Gdańska Straż Miejska łamie prawo – informuje Fakt. Jak twierdzi gazeta, strażnicy by ściągać jak najwięcej pieniędzy od mieszkańców Gdańska, posuwają się do nadużyć proceduralnych. Jeden funkcjonariusz odpowiada za poświadczenie nieprawdy. Sprawę bada prokuratura, komendant milczy.

Straż Miejska w Gdańsku wzbudza coraz większą niechęć mieszkańców. (Fot. Gazeta Bałtycka).

Rosną kontrowersje wokół gdańskiej Straży Miejskiej. Zmęczenie mieszkańców funkcjonowaniem tej formacji z każdym rokiem jest coraz większe, tymczasem władze Gdańska regularnie zwiększają budżet przeznaczony dla tej instytucji. Obecnie jest to suma ponad 19 mln rocznie.

Dziennik Fakt postanowił przyjrzeć się funkcjonowaniu gdańskiej Straży Miejskiej. Jak informuje, od 2008 roku Straż Miejska nagminnie łamie prawo. Wg gazety „przekręt” miał polegać na tym, że zamiast przesłuchiwać funkcjonariuszy, od których mandaty nie zostały przyjęte i tym samym dopełniać procedur formalnych, pracownicy referatu jedynie kopiowali ich służbowe notatki z miejsca zdarzenia.

Gdyby za każdym razem odbywało się przesłuchanie funkcjonariusza, mogłoby się wówczas okazać, że część mandatów faktycznie jest wystawionych bezzasadnie. A sytuacje, w których strażnik miejski nakłada mandat w sposób bezzasadny – zdarzają się. Dodatkowo każdy ukarany ma prawo do odmowy przyjęcia mandatu i jednocześnie ma prawo do rzetelnego i zgodnego z prawem traktowania.

Według gazety, procedura stosowana przez gdańską Straż Miejską uniemożliwiała pełną weryfikację zasadności nałożonych kar.

Komendant gdańskiej Straży Miejskiej – Leszek Walczak w całej sprawie milczy.

Na razie jeden funkcjonariusz odpowiada za poświadczenie nieprawdy aż kilkadziesiąt razy. Śledztwo prowadzi gdańska prokuratura.