Zespół Macierewicza vs. zespół Laska i „polityczna hucpa”
Zaczęło się wszystko od „Gazety Wyborczej”, która opublikowała bardzo sprawnie wybrane fragmenty „Protokółów przesłuchania świadka”, zawierające „rewelacje”, które natychmiast znalazły miejsce na pierwszych stronach innych mediów i zainspirowały do „uczonych” wypowiedzi różnych polityków, zwłaszcza tych najbardziej „medialnych”.
Z kolei „rozmowy” dziennikarzy, którzy za wszelką cenę próbowali podbić bębenek powinny, moim zdaniem, przejść do annałów „dziennikarstwa”. Nie muszę dodawać, że wspomniane rewelacje to te fragmenty zeznań świadków powołanych przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie, które miały ośmieszyć i zdyskredytować współpracujących z Antonim Macierewiczem naukowców.
Po „medialnej akcji” Macierewicz i jego współpracownicy zwołali konferencję prasową, na której w ostrych słowach odnieśli się do tego, co się zdarzyło. W tym momencie, moim zdaniem, na wysokości zadania stanęła Naczelna Prokuratura Wojskowa, publikując na swojej stronie internetowej całość omawianych zeznań niewymienionych z nazwisk świadków. Tak się składa, że linków do tych zeznań nie znalazłem na stronach innych mediów.
- http://www.npw.gov.pl/files/0/49098/swiadek1.pdf
- http://www.npw.gov.pl/files/0/49098/swiadek2.pdf
- http://www.npw.gov.pl/files/0/49098/swiadek3.pdf
Pewnie źle szukałem. Kolejna konferencja, jaką zapamiętałem, to ta, w której udział wzięli specjaliści tzw. zespołu Macieja Laska. Panowie po raz kolejny stwierdzili, że ich adwersarze nie przedstawili żadnych dowodów na potwierdzenie swoich teorii (wybuchu, wybuchów). I z tym zgadzam się w stu procentach. Jednak, moim zdaniem, nie jest do końca fair żądanie takich dowodów od przedstawicieli zespołu Macierewicza. Wszak wiadomo, że praktycznie wszystkie dowody w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu w okolicy Smoleńska znajdują się albo na ziemi rosyjskiej, albo w rękach prokuratury. Przy okazji: o ile mnie pamięć nie zawodzi, współpracownicy Antoniego Macierewicza raczej nie formułują swoich opinii w sposób jednoznaczny, niepodważalny. Nie ukrywają, że swoje teorie budują na podstawie otrzymanych zdjęć z miejsca katastrofy, informacji medialnych oraz swojej wiedzy i doświadczeń naukowych (w różnych dziedzinach). Tak więc ich stwierdzenia w sprawie przyczyn katastrofy są tylko pewnymi hipotezami, które dla innych naukowców mogą być bardziej lub mniej interesujące.
Historia nauki zna całe mnóstwo różnych hipotez, które nigdy nie zostały potwierdzone, a po pewnym czasie zostały nawet brutalnie obalone (doskonalszymi teoriami, doświadczalnie, gdy rozwój technologii na takie doświadczenia pozwalał itd., itd.). Tak więc stosowane przez grono dziennikarskie podważanie dorobku naukowego wyznawców „teorii Macierewicza” uważam za, delikatnie mówiąc, niepotrzebne.
Myślę, że wystarczające jest stwierdzenie p. Macieja Laska, że „nie ma obecnie żadnych dowodów na potwierdzenie teorii wybuchu”. Myślę, że dobrze by się stało, gdyby doszło do spotkania przedstawicieli zespołu Antoniego Macierewicza (naukowców budujących hipotezy wybuchu) z ekspertami Macieja Laska. Przypominam, że do zorganizowaniem takiego spotkania gotów byłby prezes Polskiej Akademii Nauk, prof. Michał Kleiber. Tam oba zespoły będą mogły wymieniać się poglądami, przedstawiać swoje racje, a wszystko to w gronie kompetentnych pracowników nauki, a nie mediów (co nie znaczy, że wykluczam udział mediów w takim spotkaniu. Na pewno jednak nie dopuszczam ich do głosu). Czy takie spotkanie może przybliżyć nas do jednoznacznego, zrozumiałego dla przeważającej części społeczeństwa wyjaśnienia przyczyn katastrofy TU-154M? Nie wiem, ale mam taką cichą nadzieję.
A dlaczego wywołana została medialna wrzawa (zresztą trwająca nadal)? Mam wrażenie, że chodzi w tej chwili o odwrócenie uwagi od problemów, przed którymi stoi mój kraj. Mam wrażenie, że chodzi o odwrócenie skrajnie niekorzystnych trendów politycznych, coraz bardziej pogrążających rządzącą ekipę. Ale to jest tylko jedna z hipotez. Takich może być znacznie więcej, a każda kolejna „ciekawsza”. Ja nie czuję się kompetentny do ich budowania i żadnej z nich udowodnić nie potrafię. Jednak, jeśli założyć, że to, co napisałem powyżej jest choć w części prawdą, to cena, jaką przychodzi nam płacić za polityczną hucpę, jest bardzo, bardzo wysoka.