O tym, że Donald Tusk od dawna przygotowuje sobie posadę w Unii Europejskiej – mówię głośno co najmniej od kilku lat. Ta teoria powoli staje się coraz bardziej prawdopodobna. Stanowisko w UE będzie jednak naprawdę dużo kosztowało.

Realizatorem marzeń Tuska o pracy w UE ma być przede wszystkim minister finansów – Jacek Rostowski, którego zadaniem jest legitymowanie się przed Unią jak najlepszymi wynikami finansowymi – na papierze oczywiście, bo to unijnym komisarzom wystarczy. Stąd wyjątkowa dbałość o wysoki rating Polski, stąd podnoszone podatki, oszczędności m.in. w NFZ, no i oczywiście podniesiony wiek emerytalny, tworzący wyjątkowo optymistyczną, długoterminową prognozę finansową.

Mniej przychylne teorie mówią, że Tusk dla przyszłej kariery poświęcił m.in. polskie stocznie – doprowadzając je do zamknięcia, dzięki czemu niemieckie mają się doskonale, bo naturalna i bardzo silna do tej pory polska konkurencja już nie istnieje. Niemcy, jak wiemy, mają w UE bardzo dużo do powiedzenia i ich poparcie przy ewentualnym rozdzielaniu stanowisk, także dla Polaka, może być kluczowe.

Donald Tusk niedawno, bardzo intensywnie, zaczął uczyć się języka angielskiego. Także i w tym przypadku odzywają się mało przychylne głosy, stwierdzające, że nie robiłby nic bez konkretnej przyczyny. A już na pewno nie pracowałby nad doskonaleniem języka angielskiego.

Tak czy inaczej, wizerunek Donalda Tuska kreowanego na polskiego męża stanu, w oczach wpływowych ludzi z UE jest obecnie wciąż aktualny. „To człowiek, na którego Europa może liczyć” – jakkolwiek to hasło można rozumieć.

Czy za kilka lat obejmie on ważną funkcję w UE? To bardzo prawdopodobne. Jeśli tak się stanie, może to być najdroższe stanowisko w historii. W dodatku płacić będą za nie wszyscy Polacy. I to przez bardzo wiele lat.