Zdunek Wybrzeże Gdańsk – Orzeł Łódź 44:45 – skończyły się prezenty i wróciła proza życia
Negatywna passa trwa. To druga porażka z rzędu gdańskich żużlowców i pierwsza na własnym torze. Gdańscy żużlowcy zawiedli swoją postawą wiernych kibiców.
Do 8 – go biegu praktycznie nie podjęli walki. Solidny ale nie górnolotny rywal z Łodzi obnażył wiele braków drużyny znad Motławy. Szczególnie martwi bardzo słaba dyspozycja Rasmusa Jensena oraz ponowny słaby występ Krystiana Pieszczka. Kapitan drużyny nie może się stale tłumaczyć różnymi problemami.
To już połowa sezonu zasadniczego. Symptomatycznym sygnałem był bieg 10-y, w którym doświadczony wychowanek Wybrzeża będąc na 2-ej pozycji dał się objechać w dziecinny sposób po zewnętrznej. Takie biegi rozgrywało się jadąc parą i dowoziło 5-1. Przecież można strategicznie pojechać z partnerem klubowym. Proponuję zgłosić się po poradę do Mirka Berlińskiego. On był mistrzem w tej dziedzinie.
Przemilczę jazdę juniorów. Nasuwa się smutna refleksja, że obecni wychowankowie odstają poziomem od swoich rówieśników z innych klubów. Łza się w oku kręci jak wspomina się takie talenty jak Mirosław Berliński, Jarosław Olszewski, Grzegorz Dzikowski, Andrzej Marynowski, Dariusz Stenka i wielu innych. W latach 80-ych ubiegłego wieku juniorzy byli podporą drużyny!
Wracając do sobotniego meczu to jedynie gdańska publiczność zasługuje na pochwałę. Miło było słyszeć głośny doping praktycznie do ostatniego biegu. Niestety gdańscy żużlowcy nie wykorzystali tej pomocy…