Takich ograniczeń swobód obywatelskich nie było nigdy w historii! | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 3.06.2020

Takich ograniczeń swobód obywatelskich nie było nigdy w historii!

W ramach tego tekstu nie będę opisywał nieudolnych polskich władz, które nie potrafią (nie chcą?) przeprowadzić wyborów prezydenckich. Nie będę nawet pisał o „dziennikarzach, od lat będących jedynie płatnymi pismakami służącymi tej lub innej politycznej ekipie. (Tych nielicznych, którzy na miano dziennikarzy zasługują, przepraszam). Dziś napiszę o zupełnie innych sprawach, które rzutują na stan naszego państwa, na postępowanie jego obywateli.

Od razu powiem, że ten „stan państwa” jest mocno niezadowalający, a postępowaniu obywateli coraz trudniej się dziwić. Na jednym z internetowych portali poznałem historię pana Alojzego. Człowieka schorowanego (rak), starającego się o  przyznanie renty. W dłuższym tekście autor opisuje, jak to się stało, że bohater artykułu, pan Alojzy, przestał być pracownikiem otrzymującym wynagrodzenie, stracił uprawnienia osoby ubezpieczonej, od wielu tygodni oczekuje na przyznanie renty. Historia, jakich dzisiaj, w dobie ogłoszonej „pandemii” (cudzysłów wpisany najzupełniej świadomie), spotkać można zapewne wiele. W moim odczuciu najważniejsze jest ostatnie zdanie wspomnianego artykułu. Pisząc o sytuacji swojego bohatera, autor stwierdza, że pan Alojzy (cytuję dosłownie): Ma obawy, że gdyby ZUS poznał jego dane osobowe, po publikacji tej historii komisja mogłaby z zemsty odmówić mu przyznania renty.”

Przyjmuję, że pan Alojzy jest zupełnie przeciętnym polskim obywatelem. To, że ma obawy, że państwowa komisja podejmie niekorzystną dla niego decyzję nie z powodu stanu faktycznego, ale z uwagi na to, że podał do publicznej wiadomości informacje niepochlebne dla takiej czy innej instytucji świadczy co najmniej o tym, że w świadomości społecznej ta instytucja zżerana jest głęboką patologią.

Mogę przypuszczać (a ze względu na liczbę podobnych postaw – mogę być niemal pewny), że ta patologia nie jest czczym wytworem ludzkiej (w tym wypadku – pana Alojzego) wyobraźni. Trzydzieści lat po rozpoczęciu budowy wolnej, demokratycznej Polski doczekaliśmy sytuacji, gdy obywatel woli nie ujawniać publicznie swego stanowiska.

Może się to podobać lub nie, ale przypomina mi to sytuację, gdy walki z okupantem (mam na myśli głównie AK) z okresu II wojny światowej przez długie lata nie ujawniali swojej przeszłości. W trosce o swoje bezpieczeństwo. Dziś wiemy już, że ta ich ostrożność miała głębokie uzasadnienie.

Kiedy będziemy mogli przekonać się, czy ostrożność pana Alojzego jest konieczna? Myślę, że minie jeszcze sporo lat. Ale jestem też dziwnie spokojny, że to pan Alojzy ma rację. Dzisiejsze polskie państwo i jego organy są wyjątkowo bezwzględne, nieetyczne, żeby nie powiedzieć – nieuczciwe. Władze we wszelkiego typu urzędach za nic mają sprawiedliwość, za nic mają prawo. Obywatel dla władz (szeroko rozumianych) jest tylko złem koniecznym.

Niewielu jest przedstawicieli sfery „rządzącej”, którzy rozumieją, że ich obowiązkiem jest służyć społeczeństwu, z którego podatków są utrzymywani. A co mamy po trzydziestu latach „wolnej Polski”? Policjantów składających fałszywe zeznania w sądach, sądy, które te fałszywe zeznania przyjmują za dobrą monetę, rozbudowane do granic możliwości (a nawet ponad wszelkie granice) procedury, które znakomicie uniemożliwiają społeczeństwu korzystanie z jego praw (Ot, choćby próba dostania się do lekarza. O ile pamiętam, to m. in. p. Ewa Kopacz, najpierw jako minister, potem jako premier, zadbała o to, by skrócić kolejki do lekarza, rozwijając umiejętnie kolejne wymogi, jakie potencjalny pacjent wypełnić przed takim spotkaniem musi spełnić).

Mamy także specustawy, które, oczywiście dla dobra wspólnego, pozbawiają ludzi ich podstawowych, a w cywilizowanym świecie – elementarnych praw (na przykład prawa do zachowania swojej własności bądź godziwej rekompensaty za taką, gdy prawa zachować nie można w żaden rozsądny sposób).

Teraz (mam na myśli ostatnich kilka miesięcy) władza poszła jeszcze dalej. Nie dość, że nie potrafiła (nie chciała) przeprowadzić wyborów Prezydenta Rzeczpospolitej, to jeszcze, pod „osłoną” czegoś, co określiła pandemią, zakazała ludziom swobodnego przemieszczania się, wchodzenia do lasu, ba, sprawowania kultu religijnego. Tak daleko nie posunęli się władcy Rzeczpospolitej w czasach, gdy ta nazywała się Polską Rzeczpospolitą Ludową, okupanci, zaborcy.

Tak daleko posuniętych ograniczeń swobód obywatelskich prawdopodobnie nie było w historii ludzkości. O tym, że niektóre z tych ograniczeń były idiotyczne, a niekiedy dla ludzi wręcz szkodliwe, wie każdy średnio rozgarnięty absolwent „komunistycznego” liceum.

Do pełni obrazu dzisiejszej Rzeczpospolitej dodać można pojawiające się jak grzyby po deszczu informacje o kolejnych aferach, z którymi w taki czy inny sposób związani są „ludzie władzy”. Okazuje się, że ci prawi i sprawiedliwi niekoniecznie tacy są.

Wiele wskazuje na to, że po raz kolejny nasz polski dom wymaga gruntownego remontu. Czy znajdzie się ekipa, która go przeprowadzi?

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.



Moto Replika