„Ministrowi Rostowskiemu pali się grunt pod nogami” – tak obecną sytuację finansową w kraju oceniają ekonomiści. Trudno nie przyznać im racji, bo sukcesywnie na światło dzienne wychodzą kolejne efekty jego „kreatywnej księgowości”. Tymczasem zamiast odrobiny refleksji, która ministrowi bardzo by się teraz przydała, wykazuje on coraz większą arogancję. Jacek Rostowski – jeszcze do niedawna profesor, dziś tylko magister – chce prowadzić wykłady.

Na zarzuty formułowane ze strony opozycji, Rostowski odpowiada w sposób wyjątkowo arogancki.

– Chętnie będę odpowiadał na wszelkie pytania, ale myślę, że bardziej niż komisja śledcza, przydałby się po prostu wykład – powiedział w Sejmie minister Jacek Rostowski.

Choć Rostowski słynie z tego rodzaju mentorskich wypowiedzi, to tym razem przekroczył granicę i to przede wszystkim własnych kompetencji. Można oczywiście zrozumieć wielkie ambicje, można także próbować zrozumieć jego mentorski ton, zwłaszcza, że obecnie funkcjonuje w randze wicepremiera.

Jednak Jacek Rostowski jako magister ekonomii, który chce prowadzić wykłady – wygląda dość zabawnie, żeby nie powiedzieć komicznie, bo w świecie nauki magistrowie nigdy nie prowadzą wykładów! Te zarezerwowane są jedynie dla profesorów i to najlepiej tytularnych.

Zauważmy, że przed długi czas Rostowski był (nie wiadomo dlaczego) nazywany profesorem, co oczywiście znacznie podwyższało jego rangę i politycznie było Platformie Obywatelskiej bardzo potrzebne. Okazało się jednak, że minister finansów profesorem nie jest, nie jest także doktorem habilitowanym, nie jest nawet doktorem! Jest jedynie… magistrem ekonomii…

Oto fragment notatki (ze stron sejmowych) dotyczącej wykształcenia ministra Rostowskiego:

• University of London, School Of Slavic And East European Studies, Ekonomia i Historia – magister (1973)
• University of London, London School Of Economics And Political Science, Ekonomia – magister (1975)

Na tym informacje dotyczące wykształcenia ministra finansów się kończą.

Dziś na szczęście nikt już Rostowskiego nie tytułuje profesorem. I słusznie. Szkoda tylko, że bezpodstawne przypisanie mu tytułu profesora nie doczekało się publicznych wyjaśnień, bo w tej sprawie Polacy, także przez bezkrytycznych dziennikarzy, w sposób ewidentny zostali wprowadzeni w błąd.