Polska państwem pozornym – Sienkiewicz powiedział prawdę
Państwo pozorne to państwo, którego urzędnicy udają, że wypełniają zadania, które na nich nałożyło prawo w państwie obowiązujące.
W państwie nie będącym państwem pozornym policjanci strzegą porządku, sędziowie ferują wyroki i rozstrzygają spory, administracja lokalna rozwiązuje problemy mieszkańców, władze ustawodawcze stanowią prawo mające działać dla dobra wspólnego obywateli.
Jakiś czas temu jeden z urzędujących ministrów, spiskując z prezesem bardzo poważnego banku, między innymi wyraził opinię, że Polska jest tylko państwem pozornym. Wszyscy zatrzęśli się z oburzenia. Po czym, zamiast zamknąć pana ministra na długie lata w zakładzie karnym albo przynajmniej wyrzucić go na margines życia politycznego i towarzyskiego (tak byłoby w każdym rzeczywistym państwie) ogłoszono, że pan minister jest pokrzywdzony w sprawie o nielegalne podsłuchiwanie jego rozmów i upublicznienie treści tych rozmów. Ot, państwo pozorne w pełnej krasie.
Ale to przykład z samej tak zwanej „wierchuszki” owego pozornego państwa. Znacznie częściej, a chyba i zdecydowanie wyraźniej widać to pozorne państwo „na dole”, wśród tak zwanych szeregowych obywateli. Kilka przykładów. Jakaś gazeta informuje terenowy oddział Państwowej Inspekcji Pracy o poważnych nieprawidłowościach dotyczących przestrzegania prawa pracy w poważnej, państwowej instytucji. Redakcja opisuje, że w poważnej, państwowej instytucji pracownicy są zastraszani, są na nich wywierane naciski (graniczące z mobbingiem) powodujące, że pracownicy co innego piszą w informacjach dla redakcji i co innego mówią w pracy. Stwierdza, że ma pisemne dowody tego stanu rzeczy. Co odpisują przedstawiciele terenowego oddziału państwowej instytucji, której zadaniem jest przede wszystkim kontrolowanie przestrzegania prawa pracy? Otóż odpisują, że nie widzą podstaw do wszczęcia kontroli. Przy czym posuwają się do tak głębokiej „analizy” przedstawionego zagadnienia, że przedstawiają pełną, książkową definicję mobbingu. Na wszelki wypadek, dla tak zwanego świętego spokoju, który jakiś redaktor śmiał im zakłócić.
Inny przykład. Pod koniec poprzedniej kadencji Sejmu koalicja wówczas sprawująca władzę uchwaliła skandaliczną nowelizację ustawy o utrzymaniu porządku i czystości w gminach. Na mocy tej nowelizacji władze samorządowe obłożyły właścicieli domków letniskowych „podatkiem śmieciowym”. W kąt poszły wszelkie zasady określania opłat za odpady w zależności od ilości ich wytwarzania. W kąt poszła wszelka logika. Ważna było, że pieniądze od właścicieli domków letniskowych można będzie wziąć bez względu na wszystko. Niemal jak składki na ZUS. Przyznać trzeba, że nowelizacja przeprowadzona została z głęboką znajomością prawa. Ustawa spełniała wszelkie warunki „ustawy podatkowej”. W efekcie władze samorządowe dla właścicieli domków letniskowych poustalały („po uważaniu”) kwoty opłat za odpady w wysokościach wielokrotnie większych niż wnosili oni poprzednio, wielokrotnie większych niż płacą właściciele gospodarstw domowych na danym terenie (wyborcy!!!). Nic dziwnego, że wielu ludzi od takich „decyzji administracyjnych” próbowało się odwołać. Zgodnie z prawem, do samorządowych kolegiów odwoławczych. A co robią w tych sprawach owe kolegia? Oczywiście gremialnie odwołania odrzucają. I to jeszcze nie byłoby demonstracją państwa pozornego. Ale już uzasadnienia tych decyzji w pełni udowadniają pozorność państwa.
Jak wyglądają te uzasadnienia? Mieliśmy w redakcji okazję poznać kilka z nich. Wszystkie opisują szczegółowo zasady obowiązującego prawa. Żadne, podkreślam, żadne nie odnosi się w żaden sposób do merytorycznych zarzutów stawianych przez odwołujących się. Ot, pozornie odpowiedź sensowna. W gruncie rzeczy R11; stek bzdur mających sprawiać wrażenie, że pisał je ktoś, kto zaznajomił się z tematem.
Czy mam wskazywać następne przykłady? Ot, choćby nasz ulubiony Zakład Ubezpieczeń Społecznych, który, zgodnie z prawem naliczy obywatelowi należną mu wyższą emeryturę wyłącznie w sytuacji, gdy ten złoży taki wniosek. To nic, że w ZUS są wszelkie dokumenty niezbędne do poprawnego wyliczenia wyższych świadczeń. Nie ma wniosku od obywatela, nie ma dla niego pieniędzy! I to w zgodzie z prawem!
I tak trwa ta nasza Rzeczpospolita pozorna, w której coraz częściej obywatele rezygnują z dochodzenia swoich praw. Bo mało kto chce walczyć z wiatrakami. Bo ów sławny Don Kichot niekoniecznie musi być wzorcem, z którego przykład chcieliby brać Polacy. A co na to rządzący? Odpowiem „ruskim” powiedzeniem. Pożyjemy, zobaczymy.