Po katastrofie smoleńskiej Macierewicz nie zdał egzaminu z patriotyzmu
– PiS nie tylko nie likwidował układów, korupcji, zależności polityczo-medialnych, ale wręcz je tworzy. Rzeczywiste powody bardzo różnią się od tych, które zostały przedstawione opinii publicznej, ale tylko te drugie mogły zyskać akceptację wyborców, a nawet poszerzyć elektorat – mówi w pierwszej części wywiadu dla Gazety Bałtyckiej płk rez. Marek Napierała, były oficer wojskowych służb specjalnych, ekspert fundacji Stratpoints i współautor książki o rozwiązaniu WSI pt. „WSI – Żołnierze przeklęci”.
Został Pan mianowany na pierwszy stopień oficerski w nowych realiach geopolitycznych, które zapoczątkowane zostały na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Zmiany ustrojowe dotyczyły również wojska. Czy Pana zdaniem po 1989 władza była wstanie unieść wysiłek budowy podstaw nowej Polski ?
Z pewnością wiele rzeczy można byłoby zrobić lepiej. Opozycja, która przejęła władzę w 1989 roku miała wiedzę, ale nie miała doświadczenia. Sama wiedza nie wystarczy, potrzebne jest doświadczenie, a tego nie uczą nawet w najlepszych uczelniach. Doświadczenie jest sumą sukcesów i porażek. Dlatego też dyplomatami z reguły zostają ludzie dojrzali, doświadczeni w polityce międzynarodowej.
Przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych to szczególny okres dla Polski, Europy, a nawet świata. Wydarzenia zapoczątkowane w Polsce i całym bloku wschodnim zmieniły polityczny kształt Europy, ale także ukształtowały nowe podziały. Odpowiedzialność za kierowanie państwem spadła na opozycję znienacka. Koniec lat 80. to miliardy dolarów długów, słaba, rozchwiana gospodarka i do tego hiperinflacja. Przejęcie w tym momencie władzy było sporym wyzwaniem, a trzeba pamiętać, że oczekiwania społeczne były rozbudzone. Nikt wtedy nie zakładał, że bezrobocie będzie go dotyczyło. Ktoś jednak musiał podjąć się transformacji z realnego socjalizmu do gospodarki rynkowej. Ja osobiście mam duży szacunek dla ludzi, którzy weszli do polityki, nie po to by mieć z tego korzyści materialne, ale po to by realizować pewne uniwersalne idee. Jest ich wielu, ale jako przykład wymienię kilka najbardziej znanych nazwisk: Krzysztof Skubiszewski, Jacek Kuroń, Władysław Bartoszewski czy Bronisław Geremek. Szkoda tylko, że im nie udało się wychować godnych następców.
Dla wojska był to wyjątkowy czas. Nagle rozpadł się Związek Radziecki, a w ślad za tym Układ Warszawski. Od samego początku transformacji zorientowani byliśmy na Zachód. Wojsko niemalże natychmiast przystąpiło do współpracy w ramach programu „Partnerstwo dla pokoju”. Ideą tego projektu było doprowadzenie krajów Europy Środkowo-Wschodniej do wstąpienia do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Dziś wiemy, że to były trafne decyzje. Równie sprawnie udało się wyprowadzić wojska rosyjskie z Polski. Przynależność do NATO wymusiła zmiany w sposobie myślenia o wojsku, jego wyposażeniu i wyszkoleniu, choć to ostatnie już nie było takie oczywiste. Nasze zaangażowanie w Iraku, a następnie w Afganistanie wymusiło na decydentach zmiany, które w efekcie spowodowały to, że staliśmy się armią partnerską nie tylko w wymiarze politycznym, ale także w zakresie wyszkolenia, dowodzenia i po części wyposażenia.
Jak transformacja ustrojowa wyglądała z perspektywy młodego oficera WP?
Wszystkie ważne rzeczy, które zadecydowały o obecnym kształcie naszego państwa działy się pod koniec XX wieku. Mam tu na myśli Okrągły Stół, pierwsze częściowo wolne wybory, nasze przystąpienie do NATO i UE, ale wcześniej rozpad ZSRR. Pewnie nie byłoby tych wszystkich rzeczy, gdyby nie tacy ludzie jak Lech Wałęsa, Korol Wojtyła, Ronald Regan, Michaił Gorbaczow. Plejada nazwisk pewnie byłaby długa. W 1989 roku byłem podchorążym szkoły oficerskiej, a w 1990, czyli w nowych realiach geopolitycznych zostałem mianowany na pierwszy stopień oficerski. To był okres mojego wchodzenia w życie dorosłe.
Wybory w 4. czerwca 1989 pozwoliły mi również mieć wpływ na przyszłość Polski. Jaki mógł być wtedy mój wybór, to oczywiście nie jest zaskoczeniem. Dodam tylko, że strona solidarnościowa w obwodach wyborczych zorganizowanych w wojsku uzyskiwała niemalże 100 % poparcie. Mogłoby się wydawać, że to efekt zwykłej przekory, ale nic bardziej mylnego. Chyba wszyscy wtedy mieli dosyć ustroju socjalistycznego, nazywanego później pejoratywnie „komuną”.
Ogólny wynik wyborczy chyba dla wszystkich obywateli był wtedy zaskoczeniem i nie pozostawiał wątpliwości, że ustrój nazywany socjalizmem przechodzi do przeszłości, a gruntowna zmiana systemu społecznego i polityki zagranicznej stoi tuż za progiem. W wojsku nawet zatwardziali „towarzysze” poczuli powiew odnowy i zaczęli zwracać się „per panie” – panie poruczniku, panie majorze… Chyba wszystkim ta zmiana odpowiadała i była symbolem końca słusznie minionej epoki. Pamiętam, że wśród kadry i podchorążych krążyła przed wyborami pierwsza „Gazeta Wyborcza”, która powstała zgodnie z ustaleniami Okrągłego Stołu jako organ prasowy komitetu obywatelskiego „Solidarność”. Początkowo towarzysze nie wiedzieli jak tę gazetę traktować. Była ona przekazywana z rąk do rąk i wywoływała pewnego rodzaju zdziwienie. W „Gazecie Wyborczej” były prezentowane kandydatury obozu solidarnościowego do parlamentu. Dla wielu życiorysy tych kandydatów wywoływały zaskoczenie. Większość z nich znali z biuletynów informacyjnych i rządowej propagandy lokowanej w środkach masowego przekazu. Dla towarzyszy byli to wichrzyciele, bojówkarze, terroryści, ludzie zdeterminowani siłą przewrócić jedyny sprawiedliwy system społeczny jakim był socjalizm. I nagle okazało się, że wśród tych kandydatów są profesorowie, naukowcy, działacze społeczni, normalni ludzie, a ich jedyny związek z „światem przestępczym” wiedzie poprzez działalność opozycyjną. Nie znam osób ze swojego otoczenia, którzy chcieliby wtedy iść pod prąd.
Po upadku „żelaznej kurtyny” wydawać by się mogło, że świat stał się bardziej przyjazny, że Europa to zbiór sobie przyjaznych narodów, że wojna o dużych rozmiarach jest już mroczną przeszłością. To myślenie szybko okazało się błędne. Już w 1992 roku dowiedzieliśmy się, że w środku cywilizowanej Europy, na Bałkanach możliwe jest ludobójstwo, a 30 lat później to samo dzieje się tuż za naszą granicą.
Czy w pana ocenie głównym problemem Polski było to, że następne ekipy brały odwet za poprzednie lata? Jaką w tym względzie rolę odegrały służby specjalne?
Na pewno to nie jest główny problem, ale ważny, bo wiele energii zostało zmarnowane. Można było ją lepiej wykorzystać. Spór polityczny jest normą, ale wyłącznie w zakresie programowym. W naszym kraju przyjmuje często charakter personalny, a w tle pojawiają się służby specjalne, które niejednokrotnie wykorzystywane są przez polityków do celów innych niż, by to wynikało z zadań ustawowych.
Do tej pory, chyba żadna władza nie oparła się pokusie wykorzystania służb specjalnych do walki z konkurencją polityczną. Jednak, to co się stało w 2006 roku, po przejęciu władzy przez koalicję PiS, LPR i Samoobrony i później w 2015 roku, po ponownym przejęciu władzy przez PiS (Zjednoczoną Prawicę) było bezprecedensowe. Szefowie tych instytucji, mianowani spośród działaczy partyjnych, przy wsparciu czołowych polityków obozu rządzącego, przekroczyli czerwoną cienką linię. Ukierunkowali swoje działania na totalną inwigilację konkurencji politycznej, poszukiwanie haków i preparowanie informacji mających jej zaszkodzić. Najbardziej charakterystyczne przykłady dotyczą wykorzystania CBA do tworzenia fałszywych dowodów i fabrykowania sytuacji korupcyjnych wobec konkurencji politycznej, choćby sprawa domniemanej willi Kwaśniewskich, afera gruntowa z udziałem Andrzeja Leppera, czy działania tzw. agenta Tomka wobec posłanki Beaty Sawickiej. Ostatnie doniesienia medialne oraz ustalenia specjalnej komisji sejmowej wskazują, że CBA w pełnym zakresie angażowała się w działania przeciwko konkurencji politycznej. Przykładem powyższego są operacje z użyciem techniki operacyjnej w szczególności użycie narzędzia jakim jest Pegasus. Co jakiś czas pojawiają się doniesienia o angażowaniu służb specjalnych w działania o charakterze politycznym. Kilka z nich opisaliśmy w książce.
Jakie Pana zdaniem, popełniono błędy w zakresie bezpieczeństwa państwa w 1989 roku?
Błędów jest pewnie sporo. Przypomnijmy najpierw jak wglądało państwo polskie po 1989 roku. Byliśmy tuż po zmianie władzy z tej komunistycznej na demokratyczną, w wersji najbardziej pokojowej jaką można sobie wyobrazić. Polska od początku prowadziła spójną i klarowną politykę zagraniczną. Celem stało się nadrobienie ekonomicznych zapóźnień. Wojska Federacji Rosyjskiej miały opuścić nasz kraj. Wiedzieliśmy od samego początku, że chcemy być członkami NATO i UE. W tej sprawie była zgoda każdego ugrupowania politycznego. Ta jednomyślność polityczna w kwestiach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, to był ewenement, który już później się nie powtórzył.
Wewnętrznie jednak nie był już tak kolorowo. Transformacja spowodowała, że pojawiły się negatywne efekty zmian. W kraju panowała korupcja, pojawiło się bezrobocie i przestępczość zorganizowana. A to rodziło problemy i niezadowolenie. Jedni się bogacili, a inni tkwili w biedzie i braku perspektyw. Ludzie czuli się oszukani i pozostawieni sobie. Obóz solidarnościowy się sypał, trwały wewnętrzne spory, czego efektem były podziały.
My jednak skoncentrujmy się wyłącznie na obszarze wojska. Tuż po zmianie ustroju Polska odziedziczyła dużą siermiężną armię, w znacznej mierze z poboru, przygotowaną do działania w ramach Układu Warszawskiego. Rozpadł się Związek Radziecki. Mogło wydawać się, że skoro nie ma komunizmu, to jesteśmy całkowicie bezpieczni, a wojny o charakterze globalnym nie będzie. Zatem nie była nam potrzebna armia w wymiarze sprzed 1989 roku. Rola wojska w państwie, w obliczu ogromu problemów ekonomicznych, została zmarginalizowana, a modernizacja przyjęła wymiar symboliczny. Wnet jednak okazało się, że zagrożeń jest mnóstwo, choćby wspomniana wojna na Bałkanach, czy zamach na Word Trade Center. Konsekwencją tego drugiego było wojna w Iraku. Wówczas powstała koncepcja małej, sprawnej i mobilnej armii o charakterze ekspedycyjnym. Został zawieszony pobór do zasadniczej służby wojskowej. Rok 2014 na Ukrainie pokazał, że wojna może również nas dotyczyć. Powstała koncepcja rozbudowy armii o kolejny rodzaj sił zbrojnych jakim jest WOT. Tworzenie tej formacji odbyło się jednak kosztem osłabienia wojsk operacyjnych. Wszystkie te koncepcje i zmiany nie wpłynęły na podniesienie poziomu obronności. Dzisiaj efektem błędnego myślenia i złych decyzji jest brak rezerw osobowych na wypadek zagrożenia wojennego i stosunkowo słabe wyposażenie armii.
Dla bezpieczeństwa państwa ma znaczenie nie tylko armia, ale także służby specjalne, w tym wojskowe. O skutkach rozwiązania WSI jest w książce pt. „WSI – Żołnierze Przeklęci”. Co było powodem napisania książki?
Pomysł napisania książki zrodził się, gdy Macierewicz znów zaczął odgrywać kluczową rolę w strukturach państwa, wówczas, gdy został mianowany na stanowisko szefa resortu obrony narodowej. My znaliśmy Macierewicza od strony jego skłonności destrukcyjnych i braku umiejętności organizacyjnych. Już wtedy wiedzieliśmy, że ta misja zakończy się tragedią dla sił zbrojnych. Dla części społeczeństwa był symbolem konfliktów i polaryzacji, co udowodnił na bazie katastrofy smoleńskiej. Doskonale o tym wiedział Jarosław Kaczyński, dlatego postanowił ukryć zamiar uczynienia Macierewicza ministrem obrony przez wyborami w 2015 roku. Wtedy byliśmy w stanie przewidzieć skutki jakie ta decyzja wywoła.
Piętnaście lat od rozwiązania WSI i powołaniu SKW i SWW to wystarczający okres by bez emocji ocenić ten proces. Uczestniczyliśmy w tych zmianach, a także obserwowaliśmy je z zewnątrz. Osobiście doświadczyliśmy bałaganu jaki towarzyszył tej restrukturyzacji. Byliśmy oficerami WSI, przeszliśmy pozytywnie weryfikację i znaleźliśmy zatrudnienie w SKW. W tej służbie każdy z nas został mianowany do stopnia pułkownika. Jako byli oficerowie WSI i SKW, zajmujący w przeszłości również stanowiska kierownicze uznaliśmy, że mamy wystarczające kwalifikacje i moralne prawo by dokonać wiwisekcji.
Takim ostatecznym impulsem do udostępnienia swojej wiedzy i doświadczenia szerszej społeczności z okresu rozwiązania WSI stała się kompletnie degradacyjna polityka całego obozu władzy PiS. To co zadziało się w wykonaniu Macierewicza w 2006 roku i dotyczyło jednej resortowej służby, kilkanaście lat później zaczęło dotyczyć wszystkich struktur państwa. Mam tu na myśli systemowe przejmowanie wszystkich organów państwa i podporządkowanie ich celom partyjnym, nawet ze złamaniem prawa, wynikającego z Konstytucji RP i innych ustaw. Kilkanaście lat po rozwiązaniu WSI zjawisko polaryzacji dotyczyło już całego społeczeństwa, które zostało podzielone na to „patriotyczne” i to co „stało tam, gdzie ZOMO”. Do tego wszystkiego dołożono eskalujący konflikt z UE, USA, krajami ościennymi, a w szczególności Niemcami. Kłamliwa propaganda sącząca się z tzw. mediów publicznych uczyniła z Angeli Merkel, kanclerza kraju, który jest naszym strategicznym partnerem handlowym, wroga na poziomie Putina czy Łukaszenki. Na bazie działań Macierewicza, rozwiązania WSI postanowiliśmy ukazać mechanizmy, zależności i fobie, które analogicznie towarzyszą „dobrej zmianie” po 2015 roku.
Co jest w książce?
W książce tej nie ma opisu tajnych operacji, nazwisk agentów oraz szczegółowych obszarów zainteresowań. To już ujawnił Antoni Macierewicz, sporządzając i publikując tzw. raport z likwidacji WSI. Można jednak dowiedzieć się, jak funkcjonują mechanizmy państwa, jak tworzą się zależności od polityków i jakimi celami kierują się politycy oraz jakie to wywołuje skutki dla systemu bezpieczeństwa państwa.
Książka to głównie nasze (autorów) spojrzenie na działania Macierewicza i jego politycznego zaplecza w związku z rozwiązaniem WSI i powołaniem nowych służb. Postanowiliśmy dokonać swego rodzaju egzegezy zachowań Macierewicza i jego otoczenia. Przywołaliśmy wiele zdarzeń, ale jednemu poświęciliśmy cały rozdział. To zdarzenie spod Nangar Khel z udziałem polskich żołnierzy. Przedstawiliśmy je od strony SKW. To ewidentny przykład hipokryzji uprawianej przez polityków PiS kiedyś i dzisiaj. Przy okazji zdarzeń na granicy z Białorusią słyszymy z ust polityków PiS hasło „Murem za mundurem”, które wybrzmiewa wyjątkowo fałszywie. Przypomnijmy! W wyniku prowadzonego przez polskich żołnierzy ostrzału moździerzowego wzgórz, na których zlokalizowane były stanowiska obserwacyjne talibów, pociski trafiły w zabudowania afgańskiej wioski. Zginęło sześcioro Afgańczyków. Wówczas Wiceminister Obrony Narodowej i szef SKW Antoni Macierewicz zrobił w mediach z żołnierzy uczestniczących w operacji pod Nangar Khel zbrodniarzy wojennych. Minister Obrony Narodowej Aleksander Szczygło w rządzie PiS o żołnierzach wypowiedział się: „Banda durniów strzelała do cywili. Nie jestem za to odpowiedzialny”. W 2008 roku z inicjatywy SKW prokuratura oskarżyła ich o zbrodnię wojenną. Żołnierze kilka miesięcy spędzili w areszcie. W efekcie sąd oczyścił ich z zarzutu zbrodni wojennej, ale niesmak politycznej nagonki pozostał. „Murem za mundurem” to bardzo szlachetne ze strony polityków, pod warunkiem, że to hasło ma wymiar rzeczywisty a nie charakter walki o słupki wyborcze.
Oceniliśmy również samą postać likwidatora WSI pod kątem rozbieżności między tym co mówi, a tym co robi. Oceniliśmy jego „heroizm” wtedy, gdy rozwiązywał WSI i kilka lat później, gdy doszło do katastrofy smoleńskiej. Wyszło nam, że wówczas nie zdał egzaminu z patriotyzmu, o którym tak chętnie mówi. Przypomnijmy! W Smoleńsku zamiast udać się na miejsce katastrofy w celu oceny sytuacji i ewentualnego udzielenia pomocy, spanikowany krzyczał, iż Rosjanie ich wszystkich wymordują. Chciał natychmiast wracać do Polski. Ów „bohater” w pociągu kazał zablokować wszystkie drzwi, pozamykać okna i zaciągnąć zasłony, by uniknąć strzałów snajperów.
Poprosiliśmy naszych kolegów ze służby, by podzielili się swoimi spostrzeżeniami z tamtego okresu. Postanowiliśmy także oddać głos ludziom, którzy z racji piastowanych stanowisk zetknęli się z wojskowymi służbami, ludziom, którzy byli świadkami przemian i z perspektywy obserwatorów wyrobili sobie zdanie. Poprosiliśmy o odpowiedzi na nasze pytania: Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, ostatniego szefa WSI generała Marka Dukaczewskiego, byłego dowódcę Wojsk Lądowych generała Waldemara Skrzypczaka i byłego dowódcę generalnego generała Mirosława Różańskiego.
Jakie były powody rozwiązania WSI?
Postanowiliśmy poszukać przyczyn tak restrykcyjnego rozwiązania jakimi była likwidacja WSI. Nie było to trudne, wystarczyło prześledzić wybrane zdarzenia polityczne, które poprzedzały rozwiązanie WSI oraz miały miejsce w trakcie i po rozwiązaniu. Analiza wydarzeń politycznych po wygranych wyborach w 2015 roku oraz retrospekcja tych dotyczących rozwiązania WSI pozwoliła nam ustalić, że medialne powody rozwiązania WSI mocno odbiegają od rzeczywistych, ale tylko te drugie mogły zyskać akceptację wyborców, a nawet poszerzyć elektorat. Dużo łatwiej jest odnaleźć faktyczne powody, gdy kilka lat później władza pokazała swoją prawdziwą twarz oraz kompleksowo ujawniła intencje.
Po pierwsze, WSI zlikwidowano, bo politycy PiS nie byli w stanie kontrolować tej instytucji i wpływać na jej działanie. Obawiali się, że WSI mogą być w posiadaniu informacji kompromitujących polityków PiS, tych dotyczących powiązań ze światem przestępczym oraz innych o charakterze obyczajowym. Kaczyńscy obawiali się, że ewentualne ujawnienie tych informacji może zaszkodzić partii i spowodować w perspektywie słaby wynik wyborczy, podobnie jak informacje o finansowaniu PC z FOZZ. Po drugie, Kaczyńskim chodziło o zdobycie ekskluzywnej wiedzy, którą te służby według nich posiadały. Byli przekonani, że tajne służby, a zwłaszcza tajne służby wojskowe, kreują większość wydarzeń w państwie. Spodziewali się w sejfach i archiwach znaleźć materiały na: Kulczyka, Krauzego, Wejcherta, Solorza-Żaka, konkurencję polityczną, układy polityczne i biznesowe. To by im utorowało drogę do posiadania władzy absolutnej. Po trzecie, rozwiązanie WSI i powołanie dwóch nowych instytucji miało doprowadzić do pełnej wymiany kadry, by już zawsze mieć wpływ i kontrolę. To się potwierdziło później, po przejęciu władzy przez PO-PSL. W służbie pozostali „pretorianie” wierni PiS. Pozostali tam, przyczajeni do czasu powrotu tej partii do władzy w 2015 roku. Część z nich aktywnie pomagała wygrać kolejne wybory, uczestnicząc w procederze wycieku informacji, które miały świadczyć negatywnie o rządach PO i koalicjanta. Pojawiały się one w prawicowych mediach zależnych od PiS i w interpelacjach poselskich.
W książce obnażyliśmy argumentację jak towarzyszyła rozwiązaniu WSI. Udowodniliśmy, że wszelkie zarzuty stawiane WSI w kampanii wyborczej miały wyłącznie charakter politycznej ekspansji i nie znalazły potwierdzenia. Dzięki temu, że PiS w 2015 roku objął ponownie władzę i odsłonił swoje rzeczywiste oblicze mogliśmy z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że wszystkie tak zwane powody były tylko pretekstem. PiS nie tylko nie likwidował układów, korupcji, zależności polityczo-medialnych, ale wręcz je tworzy. Rzeczywiste powody bardzo różnią się od tych, które zostały przedstawione opinii publicznej, ale tylko te drugie mogły zyskać akceptację wyborców, a nawet poszerzyć elektorat.
Co osiągnęliście poprzez tę publikację?
Chcieliśmy, by za sprawą tej publikacji przeciętny obywatel czy obywatelka mieli możliwość własnej oceny politycznych decyzji, które przewróciły system bezpieczeństwa w naszym kraju, niezależnie od informacji, które udostępniane były przez media i ujawniane przez osoby należące do rozmaitych partii. Chcemy, by można było poznać ciemną stronę tzw. reformy wojskowych służb specjalnych, zainicjowaną przez obóz polityczny Jarosława Kaczyńskiego.
Książka ta stanowi nasz manifest przeciwko rujnowaniu wojskowych służb specjalnych, sił zbrojnych i wreszcie całego państwa. To również stanowisko tych wszystkich kolegów, którzy zainspirowali nas do napisania książki, użyczali swojej wiedzy i stanowczo przeciwstawiają się nazywaniu nas przestępcami. Czujemy się w pełni kompetentni do wyrażenia opinii.
Znamy wielu byłych oficerów WSI, którzy nie muszą wpinać w klapę marynarki symbolu „Polska Walcząca”, flagi czy szachownicy, bo swoją pracą, postawą i zachowaniem udowodnili, że są patriotami, uczciwymi i lojalnymi wobec ojczyzny żołnierzami. To ci ludzie zbudowali wiarygodność wobec sojuszników i utorowali drogę do naszego członkostwa w NATO i UE. Oni nie muszą swojej postawy, cytując za Dworczykiem, „podlewać sosem bogoojczyźnainych frazesów”, by inni mogli dostrzec ich przywiązanie do tradycji patriotycznych.
W efekcie działalności komisji weryfikacyjnej WSI było powstanie raportu z likwidacji WSI. Jakie skutki wywołała jego publikacja?
Zgodnie z ustawą z dnia 9 czerwca 2006 roku, którą przegłosował Sejm RP 12 lutego 2007 r. Antoni Macierewicz przekazał tekst raportu na ręce prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Po przeprowadzeniu konsultacji z premierem oraz marszałkami Sejmu i Senatu 16 lutego 2007 prezydent, zobligowany wymienioną ustawą, zlecił publikację raportu w Monitorze Polskim nr 11 w dniu 16 lutego 2007.
W raporcie ujawniono zainteresowania wywiadu i kontrwywiadu wojskowego oraz aktywa operacyjne, wykorzystywane w okresie funkcjonowania państwa demokratycznego. To nie była likwidacja organów bezpieczeństwa totalitarnego państwa i budowanie nowych, tylko kompletna demolka służby wywiadowczej i kontrwywiadowczej demokratycznego państwa. To cios zadany państwu przez organ tego państwa. Pewnie, gdyby wywiad rosyjski zaangażował wszystkie swoje środki operacyjne na kierunku Polski, nie miałby najmniejszych szans posiąść takiej wiedzy jaka znalazła się w raporcie.
W wyniku działania komisji Komisja Weryfikacyjna złożyła ok. 400 zawiadomień do prokuratury. Wszystkie sprawy zakończyły się umorzeniem lub odmową wszczęcia. Nikt nigdy nie został skazany za rzekome przestępstwa. Podkreślam – nikt!
Publikacja raportu przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej wywołała nieodwracalne skutki dla osób objętych raportem. Ustawa, która umożliwiła likwidację WSI została zaskarżona do TK, który stwierdził niekonstytucyjności niektórych przepisów. TK uznał za sprzeczne z konstytucją m.in. pozbawienie osób z raportu prawa do wysłuchania przez komisję przed ujawnieniem dokumentu, prawa dostępu do akt sprawy oraz odwołania do sądu od decyzji o umieszczeniu w raporcie. Po tym prezydent Kaczyński zdecydował nie ujawniać przygotowanego przez Macierewicza aneksu do raportu.
Wyrok TK stanowił podstawę do dochodzenia odszkodowań z tytułu ewentualnych szkód niemajątkowych i majątkowych wyrządzonych zastosowaniem niekonstytucyjnej regulacji prawnej. Ponad milion złotych wyniosły koszty odszkodowań i procesów sądowych, które poniósł Skarb Państwa w związku z procesami o naruszenie dóbr osobistych po publikacji raportu z weryfikacji WSI.
Po zmianie władzy prokurator planował zarzucić Macierewiczowi m.in.: poświadczenie nieprawdy w raporcie, pomocnictwa w ujawnieniu informacji niejawnych, ujawnienia danych, które umożliwiły identyfikację zagranicznych agentów służb wojskowych, podania nieprawdziwych danych o oficerach WSI. Wniosek o uchylenie immunitetu poselskiego Macierewiczowi nigdy nie trafił jednak pod głosowanie w Sejmie. Zgody nie wyraził prokurator generalny Seremet, który twierdził: „Nie doszło do przestępstwa, Macierewicz nie jest funkcjonariuszem publicznym, a raport z działalności Komisji Weryfikacyjnej nie jest dokumentem w rozumieniu art. 271 kodeksu karnego.” Seremet, to Prokurator Generalny nominowany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ta kuriozalna decyzja, która nie dała możliwości obiektywnej weryfikacji przez niezależny sąd ma niewątpliwie podłoże polityczne.
Koniec części I
Rozmawiał: Bronisław Waśniewski-Ciechorski