Tylko tak można się przeciwstawić muzułmańskiej inwazji
Niedawno w dalekiej Hawanie doszło do historycznego spotkania papieża Kościoła Rzymskokatolickiego z patriarchą rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.
Spotkanie, mimo że pierwsze od niemal tysiąca lat, w naszych mediach przeszło niemal niezauważone. A szkoda!
W mojej ocenie nie jest w tej chwili istotne, co zawierał wspólny komunikat zwierzchników obu kościołów. Wiadomo, że było to arcydzieło sztuki dyplomatycznej, mówiące o wszystkich największych nieszczęściach gnębiących ludzkość i o potrzebie wspólnego ich przezwyciężania w duchu wzajemnego zrozumienia i poszanowania.
O wiele ważniejsze jest, dlaczego do tego spotkania doszło. O tym, że przygotowania do tej wiekopomnej chwili trwały nie tydzień i nie miesiąc, a nawet nie rok, chyba pisać nie muszę.
Myślę, że jednym z głównych powodów, który przyczynił się do spotkania jest narastający konflikt w rejonie Bliskiego Wschodu i niestabilna sytuacja na północy Afryki. Wspomniany konflikt może w krótkim czasie przekształcić się w krwawą wojnę religijną muzułmanów z chrześcijanami. Wojna taka może całkowicie wymknąć się spod kontroli, doprowadzić do przelewu krwi na skalę niespotykaną w historii ludzkość.
Od czasu II wojny światowej stworzone przez ludzi możliwości zabijania wzrosły tak znacząco, że w razie konfliktu o podłożu religijnym, który chcąc nie chcąc wzbudza niezwykłe wręcz emocje, przetrwanie ludzkości może stać się mocno problematyczne. Zdają sobie z tego sprawę przywódcy obu zwaśnionych kościołów chrześcijańskich, zdają także najważniejsi przywódcy polityczni współczesnego świata. Myślę, że oni także przyczynili się w pewnym stopniu do spotkania.
Wprawdzie ani papież Franciszek, ani patriarcha Cyryl – nie dysponują zbrojnymi dywizjami. Ale dzierżą w swoich rękach, może już nie tak mocno jak niegdyś, rząd dusz. I ma to olbrzymie znaczenie dla prezydenta Putina w Rosji, dla prezydenta Obamy w Stanach Zjednoczonych i dla większości politycznych przywódców Europy Zachodniej.
Myślę, że wszyscy doszli do zgodnego wniosku, że Europa raczej szybko w pełni zjednoczona (militarnie, społecznie, mentalnie) nie będzie. A tylko taka może przeciwstawić się muzułmańskiej inwazji, która najwyraźniej już się rozpoczęła. Brak tylko jeszcze tak zwanych „zielonych ludzików”. Ale to może tylko kwestia czasu.
Wydaje się, że wymienieni przywódcy polityczni, mając na względzie głównie interesy własnych krajów, uzmysłowili sobie, że jedną z metod zapewnienia bezpieczeństwa Europy jest tylko jej w miarę duża zgodność (spójność) religijna. Ta idea nie była obca także dyplomatom obu zwaśnionych kościołów. I to był najpoważniejszy powód, który do spotkania obu hierarchów kościelnych doprowadził. I „dzięki Bogu”.