Rozwód jest traumatycznym wydarzeniem w życiu człowieka. To „bomba emocjonalna”
Bronisław Waśniewski-Ciechorski w walentynkowej rozmowie z Małgorzatą Ciukszą – adwokatem i psychologiem, o prawnych i psychologicznych mechanizmach rozwodu, trudnych procesach sądowych w sprawach rodzinnych i sytuacji dziecka w epicentrum sporu.
Pani Mecenas, specjalizuje się Pani między innymi w prawie rodzinnym. Mam na myśli konkretnie rozwody i proste pytanie z tym związane: jak to jest się rozwieść?
Panie Redaktorze! Ależ Pan wybrał temat na zbliżające się walentynki… (śmiech). A tak poważnie to, wbrew pozorom, jest to temat doskonały. By utrzymać związek ważne jest bowiem być świadomym pewnych mechanizmów. A jak to jest się rozwieść? Hmmm… nie wiem, nie rozwodziłam się (śmiech). Choć tak naprawdę mogę też odpowiedzieć – choć to mało profesjonalne – że w przeszłości jako adwokatka rozwodziłam się wielokrotnie reprezentując w sądach moich klientów. Sądzę, że większość rozpoczynających własną praktykę zawodową prawników początkowo angażuje się emocjonalnie w prowadzone sprawy. W szczególności prawników, którzy są nadmiernie empatyczni… Dopiero z czasem dochodzi się do racjonalnego wniosku, że to przecież nie mój rozwód a klienta. Nie jest łatwo kontrolować swoje emocje, a ten kto nad nimi panuje posiada największą władzę. Profesjonalni pełnomocnicy powinni (nie lubię tego słowa) podchodzić więc do swoich klientów – i tych rozwodzących się i innych – bez nadmiernych emocji. Racjonalnie, logicznie i z należytym szacunkiem, bez oceniania. Mimo tego uważam jednocześnie, że współodczuwanie i dzięki temu dawanie emocjonalnego wsparcia klientom jest bardzo ważne. Tym bardziej, że często przychodzą oni do kancelarii głównie po to, by się zwyczajnie „wygadać”, a porada prawna jest tylko jednym z ich celów. Na pewno pomocne i wskazane jest, by adwokat czy radca prawny udzielający porad znał psychologiczny mechanizm procesu jakim jest rozwód. A na pewno proces ten nie jest prosty. Tak samo jak nie jest proste pytanie, które mi Pan zadał.
Dobrze. Więc jak wygląda ten mechanizm?
Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że – według badań amerykańskich psychiatrów – rozwód jest drugim, po śmierci współmałżonka, najbardziej traumatycznym wydarzeniem w życiu człowieka. I – proszę uwierzyć – nie wie o tym ten, kto się nie rozwiódł. Dlaczego? Bo rozwód jest swoistą „bombą emocjonalną”. Póki nie wybuchnie w nas, z opowieści innych nie odczujemy jak wielką może być tragedią. Na pewno proces przejścia przez poszczególne etapy rozpadu związku zależy od przyczyn psucia się go. Prawie nigdy przyczyna nie jest jedna choć ludzie lubią przenosić całą winę na partnera i widzieć świat w czarno-białych barwach. Tak jest łatwiej. Jednak zdrada – czyli najczęściej deklarowana przez klientów przyczyna rozwodu – nie bierze się znikąd. Nauka psychologii zakłada, że wszystkie ludzkie zachowania mają swoją przyczynę i skutek. Zdrada zazwyczaj jest skutkiem, a nie przyczyną rozpadu związku. Przyczyna z kolei zwykle tkwi w naszych własnych nierozwiązanych problemach, które mają wpływ na relacje pomiędzy małżonkami.
Wracając do etapów rozpadu to w pierwszej fazie zaprzeczamy pojawiającym się myślom o nadchodzącym rozstaniu. Czyli – mówiąc metaforycznie – siedzimy na tej tykającej, emocjonalnej bombie. Oczywiście wszystko zależy, gdzie umiejscawiamy przyczynę rozpadu związku oraz od roli w którą wchodzimy – ofiary bądź sprawcy. Jeśli to my mamy zostać opuszczeni to często podświadomie blokujemy działania partnera. W tym celu używamy argumentów rodziny – najczęściej dobra dziecka, oraz stosujemy mechanizm przypominania małżonkowi wspaniałych chwil przebytych razem. Gdy jesteśmy sprawcą często szukamy przyczyn zdrady w „charakterze” małżonka. Tu pojawiają się wypowiedzi w stylu „bo ona zawsze chciała żyć jak królowa…”, „bo on nigdy nie zwracał uwagi na moje potrzeby…”, „bo ona jest z rodziny alkoholowej i ma DDA (DDA – syndrom dorosłego dziecka alkoholika – przyp. red.)”, „bo on zawsze był dyssocjalny, po matce”. Nie ma zawsze, nie ma nigdy. Raz jest tak, a raz inaczej. Ważne, by zachować równowagę.
W drugim etapie bomba wybucha. Czujemy w stosunku do partnera negatywne emocje takie jak gniew, pogarda, smutek, złość czy lęk przed samotną przyszłością. Małżonkowie zauważają, że sami robić pewnych rzeczy nie potrafią bo zawsze ten drugi robił to za nich. Chodzi o proste rzeczy – płacenie rachunków, robienie zdjęć aparatem cyfrowym, rezerwację biletu czy – o zgrozo – zarabianie pieniędzy. Często dopiero wtedy zdajemy sobie sprawę jak bardzo byliśmy zależni od drugiej strony. W konsekwencji nadmiaru negatywnych emocji w tej fazie pojawiają się kłótnie. Ważne jest, by wówczas małżonkowie nie szukali sojuszników wśród własnych dzieci, zwłaszcza powołując ich na świadków w procesie. Często również „emocjonalna bomba” sprawia, że w tej fazie poszukujemy wrażeń dawno bądź nigdy wcześniej nie odczuwanych. Innymi słowy „używamy życia” szukając nowych bodźców – zwłaszcza nowości „łóżkowych”, których od dawna już nie czuliśmy.
Po „fazie bombowej” pojawia się faza zwana żałobą. Związek dwóch osób czyli „my” bowiem umiera. Dla jednych faza ta trwa rok, dla innych pięć lat a jeszcze inni potrzebują całego życia, by pogodzić się z rozpadem małżeństwa. Tu zwłaszcza potrzebujemy spokoju, wyciszenia. W tym czasie ważne jest również wsparcie przyjaciół, a często też pomocy specjalisty, by w całym tym smutku nie wpaść w depresję a w konsekwencji w nałogi – często alkoholizm.
Ostatnia, czwarta faza to faza akceptacji. Prędzej czy później ona przychodzi. To czas, by pogodzić się z losem i przyjąć odpowiedzialność za rozstanie. Często dopiero na tym etapie uświadamiamy sobie, że małżonek miał trochę racji mówiąc, że „mamy charakter po matce”… (śmiech). Wewnętrzny krytyk zaczyna dochodzić do głosu sprawiając, że zauważamy iż wina leży też (choć trochę) w nas.
Opisane fazy są powtarzalne, charakterystyczne dla większości rozpadających się związków. Nie wszyscy przechodzą przez wszystkie fazy sprawnie. Są tacy, którzy zatrzymują się na lata na trzeciej i ani rusz (śmiech). Osobiście, zwykle najwcześniej w trzeciej fazie polecam składać pozew do sądu.
Warto przypomnieć, że nikt z nas w takich sytuacjach nie jest wyjątkowy. Przejście przez etapy rozwodu jest nieuchronne. Możemy jedynie – stosując mechanizmy obronne – nie być świadomi, że jesteśmy w danej fazie. Dopiero czas i wiedza zdobyta poprzez to smutne doświadczenie, pozwala nam uświadomić sobie co się zadziało i dlaczego. Moim zdaniem ważne jest, by przejść przez te wszystkie fazy od początku do końca samemu. W sensie takim, że dobrze jest nie wchodzić w tym czasie w nowe związki, choć to kusi, bo daje poczucie stabilizacji. Jeśli nie zakończyliśmy małżeństwa w naszej głowie to sądowy rozwód zbytnio nam nie pomoże. Nasz nowy partner może cierpieć przez nasze egoistyczne zachowania. Ranimy go skupiając się na zakończeniu małżeństwa – czyli na tym czego już nie chcemy, zamiast skupić się na tym czego chcemy – czyli na budowaniu nowego. Ważne jest, by naszym zachowaniem nie krzywdzić innych a na pewno, by tak się nie stało trzeba najpierw uporządkować własne emocje. Budowanie nowego związku na starym często wprowadza – w sensie psychicznym – do tego nowego związku osobę trzecią – byłą małżonkę czy byłego małżonka, i to często na stałe. W konsekwencji nowym związkom towarzyszy ciągła zazdrość o byłego partnera czy udawanie, że dzieci byłej żony nie istnieją.
Co ważne, opisane etapy dotyczą każdego długotrwałego związku opartego na prawdziwej miłości a nie tylko tego sformalizowanego czyli małżeństwa. Nie zrozumie tego ten, kto choć raz w życiu na poważnie się nie rozstał z osobą, którą szczerze kochał… Ostatnio mój klient po rozprawie rozwodowej dziękując mi za to, że udało się porozumieć z byłą współmałżonką powiedział, że gdyby w szkołach obowiązkowo uczyli podstaw psychologii, ludzie rzadziej by się rozwodzili. Całkowicie się z tym zgadzam.
Pani Mecenas, psychologiczne etapy już znamy. Ale co na to prawo? W jaki sposób możemy się rozwieść?
Mamy trzy możliwości: rozwód bez orzekania o winie, rozwód z winy jednego małżonka bądź rozwód z winy obojga. Jeśli chodzi o dalsze konsekwencje każdej z możliwości to – krótko mówiąc – pierwsza oznacza możliwie pokojowe zakończenie związku, a dwie następne to najczęściej walka. Małżonkowie często nawet i woleliby zakończyć związek w sposób pokojowy, nie wyciągając na rozprawie tzw. „brudów”, jednak konsekwencje pewnych przepisów prawa często ich od tego odsuwają. Z przepisów wynika bowiem, mówiąc w skrócie, że w zależności od rozkładu winy i pod pewnymi warunkami można żądać od byłego małżonka alimentów na swoją rzecz. Myślę, że to stanowi częstą przyczynę walki małżonków w sądach. Obok potrzeby zemsty, która pojawia się w drugiej, opisanej wyżej fazie rozpadu związku, a w której to niestety strony częstokroć składają pozwy rozwodowe oraz sytuacji podburzania do rozwodu z orzekaniem o winie ze strony bliskich lub – o zgrozo – pełnomocników, pieniądze zdają się być najczęstszą przyczyną sporów sądowych.
A jak wygląda rozwód w punktu widzenia prawa? Jak sędziowie podchodzą do rozwodzących się małżonków? Czy małżeństwo jest kontraktem?
W przeciwieństwie do psychologii, z punktu widzenia prawa rozwód i małżeństwo to proste sprawy – zamykają się w kilku przepisach. Małżeństwo to kontrakt specjalny, mocą którego małżonkowie tworzą chronioną przez państwo jednostkę społeczną czyli rodzinę. Nie można go zerwać tylko poprzez podpisy złożone na umowie. Trzeba iść do sądu. Rozwód z kolei to zupełny i trwały rozkład pożycia. Sąd w trakcie rozprawy bada, czy doszło do rozkładu tego pożycia na gruncie trzech więzi – emocjonalnej, fizycznej i gospodarczej, czy rozkład jest nieodwracalny i ewentualnie z czyjej winy. Jeśli ze związku są małoletnie dzieci, sąd dodatkowo bada, czy rozwód nie zagraża ich dobru, a jeśli nie to w wyroku orzeka o władzy rodzicielskiej, kontaktach i alimentach. Ewentualnie również o sposobie korzystania ze wspólnie zajmowanego mieszkania. To co do zasady wszystko. A na pytanie jak sędziowie podchodzą do rozwodzących się małżonków odpowiem, że różnie. Też zależy, czy małżonkowie chcą się rozwieść bez orzekania o winie czyli – z punktu widzenia sądu – bezproblemowo, czy też chcą walczyć. Zawsze lepiej dla sądu jest, gdy sprawa zostanie zakończona na jednej rozprawie czyli na zgodny wniosek stron bez orzekania o winie. W takich wypadkach jedni sędziowie, ci bardziej tradycyjni, są bardziej restrykcyjni i mimo porozumienia małżonków dociekają dlaczego doszło do rozkładu pożycia. Inni – a tych z mojego doświadczenia wynika, że jest więcej – szanują wolę stron nieopowiadania w szczegółach o przyczynach rozpadu i wystarczy im zwykła „niezgodność charakterów”, którą wpisuje się w pozwach. Poza tym sędziowie są niezawiśli, a sądy niezależne. Choć – moim zdaniem – „zimne” spojrzenie sędziów na rozwodzących się małżonków też nie jest dobre. Zdarza się bowiem, że przez rutynę sędziowie zapominają jak bardzo rozprawa rozwodowa jest stresująca dla stron.
Chcę dodać jeszcze, że moi klienci często myślą, że poprzez rozwód zakończą związek raz na zawsze a później będą mieli „święty spokój”. Rzeczywistość porozwodowa jest jednak inna. Trauma wynikająca z uświadomienia sobie tego, co się naprawdę wydarzyło, może trwać latami. Z badań wynika, że ponowne związki udają się lepiej. W tych pierwszych teoretycznie wiemy czego – a raczej kogo konkretnie z imienia i nazwiska – chcemy. A z kolei w drugich wiemy, czego nie chcemy – narzekania, czepialstwa, wypominania, kłótliwości, wywyższania się, kompleksów i wszystkich innych „emocjonalnych trucizn” z tym związanych. I nie chodzi o to, że konkretny „ktoś” z imienia i nazwiska, nasz były małżonek, jest i będzie zawsze narzekał, zawsze wypominał czy zawsze się czepiał. Proszę uwierzyć, że ten były małżonek też jest w stanie uczyć się na błędach. A w nowym związku, dla nowego partnera – dzięki tym nauczkom – wcale taki zły nie będzie. Pamiętajmy, że związek to w końcu świadoma praca. Jeżeli wiemy jaki nasz ma być to musimy nad nim pracować, by był właśnie taki jaki chcemy.
A co z dziećmi?
Właśnie. Jeśli są dzieci to one dość często najbardziej na tym wszystkim cierpią. Bywa, że rodzice przez swoje zaślepienie i chęć walki lub zemsty nieświadomie wikłają dzieci w swój konflikt. Proszę spróbować wejść w rolę dziecka. Mama mówi złe rzeczy na tatę, tata mówi złe rzeczy na mamę, a dziecko kocha przecież ich oboje… Jak ma się czuć? Jest wewnętrznie rozerwane, co powoduje szereg negatywnych konsekwencji dla jego rozwoju psychicznego. Pojawia się tzw. konflikt lojalności. Dziecko nie wie, po której stronie ma się opowiedzieć, kogo bardziej kochać, kogo wspierać. Oczywiście reakcja dziecka zależy od jego wieku, jednak zawsze jest to mniejsza lub większa trauma. Rodzice muszą być bardzo świadomi, muszą kontrolować to co robią i to, co mówią przy dziecku o drugim rodzicu, by nie wciągnąć go czasem w swoje manipulacyjne gry. Najgorzej jest, gdy rodzice chcą powoływać na świadków własne dzieci. Z doświadczenia zawodowego wiem, że takie pomysły się pojawiają, ale na szczęście – przynajmniej moi klienci – na ten krok się nie decydują. Co ważne, nawet sam ustawodawca zezwala na to tylko w ograniczonym stopniu, bowiem z przepisów wynika, że dzieci rozwodzących się małżonków, które nie ukończyły lat siedemnastu, nie mogą być w ogóle przesłuchiwani w charakterze świadków. Poza tym niezwykle ważne jest być świadomym swoich emocji podczas rozstania i nie zabraniać sobie przeżywania ich. Te negatywne emocje rozlewają się na wszelkie dziedziny życia. O ile pracę możemy zmienić to mając dziecko, roli rodzica nie zmienimy nawet przez ucieczkę. Rodzicem stajemy się na zawsze. Należy więc uważać, gdy w czasie rozstania pod opieką ma się dziecko, które chcąc nie chcąc jest permanentnym życiowym świadkiem rozwodu. Dla zdrowia psychicznego dzieci absolutnie odradzam, by stawały się one również świadkami w sądzie.
Pani Mecenas, ostatnie pytanie: dlaczego Pani zdaniem tak się dzieje, że ludzie się rozwodzą i jakie są tego konsekwencje?
Najnowsze statystyki mówią, że w Polsce 35% małżeństw się rozwodzi. Oczywiście znacznie wyższy odsetek rozwodzących się jest wśród małżeństw z bardzo krótkim stażem, do trzech lat. Starsze pokolenia, z dłuższym stażem rozwodzą się znacznie rzadziej. To są statystyki mówiące o faktach. Za to kwestii przyczyn rozwodów nie da się zamknąć w liczbach. Przyczyny są bowiem nierzadko bardzo skomplikowane i zależne od czynników sytuacyjnych. Według psychologów można oczywiście wyróżnić pewne prawidłowości. I tak, przykładowo: proszę zauważyć, że w przypadku młodych małżonków, z krótkim stażem, którzy wcześniej długo mieszkali razem, małżeństwo praktycznie niczego nie zmienia prócz – moim zdaniem najważniejszego – psychiki. Często wprowadza swoiste „więzienie psychiczne” bowiem ogranicza wybór. Gdy ludzie żyją ze sobą w nieformalnym związku, czują się wolni, wiedzą że są razem, bo chcą. Małżeństwo, często będące wynikiem nacisków kulturowych i rodzinnych, ogranicza tę wolność i sprawia, że ludzie chcą uciec od tej „więziennej klatki”. Dlatego szybko się rozwodzą.
Z kolei starsi małżonkowie, z dłuższym stażem, przez świat w którym żyjemy, a który na nas wpływa, pełen nowych bodźców, możliwości i różnorodności, czują podświadomie potrzebę zmian. Zauważają, że od dawna wcale nie kochają człowieka, z którym spędzili ponad trzydzieści lat i z którym są tylko z obowiązku, a chcą teraz spełnić samemu własne marzenia czy zrealizować wyparte w związku potrzeby. Można to oceniać jako brak dojrzałości, egoizm, albo zwykłe wariactwo bo niby jak już się powie „tak” przed ołtarzem w wieku dwudziestu lat to ma to być na zawsze… Może na zawsze, może nie na zawsze. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości. Ważna jest dobra wola, szacunek dla drugiej strony, dojrzałość i staranie się o utrzymanie związku, bo związek to odpowiedzialność za drugą osobę. Jednak, gdy nie ma miłości to związek jest pusty. Pamiętajmy, że wszyscy rozwodzący się ludzie mają swoje racje i – o ile zbyt nie krzywdzą innych i siebie wzajemnie – dajmy im prawo robić co chcą i ponosić tego konsekwencje. Nie oceniajmy ich wyborów. Żyjmy i dajmy żyć innym.
Myślę również, że przejście przez proces jakim jest rozwód uwrażliwia nas. Z czasem stajemy się bardziej empatyczni, wyrozumiali i odpowiedzialni za siebie i za drugiego człowieka. To zdecydowanie plus. Zresztą, jak na wszystko, i na rozwód można spojrzeć przez pryzmat dobrych stron. Proszę spojrzeć ile nowych możliwości paradoksalnie daje taka sytuacja. Miałam kiedyś klientkę, która dzięki rozwodowi, zmieniła się o 180 stopni. Zaczęła spełniać swoje marzenia – w końcu skończyła wymarzone studia, rozpoczęła pracę zawodową, zaczęła dbać o siebie, malować, biegać i wspierać inne kobiety w trudnych sytuacjach. Krótko mówiąc z uwięzionej „Matki Polki” czy – jak o sobie mówiła – „kury domowej” (choć ja bym ją bardziej nazwała „menadżerką ogniska domowego”), stała się wolną, świadomą kobietą. Wszystko to oczywiście nie było łatwe i nie udało się z dnia na dzień. Były trudności wynikające m.in. z jej wieku, ale dopięła swego. Jest szczęśliwa. Na jej przykładzie widać, że rozstanie – jak wszystko w świecie – może mieć swoje plusy. Kwestia czasu i spojrzenia z odpowiedniej perspektywy. Rozwód to przecież nie koniec świata… (śmiech).
Dziękuję serdecznie za przystępne wyjaśnienie psychologicznych i prawnych mechanizmów związanych z rozwodem. Tym razem było więcej psychologii niż prawa, ale – tak jak Pani mówi – dla nieempatycznych prawników rozwód powinien być prosty. To tylko kilka przepisów na krzyż.
Właśnie… Przyjemność po mojej stronie. Służę swoją skromną wiedzą i równie skromnym doświadczeniem. Na koniec, a propos rozstań od siebie chcę dodać jeszcze jedno: pamiętajmy, że ludzie – partnerzy czy przyjaciele, którzy mają z nami zostać na zawsze, zostaną. Cała reszta to nasi najlepsi życiowi nauczyciele.
[…] […]