Wygramy czy nie? Rozważania nad losem RP w momencie przełomu (cz. I) | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 5.04.2019

Wygramy czy nie? Rozważania nad losem RP w momencie przełomu (cz. I)

„Świat znalazł się na krawędzi zmian, które ukształtują nowy porządek XXI wieku. Dynamika globalnych zmian wymusi na nas konieczność zrozumienia na nowo znaczenia przestrzeni, w której żyjemy – obszarów położonych w sąsiedztwie, jak i tych pozornie dalekich, które wpływają na sukces lub porażkę Rzeczpospolitej”. [Dr Jacek Bartosiak, Dyrektor Programu Gier Wojennych i Symulacji Fundacji Pułaskiego w Warszawie, Senior Fellow w The Potomac Fundation w Waszyngtonie, ” Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”. (Prawie 900 stron w dużym formacie i ok. 1,5 kg)]

Mikołaj Kopernik (fot. Wikipedia)

W młodzieńczej durnocie pragnąłem, by przed moim nazwiskiem pojawiły się te dwie literki pokazujące wspięcie się na wyższy stopień intelektualnego porządku świata. To oczywiście „dr“.

Nawet jako smarkacz po studiach podjąłem pracę na Politechnice, by jak najszybciej zrealizować ten zamiar i już, już, był ambitny temat pracy doktorskiej, ale… życie potoczyło się innym torem.

Dobra – pomyślałem sobie – rób to, co musisz, a doktorat zrobisz sobie później. Powiedzmy – na emeryturze. Tylko gdy już przekroczyłem pięćdziesiątkę, po drodze uzyskując kilkadziesiąt dyplomów i certyfikatów, dodam – bo to istotne – międzynarodowych, tyle, że gdybym wzorem gabinetów ważnych ludzi, adwokatów, doktorów, czy prezesów chciał te dumne potwierdzenia zdobytej wiedzy oprawić w ramki i powiesić na honorowym miejscu za biurkiem, to ścian by nie starczyło. Nie lubię demonstrowania dumy, bo ciężko jest zauważyć granicę, za którą zaczyna się próżność.

Mam więc na skrawkach pustych ścian w moim „biurze”, które właściwie jest repliką marynarskiej kajuty (za wyjątkiem balkonowych drzwi i tarasu za nimi), słynną grafikę Rogiera Mekela „The Ship” – parodię pracy na morzu i nostalgiczne „Southern Trees” Richarda Barreta, tanią kopię z Ikea . Tylko cudowna ikona z góry Athos jest bardzo prawdziwa.

Po tejże pięćdziesiątce odkryłem, że tytuł doktora przestał mieć dla mnie szczególne znaczenie, chociaż rozważałem osiągnięcie go, czy to z automatyki, czy kognitywistyki, natomiast zacząłem być świadom, że w XX i XXI wieku prawdziwą nobilitację daje tytuł inżyniera.

Jakikolwiek naukowiec, myśliciel, bogacz, przywódca narodu, czy generał jest niczym, jeżeli nie ma wsparcia profesjonalnych inżynierów. Nikt myślący nie ma wątpliwości, że to oni dzisiaj decydują o wizerunku całego świata i jakości życia każdego człowieka.

Co by nie twierdziła ogromna rzesza ludzi nie związanych bezpośrednio z nauką i techniką, tych, zwanych popularnie humanistami, jak też ludzi, było nie było, większości ludzkości, wykonujących podstawowe prace, nasz świat, nasze otoczenie gwałtownie zmienia się właśnie w skutek ogromnego postępu technologicznego. To, co jeszcze wczoraj było domeną science-fiction, dzisiaj jest pospolitą, więcej, rzeczywistością w której bez najnowszych, bardzo przecież młodziutkich technologii nie potrafimy już żyć. Wymienię tylko laptop, smartfon i podskórny rozrusznik serca.

Szczęśliwy byłem i jestem z moich inżynierskich osiągnięć, choć nutka nostalgii za rodzinnie tradycyjnym zawodem lekarza ciągle potrafi ukłuć.

Większość zawodowego życia robiłem dokładnie to samo co doktorzy medycyny – diagnoza i leczenie. Tylko oni za obiekt działań mieli żywego człowieka, a ja diagnozowałem skomplikowane urządzenia i systemy, by wykryć uszkodzenie (chorobę), a potem naprawiałem (leczyłem) tak, by przywrócić pełną sprawność (pacjenta). To także daje ogromną satysfakcję, nawet gdy jesteś ambitnym człowiekiem, bo zdobywane doświadczenie i towarzyszące temu przemyślenia wznoszą ciebie na coraz wyższe szczeble wiedzy i fachowości.

Jednakże to było dla mnie ciągle mało. Praktycznie do końca ubiegłego wieku nie było ogólnodostępnych przenośnych komputerów, a co więcej, nie było mających dzisiaj ogromny wpływ na nasze życie telefonów komórkowych i ich obecnej wersji – smartfonów z dotykowym ekranem. Przypomnę, że dopiero w 1983 weszły na rynek pierwsze „komórki” Motoroli wielkości cegłówki i około kilograma wagi.

Tak więc, ciekawy świata i wiedzy, w ciągłych podróżach i długich chwilach odpoczynku, gdy przemierzałem Ocean Indyjski i Atlantyk w podróży z Singapuru, dookoła Afryki do Europy, chłonąłem słowo pisane: książki – literaturę, podręczniki, naukowe i filozoficzne dzieła, i oczywiście instrukcje i techniczne opracowania i dokumenty.

Dość szybko pojąłem, że jeśli tylko jesteś dostatecznie ciekawy, masz szczere chęci i mózg twój jest w stanie wchłonąć, zapamiętać, a potem przetworzyć gromadzoną wiedzę i spostrzeżenia, to nie powinieneś się zamykać wyłącznie w żadnej wąskiej dziedzinie. Nawet, gdyby ci to gwarantowało Nobla w przyszłości. To drastyczne zubożenie naszego, niestety krótkiego życia.

By zostać człowiekiem spełnionym, ze spokojem i satysfakcją na starość, trzeba posmakować wszystkiego. W każdej dziedzinie życia. Inaczej nie osiągnie się pełnego obrazu rzeczywistości. Oczywiście subiektywnego przybliżenia tego obrazu.

Przyznam bez fałszywej skromności, że ideą ogarniania jak największych obszarów ludzkiej egzystencji, natchnęło mnie studiowanie życia i działalności geniusza; Włoch bez nazwiska: architekt, filozof, muzyk, pisarz, odkrywca, matematyk, mechanik, anatom, wynalazca, geolog, rzeźbiarz – Leonardo da Vinci (bez nazwiska, bo da Vinci znaczy – pochodzący z Vinci) był dla mnie niedoścignionym wzorem w temacie .

W swoich studiach wkrótce odkryłem doznając wzmożenia dumy narodowej, że właściwie w tej samej epoce mieliśmy własnego, uniwersalnego geniusza, jakim był o 21 młodszy od da Vinci, Mikołaj Kopernik. Oczywiście miejsce w światowym panteonie tych, co tworzyli prawdziwy obraz świata, dało mu to: – „Wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię, polskie go wydało plemię” – czyli prawdziwą heliocentryczną wizję Wszechświata. Dużo natomiast się nie mówi, że był renesansowym polihistorem, poza astronomią zajmował się również matematyką, prawem, ekonomią, strategią wojskową, był także lekarzem oraz tłumaczem.

[Polihistor lub polimat – osoba posiadająca rozległą wiedzę z wielu różnych dziedzin, encyklopedysta]

Mało kto zapewne wie, że to dzięki Kopernikowi cały świat smaruje chleb masłem (dzisiaj też margaryną).

Idąc dalej w poszukiwaniu wzorców wszechstronności nabywania wiedzy (tutaj pominę wielu), nie mogłem nie natrafić na trzynastowiecznego, angielskiego filozofa, teologa, fizyka i matematyka, Rogera Bacona, a to z kolei skierowało moje oczy na założone w Anglii w 1734 Society of Dilettanti, ekskluzywne stowarzyszenie szlachetnie urodzonych i myślicieli (bo tylko oni mieli dosyć czasu i pieniędzy), których właśnie celem była jakże mi miła idea zdobywania wiedzy na każdym polu i w każdej dziedzinie.

Tu mała dygresja: – w mowie powszechnej określenie „dyletant” ma znaczenie pejoratywne i wskazuje człowieka, który ma wyłącznie wiedzę powierzchowną, byle jaką i nie może być wiarygodny. Powszechnie jest to antonim do określenia profesjonalista.

Tymczasem wówczas jak tworzono w XVIII wieku Society of Dilettanti, ważniejsze znaczenie, cokolwiek ekskluzywne, miało włoskie słowo dilettani, którego synonimy to cultore, amatore, appassionato . Chyba jasne – może tylko dodam, że cultore, to po włosku kochanek. A patrząc głębiej, to z kolei pochodzi od innego słowa – dilettare – rozkosz. I ja to właśnie lubię. Nie znaczenia pospolite i oklepane w dzisiejszych czasach, tylko znaczenia prawdziwe – pierwotne.
Dobrze więc – jak ustaliliśmy po badaniach, to co ja widzę w nazwie dyletant, tej pierwotnej, historycznej, to pasjonat (appasionato). I chyba jest to trafniejsze i uczciwsze określenie, niż człowiek renesansu, albo to dziwne – polihistor.

Próbowałem z polską reinkarnacją Klubu Dyletanta w internecie i uczestnicy nawet przez pewien czas dobrze się bawili i autentycznie wiele mądrości tam umieszczono, tylko … jak sam czegoś nie zbudujesz i dopilnujesz i musisz polegać na innych, lub korzystać z gościny, to prędzej, czy później projekt się zawali. Takie czasy – wszyscy stali się bardzo merkantylni i gdy nie ma 1000% zysku, to odpuszczają.

Z nowożytnych myślicieli – dyletantów bardzo interesowali mnie Winston Churchill oraz Friedrich Hayek, któremu zawdzięczam fascynację i ustawiczne drążenie chyba najmłodszej dziedziny nauki o człowieku – kognitywistyki

[kognitywistyka – nowa interdyscyplinarna gałąź nauki zajmująca się umysłem człowieka, łącząca w sobie neurologię, medycynę, psychologię, nauki komputerowe oraz dodatkowo – filozofię].

Mądrość … ustawiczne marzenie

Mądrości się nie ma od razu – mądrość się buduje przez lata. I samo to nie przyjdzie, jak spryt, błyskotliwość, czy inteligencja – cechy wrodzone. Lecz niestety można być inteligentnym głupkiem. Albo sprytnym głupkiem. Tych ostatnich pełno jest w polityce.

Mądrość pomaga bardzo w pogoni za najważniejszym celem życia – za szczęściem. Jakżesz być człowiekiem mądrymi zarazem nieszczęśliwym?

Zrozumiałe, że różne koleje losu, na które mamy raczej mały wpływ, to fatum – nieodwołalna wola rzymskich bogów, może nam ukraść sporo szczęścia. Jednakże mądrość powoli nam to odbudować i przywrócić równowagę. Bardzo ważny zawsze jest jeszcze jeden element tworzący podstawową triadę: to wolność.

Lecz to już są rozważania na inną chwilę. Może później…

CDN

Autor

- publicysta. Z zawodu inżynier elektronik pracujący od 30 lat za granicą na morzu. Konserwatysta.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika