Monitorowanie polskiej demokracji może być dla UE bardzo niebezpieczne
W ostatnich dniach przedstawiciele Unii Europejskiej podjęli decyzję o rozpoczęciu wobec Rzeczpospolitej Polskiej procedury kontroli przestrzegania prawa. Ten krok może doprowadzić nawet do zachwiania stabilności całej Unii i to wcale nie bezpośrednio za sprawą polskiego rządu.
Okazuje się, że pokonani w ostatnich wyborach działacze poprzedniej koalicji rządzącej Polską namówili do współpracy swoich politycznych (czy tylko) kolegów ze struktur unijnych. Ci z niezwykłą ochotą przystąpili do oceniania Rzeczpospolitej, zagrożonej „zamachem stanu”, niszczącej dorobek dwudziestu pięciu lat demokracji, likwidującej wolność słowa, swobody obywatelskie, demolującej publiczne wolne, niezależne i jak nigdzie więcej obiektywne media.
Ale takie podejście unijnych specjalistów od demokracji do sprawy „zagrożenia demokracji” w Polsce jest dla nich dość niebezpieczną pułapką, w którą dość łatwo wpadli. Na czym ta pułapka polega?
Otóż na tym, że Polska bez trudu może pokazać, że o zagrożeniu zasad demokratycznego państwa prawnego w Rzeczpospolitej trudno mówić. A przy okazji może także przybliżyć zachodnim społecznościom obraz ostatnich ośmiu lat w Rzeczpospolitej. I wszystkie zjawiska co najmniej niekorzystne dla poprzedniej koalicji rządzącej. Może to być na przykład mechanizm kupowania mediów (przy pomocy ogłoszeń instytucji państwa i samorządów zamieszczanych odpłatnie w mediach zwanych prywatnymi), co pozwalało kształtować opinię tych, już nie niezależnych mediów na temat rządu. Albo fakt układania się w warszawskiej restauracji Ministra Spraw Wewnętrznych z prezesem Narodowego Banku Polskiego w sprawie finansowych posunięć tegoż banku mających wspomóc ekipę rządzącą w przypadku niekorzystnych perspektyw wyborczych (w zamian za zmianę na stanowisku Ministra Finansów!!!). Albo… Tu wyliczać można naprawdę długo.
Ale nie o to chodzi. Ba. Fakty te znane są niewątpliwie co bardziej światłym politykom zachodu, także tym, którym przyjdzie „oceniać zagrożenia demokracji w Polsce”. Ale może się też zdarzyć, że na skutek głośnych działań polskiego rządu na forum Unii Europejskiej nie uda się tych informacji zachować w ścianach politycznych gabinetów. Media zachodnie, jednak nieco mniej niż polskie zdominowane przez sfery rządzące, będą chciały i musiały ujawnić na zachodzie prawdziwy obraz tworu nazywanego Trzecią Rzeczpospolitą. Już nie tego cukierkowatego, chętnego do płacenia dobrostanem własnego narodu za sympatyczne uśmiechy, za poklepywanie po ramionach, za „wpuszczanie na salony”.
Nagle społeczeństwa Europy Zachodniej mogą dowiedzieć się, że ta polska – dotąd pokazywana jako bardzo siermiężna – demokracja jest znacznie bardziej demokratyczna, otwarta, uczciwa niż ta z długoletnimi tradycjami, zachodnia.
W obecnej sytuacji, gdy Europa ma problemy, (a że ma, chyba nikt nie wątpi), takie nagłośnienie rzeczywistej sytuacji Polski, istniejącej trochę pozornie, trochę (jak powiedział Sienkiewicz – nie, nie pisarz, były minister) teoretycznie, może być kamieniem poruszającym lawinę.
Może się okazać, że te zachodnie demokracje są tylko niewiele (jeśli w ogóle) lepsze od demokracji polskiej. I może się okazać, że zachodnie społeczeństwa ujrzą ten fakt i przebudzą się. A wówczas los obecnej wspólnej Europy może być bardzo, bardzo niejasny.
Jestem pewien, że mając taką perspektywę politycy wspólnoty zdecydują się jednak wyciszyć, i to wyjątkowo szybko to, co można by nazwać „problemem polskim”. A to może być tylko katalizatorem wzmacniania pozycji obecnego polskiego rządu tak na forum międzynarodowym jak i w kraju. Ale tego aspektu wywołanego przez Platformę Obywatelską konfliktu chyba jej specjaliści od wizerunku i polityki nie przewidzieli. Może to i dobrze?