteśmy decydentem. Większość pytań dotycząca parkingów powinna być kierowana do osób decydujących.

Od dłuższego czasu próbujemy porozmawiać z Panią prezydent, jednak najwidoczniej po tamtej stronie nie ma takiej woli, a może nawet odwagi… Wróćmy do Pańskiej instytucji. Czy kładzie pan jakiś nacisk na kompetencje, a szczególnie na empatię po stronie urzędników GZDiZ?

MK: Oczywiście, że kładę. Nie jest to zadanie proste, wymaga ciągłej pracy, ciągłego kontaktu z pracownikami, wykreowania pewnych nawyków dotyczących kontaktu z mieszkańcami. To nie zawsze się udaje. Ludzie są różni, nie każdy się nadaje na dane stanowisko.

No więc mamy konkretny przykład inwalidy, który zamiast na pulpicie, zostawił identyfikator i kartę inwalidzką w samochodzie, na siedzeniu pasażera. Po prostu śpiesząc się, z poziomu wózka inwalidzkiego nie dosięgnął do deski rozdzielczej. Skutek – został przez Was za to ukarany finansowo. Sprawę próbował wyjaśnić, pokazał wszelkie niezbędne dokumenty, tymczasem w ogóle nie zostało to wzięte pod uwagę. Przypomnę, zgodnie z uchwałą Rady Miasta „identyfikator powinien być umieszczony za przednią szybą pojazdu na desce rozdzielczej w sposób eksponujący widoczne zabezpieczenia identyfikatora oraz umożliwiający odczytania jego numeru i daty ważności”. Powinien być, nie znaczy, że musi być. W tym wypadku był po prostu w innym, widocznym miejscu.

MK: Musi. Tak się czyta język prawniczy. Jeśli coś powinno być, znaczy, że tak musi być. W tym wypadku uprawnienie jest, ale nie mogło być zidentyfikowane na miejscu. Należy dodać, że tego typu identyfikator nie jest przypisany do pojazdu i stąd wyniknął problem.

Osoba z niepełnosprawnością pozostawiła wymagane identyfikatory do parkowania w widocznym miejscu, ale na fotelu pasażera – z niewygodnej pozycji wózka inwalidzkiego nie mogła zrobić tego inaczej. GZDiZ twierdzi, że było to niezgodne z uchwałą Rady Miasta i nie przyjmuje w tej sprawie żadnych tłumaczeń. (fot. Gazeta Bałtycka)

Dlaczego dział windykacji GZDiZ w ogóle nie brał pod uwagę wyjaśnienia rzeczonej osoby z niepełnosprawnością? Cały dostępny na Waszej stronie system formularzy do przesyłania wyjaśnień wydaje się być fikcją, a dział windykacji zamiast sprawy wyjaśniać i dociekać prawdy, za wszelką cenę stara się tylko pobierać opłaty. Przyzna Pan, że trudno dostrzec tu choć cień empatii.

MK: Ja się z tym nie zgadzam. Jest określona procedura, a w tym przypadku nie ma reklamacji, co wynika z przepisów. Tzw. odwołanie skutkuje sprawdzeniem, czy opłata była należna, czy nie. I albo opłata się należała, albo nie. W grę wchodzą tylko przypadki, gdy albo nie dział parkometr, albo np. operator płatności nie dopełnił obowiązku i nie przelał opłaty. Nic poza tym. Nam nie wolno podchodzić do tego uznaniowo. Albo opłata była należna, albo nie.

Ale przecież w tym przypadku opłata nie była należna.

MK: Ja tej sprawy nie obronię przed ewentualną kontrolą, a muszę dbać także o finanse publiczne.

Z tego co Pan mówi wynika, że osoba która wysyła do GZDiZ wszelkie racjonalne wyjaśnienia, uprawnienia, karty inwalidzkie, identyfikatory i wszystko to, czego wymagacie – i tak nie ma z wami żadnych szans.

MK: Nie z nami, z przepisami. My też odpowiadamy za przestrzeganie przepisów. Z ludzkiej strony ja to rozumiem. Rozumiem ten problem.

Konkludując, inwalida – ten najsłabszy, poszkodowany, niezależnie od wszystkiego, z miastem zawsze przegra…

MK: Tak, ale inwalida nie dopełnił obowiązków, aby móc skorzystać ze swojego uprawnienia. I gdyby jeszcze mógł to swoje uprawnienie w jakiś sposób udowodnić, ale nie udowadnia.

A może warto jednak pochylić się nad tym zagadnieniem systemowo i jeszcze raz je przeanalizować?

MK: Tak, trzeba to jeszcze raz przeanalizować, przedyskutować. Może trzeba to zmienić, a może nie. Na tym etapie jest jak jest, ale jeszcze to przedyskutujemy. Uważam, że nie należy krzywdzić ludzi dlatego, że zrobili coś niechcący, nie mając złej woli, a muszą ponieść z tego tytułu konsekwencje finansowe.

fot. M. Stosik

I to byłby wyraz rzeczywistej empatii wobec najsłabszych.

MK: Zgadzam się.

Porozmawiajmy ogólnie o Gdańsku. Czy naprawdę uważa Pan, że jest ono przyjazne dla mieszkańców i turystów?

MK: Moim zdaniem tak. Wystarczy cofnąć się pamięcią kilka lat i zobaczyć jak wyglądało życie popołudniami, wieczorami na Długiej, Długim Targu, Długim Pobrzeżu, w tym kwartale Głównego Miasta. Dziś wyraźnie widać ruch, zainteresowanie turystów obcojęzycznych, powstało tu dużo obiektów. Ja na przykład byłem pozytywnie zaskoczony wizytą w Muzeum Drugiej Wojny Światowej, gdzie byłem prywatnie, jako mieszkaniec. Co mnie uderzyło, to duża liczba młodych osób obcojęzycznych. Widać, że powstają obiekty, które generują zainteresowanie, powodują chęć przyjazdu. Oceniam to bardzo pozytywnie. Ja widzę dwa obrazy Gdańska. Ten z lat 90-tych i lat 2015, 2016, 2017. To są dwa różne miasta.

Mówił Pan o nowych inwestycjach: centrum, Główne Miasto, Stare Miasto. To są przestrzenie atrakcyjne dla turystów, a pod względem cen zwłaszcza dla turystów zagranicznych. Ale co z przyjaznością dla turystów polskich, co z przyjaznością dla gdańszczan? Ci ostatni coraz częściej i coraz głośniej mówią, że czują się w swoim mieście jak intruzi. Pamiętajmy o tym, że miasto to także inne dzielnice – Dolne Miasto, Stogi itp. Tam życie wygląda zupełnie inaczej niż w centrum.

MK: Oczywiście ocena może być różna. Nie mamy bezpośredniego wpływu na to, aby miasto rozwijało się wszędzie równomiernie, obszarowo jednolicie. Jednak oceniając to z boku, widzę istotną różnicę. Mamy dzielnice, które są zaniedbane i jeszcze przez jakiś czas będą zaniedbane. Ważny dla mnie jest jednak trend, który się obserwuje. Pamiętajmy o tym, że oczekiwania mieszkańców różnych dzielnic są różne, trzeba dopasowywać działania do tych oczekiwań.

Czytelnicy często piszą o fatalnym stanie gdańskich dróg. Skupmy się na jednej, przykładowej – ulica Łąkowa, to blisko Akademii Muzycznej. Faktycznie, żeby dojść na koncert i móc poobcować ze sztuką, najpierw trzeba przejść przez tak strasznie dziurawą i krzywą jezdnię, że po czymś takim można stracić ochotę na cokolwiek…

MK: Z tego co pamiętam, jeden z inwestorów, który buduje tam nieruchomość, będzie także remontował tamtejszą drogę, zatem musimy pozostawić to inwestorowi.

Dlaczego jakość remontów dróg jest tak niska? Przeciętny remont jezdni wystarcza na rok, może dwa, po tym czasie znów trzeba taką jezdnię remontować, i tak w kółko. Sprawia to wrażenie, jakby komuś bardzo zależało na tym, aby stale robić remonty i bez końca czerpać z tego zyski. Patologiczny przemysł remontowy. A może lepiej dobrze wykonać jeden remont i mieć spokój na 5, 10 lat.

MK: Na 20 lat, tak powinno być!

To dlaczego tak nie jest?

MK: Powodów wg mnie jest kilka. Po pierwsze prawo zamówień publicznych, po drugie dopilnowanie jakości prowadzonych robót – to jest pole dla inwestorów. To jedyna droga do podwyższenia jakości.

Czy zatem mamy jakiekolwiek szanse na lepszą jakość gdańskich dróg?

MK: Szanse mamy, ale trzeba powalczyć. Dużo zależy od inwestora.

Media donoszą, że wśród osób, które usłyszały zarzuty w związku z organizacją tragicznego finału WOŚP, podczas którego dokonano zamachu na prezydenta Adamowicza, jest urzędnik GZDiZ. Jak sią okazuje, tak formułowany komunikat jest swoistą medialną manipulacją.

MK: Wspomniana osoba aktualnie jest pracownikiem GZDiZ, natomiast dwa lata temu była pracownikiem Urzędu Miejskiego, i jako miejski urzędnik, na podstawie kompetencji przekazanych przez prezydenta podejmowała w tamtej sprawie decyzje. Nie znam tych zarzutów, nie pytam o nie. Fakty są takie, że Gdański Zarząd Dróg i Zieleni nie ma z tą sprawą nic wspólnego i w żaden sposób nie uczestniczył w organizacji tamtego tragicznego wydarzenia.

Autor

- dr n. hum., publicysta i komentator. Twórca niezależnych mediów. Autor analiz dotyczących PR, języka polityki i marketingu politycznego.Twitter: @MichalLange

Wyświetlono 1 Komentarz
Napisano
  1. Kibic pisze:

    Nie, mieszkańcy zdecydowanie nie chcą płatnego parkowania, chcą za to miejsc do darmowego parkowania!!!! Ale wy chcecie tylko na ludziach zarabiać!!! To jest patologia

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika