Reforma samorządowa. "W jej efekcie Polska stała się patologiczna” | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 27.05.2017

Reforma samorządowa. „W jej efekcie Polska stała się patologiczna”

Porażka reformy samorządowej, której kolejna rocznica przypada 27 maja jest faktem. I trzeba wreszcie odważyć się powiedzieć to otwarcie. Wbrew tym wszystkim, którzy starają się wygłaszać propagandowe, bezwartościowe slogany.

Dzień Samorządu Terytorialnego obchodzony jest corocznie 27 maja. W roku 1990 przywrócono w Polsce samorządy terytorialne, osiem lat później nastąpił kolejny etap reformy polegający na wprowadzeniu samorządowych powiatów oraz regionów.

Zacząć należy jednak od tego, że podział kompetencji pomiędzy sejmikami wojewódzkimi, starostwami, radami miast i gmin, a także marszałkami województw, prezydentami i burmistrzami miast oraz wójtami gmin R1; jest niejasny, nakładający się na siebie, a często ich interesy bywają sprzeczne.

Każdy z wymienionych wyżej podmiotów generuje ogromne koszty funkcjonowania – zaczynając od siedzib (zlokalizowanych z reguły w centrach miast), na zatrudnianiu ogromnych ilości urzędników skończywszy. I co ciekawe – im większe miasto, tym sprawność urzędnicza mniejsza, co jest charakterystycznym symbolem reformy samorządowej, czyli innymi słowy rozrastająca się z każdym rokiem biurokracja.

Pozorna demokracja

A wspomniana wynika przede wszystkim z realizowanej przez samorządowców pozornej demokracji, która w największym skrócie polega na tym, że często przez własną nieudolność, nieuczciwość, działalność antyobywatelską tracą oni poparcie społeczne, ale żeby pozostać u władzy tworzą kolejne miejskie agencje, spółki komunalne, fundacje, zatrudniają w końcu kolejnych urzędników. Wszystko po to, aby kosztem obywateli (samorządowcy nie generują przecież przychodów R1; za wszystkie ich decyzje płacą obywatele) stworzyć armię podporządkowanych sobie (zależnych finansowo) wyborców (każda z osób powiązana finansowo z samorządowcem zrobi wszystko, aby w dniu wyborów oddać „właściwy” głos i utrzymać tym samym korzystne dla siebie status quo). W ten właśnie prosty sposób budowana jest tzw. spółdzielnia, w efekcie czego samorządowiec-spółdzielca, niezależnie od tego, jak bardzo jest nieudolny – wygrywa każde kolejne wybory. A coraz częstsze pytania o to, jak to możliwe, „przecież nikt z mieszkańców na tego pana nie głosował”, puentowane są „ale przecież ten pan uzyskał największe poparcie społeczne, w dodatku uzyskał wynik lepszy niż w poprzednich wyborach”. I tylko nikt nie doda, że o tyle lepszy, ilu nowych urzędników zatrudnił w swoim urzędzie…

Twarze miast

Przyjrzyjmy się, jak dziś wygląda stolica Polski. Ma twarz Hanny Gronkiewicz-Waltz – osoby, która powszechnie kojarzona jest z miastem, w którym wybuchła i przez lata trwała jedna z największych afer w najnowszej historii naszego kraju, gdzie mowa jest o ukradzionych miliardach złotych i tysiącach ludzi pozbawionych dachu nad głową. A mamy XXI wiek! Co ważne, wiele wskazuje na to, że Gronkiewicz-Waltz jest powiązana rodzinnie z aferą reprywatyzacyjną w kontekście jednej z kamienic R1; o czym donosiły media.

Nie lepszy jest wizerunek Gdańska – miasta, którego twarzą od blisko 20 lat jest Paweł Adamowicz, człowiek, który podobno dysponuje kilkudziesięcioma kontami bankowymi, który ma problem, aby stwierdzić, ile posiada mieszkań, od kogo i jakie brał pożyczki, ba, ma nawet problem w wypełnieniem zgodnego ze stanem faktycznym oświadczenia majątkowego!

Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że być może stoi on za procederem nielegalnej sprzedaży mieszkań komunalnych dla wybranych, wpływowych ludzi. Wiele mówi się także o upustach, jakie miał uzyskiwać od deweloperów realizujących inwestycje na najbardziej atrakcyjnych terenach Gdańska. Gdyby sformułowane wobec niego zarzuty i wątpliwości choć w jakimś zakresie okazały się prawdziwe, mielibyśmy do czynienia z najczystszą formą budowania wspomnianej wcześniej „spółdzielni”, czyli uzależniania od siebie ludzi, którzy w zamian będą gotowi udzielać poparcia. To z kolei jest już tylko pozorna demokracja o znamionach korupcji politycznej!

W obliczu tak wielu wątpliwości formułowanych wobec Adamowicza nie warto nawet wspominać o procederze zlecania przychylnym sobie mediom miejskich reklam i ogłoszeń, organizacji różnego typu imprez, które na zasadach komercyjnych prowadzą przychylni prezydentowi dziennikarze, czy w końcu zatrudniania przychylnych sobie dziennikarzy tychże mediów do realizacji propagandowej polityki informacyjnej. Przykładem niech będzie były prezes reklamowanego wówczas jako niezależne i apolityczne Radia Gdańsk, który bardzo szybko po tym, jak został zwolniony ze stacji, zajął się tworzeniem… miejskiego portalu propagandowego pod nazwą „Gdansk.pl” Ów propagandowy gdański portal, którego celem jest kreowanie pozytywnego wizerunku prezydenta Adamowicza też, tak jak wszystko co jest miejskie, finansowany jest z kieszeni obywateli, choć większość mieszkańców Gdańska nawet nie zdaje sobie sprawy, że płaci za propagandę, która następnie jest im serwowana… Ot R1; taki paradoks…

Kariera jak w PRL

Ciekawostką niech będzie fakt, że pan Adamowicz, reklamujący się jako zapiekły i odważny antykomunista, walczący swego czasu z poprzednim ustrojem a dziś z obecną władzą w obronie rzekomo zagrożonej demokracji, jako prawdopodobnie jedyny w historii wolnej Polski, w roku 1990 został prorektorem Uniwersytetu Gdańskiego, nie mając żadnego stopnia naukowego (sic!), czyli będąc zaledwie magistrem!!! Tego typu „kariery” owszem, zdarzały się, ale w PRL-u i były symbolem ówczesnej patologii. Przykładem takiej patologii był rektor Politechniki Gdańskiej R1; Janusz Staliński, który został profesorem nie mając nawet doktoratu. Okazuje się jednak, że do „nowej Polski” komunistyczne zwyczaje sprytnie przeniesiono. I zrobił to ktoś, kto jest twarzą miasta – symbolu wolności i walki z poprzednim ustrojem. Czy nie jest to potworny paradoks i chichot historii?

O wadach samorządów terytorialnych można pisać długo, podając aż do znudzenia przykłady patologii, lokalnych układów, sitw i koterii, gdzie proboszcz, wójt, przedsiębiorca i policjant zawłaszczyli całą wioskę czy gminę. W przypadku miast zamiast wójta jest prezydent, zamiast proboszcza R1; arcybiskup, zamiast policjanta – prokurator i sędzia (np. na telefon) i tylko miejsce przedsiębiorcy wciąż pozostaje to samo. Prawdopodobnie trudno jest wskazać samorząd wolny od tego typu aberracji.

Reforma samorządowa nie sprawdziła się – słusznie powiedzieliby obywatele, tak zresztą mówią coraz głośniej. Ale z punktu widzenia jej autorów – sprawdziła się doskonale. To, co przez blisko 20 lat powstało we wszystkich niemalże regionach naszego kraju, jest sytuacją wymarzoną, w której Polska jest prawdziwym oceanem możliwości… robienia przekrętów.

Autor

- dr n. hum., publicysta i komentator. Twórca niezależnych mediów. Autor analiz dotyczących PR, języka polityki i marketingu politycznego.Twitter: @MichalLange

Wyświetlono 2 komentarze
Napisano
  1. Janusz pisze:

    No to walczymy!
    Odzyskać Gdańsk, a także Gdynię.

    Pozdrawiam

    Ps. A o tym rektorowaniu nie wiedziałem.

  2. Starsza pisze:

    Jako obywatelka mogę powiedzieć o swoim życiu i życiu moich rodziców, to nieustająca walka o przetrwanie. A powody były polityczne a artykuł potwierdza że obywatel od lat jest ofiarą polityki i egoistycznych politykierów. Ale czy moźna z nimi walczyć? Słowo stało się nieustającym narzędziem walki a nie komunikacji.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>